Raja w
dzieciństwie jest świadkiem jak policjant, chcąc wywabić terrorystę ze
wsi, podpala ją i zabija jej mieszkańców. Wśród ofiar są jego rodzice i
młodsza siostra. Jako jedynemu udaje mu się przeżyć. Opiekuje się nim
ten sam terrorysta, przyucza się 'fachu', a jego jedynym celem jest
zemsta.
Po latach trafia do małego miasteczka Sunder Nagar, w którym
pracuje Jai Singh Rana. Schronienie znajduje w domu policjanta, który
zaczyna traktować go jak syna, a on sam zyskuje rodzinę, której nie
miał. W międzyczasie zakochuje się w nim Rani, a miasto poznaje jego
prawdziwą tożsamość.
Po półtoramiesięcznej przerwie powróciłam w
moje ukochane rejony i powiem szczerze, że bardzo się stęskniłam. Na
dłuższą metę nie da się żyć bez tego kina. :)
Badal okazało się całkiem przyjemną rzeczą. Zdecydowanie za długą,
rozwleczoną (spokojnie wycięłabym z pół godziny, bo miłości Badala i
Rani i tak jak na lekarstwo) i bez wyraźnego punktu kulminacyjnego,
który wcisnąłby mnie w siedzenie, ale oglądało się naprawdę szybko i bez
bólu.
Nie lubię tematyki terroryzmu w kinie indyjskim (MNIK i New
York, chyba tylko Dil Se.. trzyma wysoki poziom), tutaj też było kilka
moralizatorskich gadek, ale wszystko podane w strawnym sosie i nie
zgrzytałam zębami. Przede wszystkim chodziło o zemstę Badala, a temat
terroryzmu spychałam na dalszy plan.
BOBBY! <3
Nic nie poradzę na to, że po Jhoom Barabar Jhoom mam do niego
niewytłumaczalną słabość (I hate you!) i przełknę go wszędzie. Rola może
wybitna nie była, brakowało mi przede wszystkim trochę gry twarzą, bo
czasami z tym nieruchomym spojrzeniem wydawał się sztywny, ale bardzo mi
się podobał. Zwłaszcza na początku jeszcze z zarostem i na koniec w
finale na paradzie podczas dnia niepodległości. Szkoda, że pozwolili mu
się uśmiechać tylko w piosenkach, bo jest wtedy uroczy, ale lepiej niech
nie tańczy. :D
Rani w tym filmie była po to żeby pojeździć na wrotkach, wypytywać
Badala o imię, prawie się zabić, bo nie chciał jej wyznać miłości,
potańczyć w piosenkach i denerwować swoją trzpiotowatością. Szkoda.
Amrish żadną swoją rolą po Koyli już mnie zaskoczy. Jak zwykle poprawny, ale za to taniec w Jugni był powalający.
No i totalnie zbędny wątek Johnny'ego Levera i Upasny Singh. Klasyczny
zapychacz, który nie wniósł do filmu nic, tylko coraz bardziej irytował.
Rozbawiła mnie tylko jedna scenka, gdy Badal przez przypadek ją
popchnął, a on natychmiast domagał się przeprosin dla swojej żony. Ona
jednak tylko zobaczyła Badala i: Już w porządku, kochanie. On jest taki
przystojny. Jak Dharmendra. :D Cóż, nie od parady jest się jego synem w prawdziwym życiu.
Muzyka jeszcze typowo oldskulowa plus łączki i obowiązkowa piosenka
podczas przygotowań do ślubu. Mi wpadło w ucho tylko Yaar Yara Mere
Yaaram. Słodziutki uśmiechnięty Bobbuś. <3
Film zdecydowanie na raz, ale dla Bobby'ego zawsze warto!
Aha, pamiętajcie, że zawsze warto jednak wyznać swoje uczucia, bo
będziecie mieli dziewczynę na sumieniu. Idiotyczna próba wymuszenia.
Jakby nie można było połączyć ich jakoś inaczej.
Kavya przyjeżdża do Delhi z zamiarem kupienia wymarzonej, koszmarnie drogiej sukni ślubnej od projektanta Kareeny Kapoor.
Humpty pracuje w księgarni ojca i ma duże problemy ze zdaniem historii.
Razem z kolegami próbuje zastraszyć nauczyciela, który okazuje się
wujkiem Kavyi. Dziewczyna za wszelką cenę szuka pieniędzy na suknię,
więc żąda 10 tysięcy rupii, a problem z historią zostanie rozwiązany. Na
początku nie jest zainteresowana rozrywkowym Humpty'm, ale zmienia
zdanie, gdy pomaga jej odzyskać pieniądze przyjaciółki Gurpreet
oszukanej przez byłego chłopaka.
W końcu spędzają razem noc, ale na
przeszkodzie staje ojciec za wszelką cenę chcący wyswatać córkę z
Angadem i wysłać do Ameryki. Humpty dostaje jeden warunek - ożeni się z
Kavyą jeśli znajdzie chociaż jeden powód dlaczego nie może wyjść za
Angada. Co robić, gdy okazuje się, że narzeczony nie pije, biega, nie
daje się sprowokować pijakom i nie jest gejem?
Jakie to było
przekochane! Uśmiech ani na chwilę nie schodził mi z twarzy. Co z tego,
że historia miłosna pary rozdzielanej przez ojca to odgrzewany po raz
milionowy kotlet? To naprawdę sztuka z oklepanej fabuły zrobić tak
zabawny i ciepły film oraz sprawić, że przez dwie godziny byłam
przyklejona do monitora laptopa.
Pozytywne wrażenia miałam już
jakiś dobry czas temu po obejrzeniu pierwszego trailera i scenek You
look hot. - I was born hot. i Humpty'ego wylewającego łzy na DDLJ. Gdy w
końcu film wpadł mi w ręce miałam ochotę zrobić wyjątek i obejrzeć go
poza kolejką, ale szybko zajęłam się czymś innym i o nim zapomniałam.
Całe szczęście nie czekał długo.
Ostatnio w ogóle nie siedzę w
indyjskich ploteczkach na bieżąco, nowe twarze w przemyśle znałam tylko z
widzenia, więc to było moje pierwsze spotkanie z Varunem i Alią, nie
licząc jej dziecięcego występu w Sangharsh. Wrażenia jak najbardziej
pozytywne.
Po pierwsze: Varun, no, no, no! Wrażenia wizualne <3,
z grą też sobie radzi (scena na dworcu z Kavyą i jego monolog do jej
ojca jako Poplu genialne!), świetnie rusza się w tańcu, tylko niech nie
płacze! W scenie przy samochodzie po wiadomości Kavyi na Facebooku chyba
miałam się wzruszyć, a chciałam parsknąć śmiechem. :D Na razie ma na koncie jeszcze tylko dwa filmy, ale coś mi się wydaje, że niedługo wyrośnie mi nowy ulubieniec.
Alia jest prześliczna, ma słodki uśmiech, ale w grze trochę mi czegoś
jednak zabrakło. Może dlatego, że Kavya mnie momentami mocno irytowała.
To Humpty się starał, to Humpty o nią walczył, zebrał pieniądze na
suknię, podarował upatrzone przez nią kolczyki, pomógł Gurpreet, rzucił
wszystko, aby przyjechać do Ambali, a ona najczęściej stała z nosem
zwieszonym na kwintę, słuchając, co mówi ojciec, jej jedyną reakcją była
chęć ucieczki przed przyjazdem rodziców narzeczonego, oskarżenia, że
Humpty nic nie robi żeby to udaremnić i oblanie go wodą. Chłopak miał
zdecydowanie zbyt dużą cierpliwość dla tej panny.
Reszta aktorów
była tylko tłem dla głównej pary. Uwagę zwróciłam tylko na Ashutosha
Ranę, którego rano oglądałam jako złego policjanta w Badal, a wieczorem
jako zasadniczego tatę Kavyi i Shonty'ego i Poplu, zabawnych przyjaciół
Humpty'ego, który potrafił nawet udawać geja żeby zdemaskować Angada. :D
W filmie znalazło się też sporo nawiązań. Humpty oglądał DDLJ i w
pokoju miał nawet zdjęcie Raja i Simran, podczas popijawy Shonty i Poplu
słuchali Suraj Hua Maddham z K3G, Humpty został nazwany Devdasem,
pojawiły się Balam Pichkari i Badtameez Dil z Yeh Jawaani Hai Deewani, a
Humpty mówiący, że jest Ram i ma brata bliźniaka Shyama przywiódł na
myśl film Ram Aur Shyam z 1967 roku z podwójną rolą Dilipa Kumara.
Zaskoczył mnie trochę pocałunek i późniejsza subtelna scena łóżkowa,
ale pozytywnie. Zrobiona ze smakiem, delikatnie i jak dla mnie niezbędna
żeby ukazać uczucia bohaterów. Zwłaszcza te pytanie Humpty'ego czy go
kocha i zwierzenie Kavyi na temat swojej siostry, która sprzeciwiła się
ojcu, wychodząc na mężczyznę, którego kochała i sama wybrała, a który
okazał się draniem.
Muzyka! W klimat wprowadziło mnie już Emotional Fool, potem klubowe
Lucky Tu Lucky Me, D Se Dance, spokojne Samjhawan, a na koniec
powalające Saturday Saturday z czołgiem w roli głównej. :D
Soundtrack brzmi mocno nowocześnie, ma dużo klubowego bitu, ale słucha
się wyśmienicie, co mnie dziwi, bo zazwyczaj gardzę taką muzyką,
zwłaszcza w filmach indyjskich, przyzwyczajona do tradycyjnych melodii. A
tu całość już trafiła na mojego iPhone'a, leci już chyba piąty raz z
rzędu i nie mam dość! Coś mi się wydaje, że to moja obsesja na
najbliższe dni.
Idealna opcja na miłe spędzenie sobotniego
wieczoru i niedzielnej nocy. Prosta historia, podana jeszcze w prostszej
formie, a jak urocza! Kto jeszcze nie zna Varuna niech nadrobi to jak
najszybciej, bo dla jego Humpty'ego warto, no i ta muzyka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz