niedziela, 1 maja 2016

24. Podsumowanie: kwiecień 2016

Dil (1990) - Serce
Hazari Prasad ma obsesję na punkcie bogactwa i pieniędzy. Postanawia ożenić swojego jedynego syna z córką milionera. Zaczyna udawać bogatego działacza, aby zaimponować Mehcie i doprowadzić do ślubu z jego jedynaczką.
W college'u pojawia się nowa uczennica - Madhu. Od razu załazi za skórę szkolnemu rozrabiace Rajy. Od nienawiści do miłości jednak jeden krok. Podczas zaręczyn pary na jaw wychodzi kłamstwo Hazariego. Ojcowie nie chcą się znać i nie zezwalają na małżeństwo ich dzieci.
Madhu i Raja postanawiają żyć na własny rachunek z dala od rodzin.

Miałam oglądać Rudraksh, zaczęłam nawet pierwsze dwadzieścia minut ze współlokatorką, ale widząc i wiedząc jaki to będzie gniot, zaproponowała coś innego. Padły sakramentalne słowa: Może coś z Madhuri? Tyle już jej o niej mówiłam, pokazywałam tyle teledysków, ale nigdy całego filmu. Dil miałam na komputerze, więc po długim czasie znów wróciłam do świata Madhu i Rajy.

Mogę opowiadać i opowiadać, kocham ten film miłością pierwszą, niezmienną i niezmierzoną. Z każdym kolejnym seansem zastanawiam się, co w nim takiego jest, ale dalej nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
Na pewno cudowną i wdzięczną Madhuri, młodziutkiego Aamira, ich chemiczny duet, najpiękniejszą obok Main Yahaan Hoon z VZ piosenkę miłosną, a przede wszystkim ten niepowtarzalny oldskulowy klimat. Śmiałam się i wzruszałam tak samo jak za pierwszym razem.

Początkowe przekomarzanki Madhu i Rajy były przezabawne. Zwłaszcza udawanie ślepego i walka na ringu, w końcu wymknęło to się jednak spod kontroli, gdy na wycieczce oskarżyła go o próbę gwałtu. Odpowiedź Rajy była gwałtowna, ale odpowiednia, aby uświadomić jej jak daleko się posunęła i jak źle się zachowała. Ten moment okazał się kluczowy w ich relacjach, bo od nienawiści do miłości jeden krok. Te natychmiastowe uczucie oczywiście przejaskrawione i przesadzone, ale nie ma na co narzekać. Film był wystarczająco długi, a i tak nie usunęłabym żadnej sceny.
Zwłaszcza, że to jeden z nielicznych, gdy młodzi tak zdecydowanie buntują się wobec woli rodziców chociażby w porównaniu z młodszym o 5 lat DDLJ. Tam Raj gardzi ucieczką, do samego końca próbuje przekonać ojca ukochanej, że jest jej wart i nie chce wyrwać jej z domu siłą. Tu Raja i Madhu samowolnie się pobierają, opuszczają rodzinne domy i zaczynają żyć na własny rachunek. Raja zarabia pierwsze pieniądze pracując fizycznie, Madhu zajmuje się domem i są szczęśliwi pomimo braku błogosławieństwa ojców.

Warty zauważenia jest fakt, jaką przemianę przeżywają główni bohaterowie wobec miłości.
Raja początkowo jest lekkoduchem, podrywa dziewczyny, potrafi nakłamać dyrektorowi prosto w oczy, że spóźnił się, bo ojciec właśnie miał czwarty zawał i wyprawić drogą imprezę urodzinową. Ma jednak zasady, jest honorowy, biorąc udział w walce, do której zgłosiła go Madhu, a także odpowiednio uświadomić jej własny błąd z niby-gwałtem. Bywa też dumny, jak w chwili, gdy nie chce przyjąć bransolet - prezentu od matki dla synowej, bo pochodzą od znienawidzonego ojca i jego pieniędzy. Bierze odpowiedzialność za żonę, zaczyna pracować, nie żyje wyłącznie miłością, wie jakie obowiązki na niego spadną.
Nie podobało mi się jedynie jak zareagował po teatrzyku Madhu z Shaktim. Rozumiem złość, rozżalenie, myślał o niej najgorsze rzeczy, ale ten policzek naprawdę nie był potrzebny.
Uwielbiam Aamira w tej roli. Potrafi być uroczy, zawadiacki, złośliwy, a jego rozpacz i łzy rozdzierają serce.

Madhu również się zmienia. Na początku słoma wyłazi jej z butów. Obnosi się bogactwem ojca, to ona rozpoczyna wojnę z Rają, skazuje go na niechybną przegraną w walce bokserskiej, oskarża o gwałt, nie ma zahamowań w swojej małej zemście. Posuwa się w tym zdecydowanie za daleko, Raja daje jej dobrą nauczkę. Mimo przyzwyczajenia do wygód i pieniędzy, szybko przystosowuje się do nowych warunków. Scena kłótni o bransoletki jest symboliczna. Nie chce zawieść matki Rajy, jedynej przychylnej im osoby, a z drugiej strony, wie, że niepotrzebnie pokłóciła się z mężem. Jej troska, gdy długo nie wraca, pretensje i wyznania pod domkiem. Zdecydowanie moja ulubiona scena z całego filmu. Nie dość, że Aamir rozwala swoim uśmiechem i urokiem osobistym, to Madhuri daje popis aktorski.
O Madhuri mogłabym pisać całe poematy. Moja ukochana indyjska aktorka od lat, która potrafi rozświetlić nawet najgorszy film. Dil to pierwszy rozkwit jej kariery po sukcesie Tezaab nagrodzony pierwszym Filmfare. Niby jeszcze nieopierzona, chociaż już bardziej doświadczona niż Aamir.
Tutaj w pierwszej połowie zwariowana, sprytna, mściwa, czarująca, później kochająca żona gotowa do każdego poświęcenia, aby uratować życie ukochanego. Zawsze rozwala mnie jej gra podczas godzenia się po kłótni o bransoletki i rozpaczy w finale.
Olśniewa też urodą. Jej stylizacja podczas walki bokserskiej i te przeurocze kucyki to mój jej ulubiony wygląd ze wszystkich filmów. Ale nie musi być w pełni umalowana, nawet bez makijażu, zrozpaczona po rozstaniu, zachwyca.

Słówko także o ojcach, bo oboje są siebie warci. Mehta opamiętuje się szybciej, zwłaszcza gdy widzi wynędzniałą córkę na ulicy. Hazariemu potrzeba wizji śmierci syna i tyrady ze strony żony, aby zrozumieć, że nie można wszystkiego kupić. Wcześniej wyrzekł się syna, uznał, że dla niego już nie żyje. Dopiero gdy to samo powtarza mu Raja, uświadamia sobie swój błąd podążania za pieniędzmi. Mimo że przerysowana do bólu, to jednak bardzo ciekawa postać. Jedna z lepszych Anupama.

Bardzo żałuję, że to jedyny z krwi i kości duet Madhuri i Aamira, gniotowatego Deewana Mujh Sa Nahin nie licząc.
Mieli ogromny potencjał, świetną chemię, dobrze się dopasowali. Szkoda, że żaden reżyser już na nich później nie postawił.
Najbardziej znaną partnerką Aamira została później Juhi, Madhuri Szaruk i Anil. Te dwa filmy to zdecydowanie za mało.

Soundtrack z Dil należy do moich ulubionych obok Devdasa i Dil Se.. i to też się nie zmieniło.
Od zwariowanego Khambe Jaise (kruszarka zindabad!), pojedynku na taniec Dum Dama Dum, rozpoczynania nowego życia w Humne Ghar Choda Hai, więziennego Hum Pyaar Karne Wale, płaczliwego O Priya Priya po moje ukochane Mujhe Neend Na Aaye. Wracam do tej piosenki bardzo często i nadal nie mam jej dość. Ach, ten sweterek Aamira! <3


Podziękowania dla tłumacza filmu, który ubarwił fabułę kruszarką, Dhoom Machale i krótką bajką o ewolucji stolika! :D

Wróciłam do Dil po długim czasie i z wielkim rozrzewnieniem przypominałam sobie jak bardzo kocham ten film. Za wszystko. Za Madhuri, za Aamira, za ich duet, za muzykę, a przede wszystkim za chwytającą za serce historię miłosną. Obejrzę ten film jeszcze nie raz.
Cieszę się, że zadowolona z seansu była też przyjaciółka, która nie jest na co dzień zaznajomiona z tym kinem. Podobało się jej, nie marudziła, przyzwyczaiła się do oldskulowej konwencji i ją kupiła. Nie ma lepszego komplementu dla Dil, mimo że od premiery minęło 26 lat.

Dil wiecznie żywy i na zawsze pozostanie moim ulubionym filmem.
Kochajcie Madhuri!

Rudraksh (2004)
Oglądam to kino od 10 lat. Widziałam wiele filmów. Tych zachwycających, genialnych, dobrych, przeciętnych, gniotowato-szmirowatych czy też tak złych, że aż dobrych. Ale ja naprawdę nie wiem, co powiedzieć o Rudraksh. To nie mieści się w absolutnie żadnych ramach. Seans z przyjaciółką (biedna ona!) skończyłam z bólem głowy, mózgiem wypływającym na zewnątrz i słowami: Co ja, kurwa, właśnie obejrzałam?!
Bardzo chciałabym powiedzieć cokolwiek o fabule, ale to przekracza moje zdolności umysłowe. Przez te dwie godziny piętnaście minut zachodziłam w głowę, co musiał brać scenarzysta i jak bardzo zdesperowani finansowo był reżyser i aktorzy, żeby wziąć w tym dobrowolnie udział.
To było straszne. Jakbym oglądała sto razy gorsze Asambhav: z każdą kolejną minutą byłam coraz bardziej sfrustrowana, jęczałam tylko Zabierzcie to ode mnie!, a mózg powoli zaczynał eksplodować. Po półtorej godzinie musiałam zrobić przerwę, bo to skończyłoby się harakiri.

Z podziękowaniami dla współlokatorki, która się dosiadła i koniecznie chciała zobaczyć, jak to się skończy. Dzięki niej jako tako siedziałam w miejscu i nie chciałam iść po ostre narzędzie, a poza tym w pewnym momencie zaczęłyśmy to po prostu traktować jako komedię. Jaki świat zrobił się wtedy piękny! Obśmiałyśmy chyba wszystkie absurdy i wpadłyśmy w głupawkę level hard.

A słowa klucze to:
- niebieskie soczewki Sunila,
- peruka Sanjaya (a tak czekałyśmy aż wyjmie prostownicę!),
- walka na miecze (dopisek Mortal Kombat mnie rozwalił!),
- komputerowa mysz,
- w ogóle EFEKTY SPECJALNEj troski (to trzeba zobaczyć samemu)
- Suzy z czerwonymi oczami (jej finał był piękny)
- Sunil czarna mgła
- ojciec Varuna jako Gandalf z laptopem Apple
- Boski Internet
- zaawansowana technologia doktor Gayatri
- lewitacja Sunila i Sanjaya (ruchy tego drugiego ochrzciłam tańcem paralityka - to też trzeba zobaczyć samemu)
- Gayatri tępa dzida, która nie słucha poleceń
A to i tak nie wszystko, cały film to jedno wielkie kuriozum.

Muzyki nie było wiele, a szkoda, bo przynajmniej chociaż trochę odrywała od meandrów fabuły.
Chociaż i taki teledysk do Kya Dard Hai robi spustoszenie w nieprzygotowanych na to głowach. Te wzdychania, te masujące dłonie Sanjaya, te jego wyprostowane włosy, ta starająca się być seksowna Bipasha...


Asambhav, Orange, Silsiilay i Rakht mają groźnego konkurenta w walce o nagrodę Najgorszego Filmu Indyjskiego Ever.
Długo nie pozbieram się po tym seansie. Ale dobrze, że taki Rudraksh to tylko jeden rodzynek w torcie pełnym świetnych filmów, a i na takie niestety muszę trafić. I uświadomcie sobie, że taka Veer Zaara jest z tego samego roku, JEZU.
Przydałoby się coś dobrego na odtrutkę...

Fitoor (2016) - Obsesja
Noor i Firdaus poznają się w dzieciństwie. On pochodzi z ubogiego domu, wychowywany jest przez siostrę i jej męża. Przejawia jednak ogromny talent artystyczny. Ona jest córką bogatej i zgorzkniałej Begum. Ich drogi rozdzielają się, gdy Firdaus zostaje wysłana do szkoły w Londynie.
Po latach spotykają się w Delhi. Noor rozwija się, aby zostać uznanym artystą, ale nigdy nie zapomniał o swojej młodzieńczej miłości. Z kolei Firdaus zaręczona jest z poważanym politykiem Bilalem i nie traktuje poważnie przyjaciela z dzieciństwa.
Dokąd zaprowadzi Noora jego obsesyjna miłość?

Trailer podziwiałam już dawno temu. Ten klimat i muzyka były zachwycające, może dlatego miałam też wygórowane oczekiwania. Ogólnie się nie zawiodłam, bo od początku do końca mnie wciągnął, porwała mnie ta historia, chociaż nie ustrzegł się paru wad.
Warto wspomnieć, że twórcy mocno inspirowali się dziełem Charlesa Dickensa Wielkie nadzieje. Nie znałam go wcześniej, nie dowiadywałam się niczego przed seansem, aby nie zepsuć sobie niespodzianki. Chętnie jednak nadrobię teraz tę zaległość.

Wstęp z ukazaniem dzieciństwa głównych bohaterów był potrzebny, ale jednak trochę przydługi jak na ledwie dwugodzinny film. Mam wrażenie, że retrospekcjami próbowano zapełnić ekranowy czas, bo twórcy nie mieli jak wydłużyć dosyć nijakiego wątku miłosnego. Z jednej strony dawały pełen obraz historii, ukazały też tę niemniej ważną błędów młodości Begum, a z drugiej główna oś kulała.

Pierwszy mój zachwyt to przede wszystkim strona techniczna. Boże, jakie tu wszystko było piękne! Kaszmir oszałamiał, nawet sceny w zazwyczaj nijakim Delhi były dopieszczone w każdym calu. Ta gra świateł, kadry, przybliżenia. To było bardzo artystyczne i robiło ogromne wrażenie. Jestem pełna podziwu dla zmysłu reżysera i operatora. Istny majstersztyk.

Drugi to zdecydowanie Aditya Roy Kapur. Do tej pory widziałam go tylko w Guzaarish i Yeh Jawaani Hai Deewani i raczej miałam średnie wspomnienia. Wystarczyło go tylko obsadzić w głównej roli i to tak wymagającej, żeby rozkwitł. W klimat wprowadził chłopaczek, który zagrał młodszą wersję Noora i skradł mi serce, później sam Aditya był rewelacyjny. Od samego początku, gdy jeszcze jako nieśmiały i grzeczny Noor przyjechał do Delhi (ta scena na imprezie, w której w sweterku w milczeniu podziwiał Firdaus po raz pierwszy od lat!), chodzenia za nią jak piesek i żebrania o uczucie, pokazanie jej swoich obrazów po upicie się na licytacji własnego dzieła, bo go odrzuciła. Chcę go więcej!

Z postacią Firdaus mam ogromny problem. Nie spodobała mi się od samego początku, gdy tak wyniośle traktowała Noora w dzieciństwie, a później tym bardziej nie widziałam jej jakiegokolwiek uczucia do niego. Bardziej przyjaźń, ale na pewno nie miłość. Ciągle chodziła rozdarta: z jednej strony Noor ciągle narzucał jej się swoim towarzystwem, uczuciami i dowodami miłości, a z drugiej stał wpływowy narzeczony wybrany przez matkę. Nie mogłam rozgryźć tej dziewczyny.
Katrina świetnie prezentowała się w trailerze, niemała przemiana kolorystyczna włosów na plus, dodało jej to pazura, ale to było za mało. Obok świetnego Adityi nie miała się czym popisać, średnio udało jej się też pokazać rozterki Firdaus. A ten jej dukający hindi jest straszny, nie mogłam słuchać jak cedzi słowa.

Przyznam jednak, że para Aditya – Katrina wyjątkowo chemiczna, świetnie wkomponowali się w klimat filmu, a scena miłosna zrobiona delikatnie i ze smakiem. Do pocałunków nie jestem przyzwyczajona, ale wyszły dobrze. Szkoda tylko wyciętego teledysku do Pashminy, nie mieli tak naprawdę żadnego typowo romansowego w filmie.

Jak się cieszę, że Rekha zrezygnowała z roli Begum! To kolejna po Haider rewelacyjna postać Tabu, świetnie, że w końcu dojrzałe aktorki mają się w czym wykazać. Finał w jej wykonaniu przyprawił mnie o ciarki. Dzięki retrospekcjom mogliśmy poznać przykrą historię jej i Muftiego, który ją okradł i zostawił samą w ciąży. Późniejsza utrata dziecka i adopcja Firdaus odcisnęła w niej piętno. Symboliczny był wisiorek, który okazał się skrywać zdjęcia jej i ukochanego, którego nie przestała nigdy kochać.
Plus także dla Aditi Rao Hydari, która zagrała Begum sprzed lat. Naprawdę uderzające podobieństwo, ale mogli sobie darować dubbingowanie jej głosem Tabu.

Cudownie było zobaczyć w małej rólce Larę, ależ ja jej dawno w niczym nie widziałam! Cameo dostał również Ajay Devgan, ale nie było to nic wartego uwagi.

Dobrze, że nie przeładowano filmu muzyką, ale z drugiej strony mocno odczuwałam jej brak. Pojawiała się jedynie w tle, wycięto teledysk do Pashminy, a wersje były mocno skrócone. Piosenki pojawiały się i bardzo szybko znikały. Niemniej jednak, Pashmina ma przepiękną melodię, ale moim faworytem od pierwszego usłyszenia w trailerze jest Yeh Fitoor Mera z mocnym głosem Arjita Singha.


Jukebox do przesłuchania: 


Może nie dostałam od Fitoor wszystkiego, czego oczekiwałam, ale ogólnie mogę być zadowolona. Przede wszystkim zauroczył bajkowy klimat, ciągle rozwijający się Aditya i wspaniała Tabu. Kłopot jak zwykle jest tylko z Katriną, bo po prostu kiepska z niej aktorka i to się raczej nie zmieni.

Dilwale (2015) - O wielkim sercu
Veer razem ze swoim bratem Rajem pracuje w warsztacie samochodowym. Pewnego dnia poznaje piękną Ishitę. Młodzi szybko się w sobie zakochują i planują podzielić się tą nowiną z bliskimi. Okazuje się jednak, że siostra Ishu - Meera była kiedyś blisko związana z Rajem, a ich wspólna przeszłość nie będzie wygodna dla nikogo.

Ubawiłam się rewelacyjnie, ale nie da się ukryć, że to typowa masala i film - wydmuszka. Z wierzchu pięknie opakowany, bo cudowna muzyka, gwiazdorska obsada, efekty specjalne, a w środku pustka scenariuszowa, czego nie da się do końca ukryć.

Przede wszystkim 'wielka historia miłosna' Kaaliego i Meery do kosza. Czy tylko mnie zupełnie nie porwało uczucie dwójki pseudo gangsterów? To było takie miałkie, wałkowane w przypadku pary Szaruk - Kajol do znudzenia. Owszem, mieli tutaj kilka bardziej emocjonujących scen, ale wypadli w nich karykaturalnie. Zupełnie nie porwało mnie to ich bułgarskie romansowanie, bo i oni nie są już Rajem i Simran sprzed 21 lat czy Rahulem i Anjali sprzed 15. Jestem chyba jedyna, która nie wariuje na punkcie ich duetu i nie uważa go za najlepszy. Zawsze na ekranie wyglądali jak rodzeństwo, ewentualnie najlepsi przyjaciele, ale na pewno nie jak kultowa para romansów kina indyjskiego. Tutaj to było aż nadto widoczne, zero chemii. Nigdy nie zrozumiem tego uwielbienia. Boże, to ich 7 wspólny film! Dajcie spokój, ja rzygam tym duetem. Dajcie Szarukowi Madhuri albo Juhi, wtedy zobaczycie chemię!

Bardzo nie podobało mi się też zepchnięcie wątku Veera i Ishu na drugi plan. Miał potencjał, aktorzy fajnie razem wypadli, ale w dalszej części filmu służyli tylko jako tło i pomoc dla ponownego sparowania Raja i Meery. Wiadomo, która para była dla twórców nadrzędna i która miała przyciągnąć do kina, to aż za bardzo rzucało się w oczy, ale zachowajmy jakieś pozory! Żeby mieli jeszcze jakąś epicką historię, gdzie tam. A tak nie dość, że oni nie porwali to jeszcze twórcom nie chciało się już rozwijać wątku drugiej pary, która by to uratowała (wycięto nawet ich drugą wspólną piosenkę!), bo nie była tak ważna jak Szaruk i Kajol. Strasznie wkurzające.
W którym momencie w ogóle się ta miłość zaczęła? Kaali wpadł od początku, ale Meera tylko grała, potem chciała go zabić, a jak on ją uratował to nagle wystawała w deszczu pod jego domem, bo chciała udowodnić, że go kocha. No litości!

Szaruk jak wino - im starszy, tym lepszy. Mimo pięćdziesiątki na karku dalej zachwyca kondycją, nienagannym wyglądem i umiejętnością romansowania jak za najlepszych lat. Tylko ileż można grać to samo? Tutaj może nie wyglądało to tak bardzo typowo, bo miał kilka scen jako gangster, a później grał grzecznego i uprzejmego starszego brata, który stronił od przemocy, ale fakt jest faktem. Kaali z części bułgarskiej był beznadziejnie słaby. Jedyne sceny jakie mu się udały to ta z pięciominutową randką i w samochodzie. To ja już z ostatnich lat i romantycznych wcieleń wolę Samara z Jab Tak Hai Jaan, a to chyba mówi wszystko.
To zdecydowanie nie jest jego najlepsza rola, a bardzo chciałabym go w końcu zobaczyć w poważnej tematyce w poważnym filmie u poważnego reżysera. Zaraz minie 10 lat od Chak De! India...
Raj starszy brat z zarostem o wiele lepszy niż nijaki gangster Kaali.

Kajol najchętniej bym przemilczała. Jak mnie ta kobieta denerwuje. Od lat. Niezmiennie. Niezależnie w jakiej roli. Nigdy nie zrozumiem jej fenomenu, popularności i uwielbienia fanów. Od zawsze z tą samą wybitnie irytującą manierą trzpiotki-idiotki, zrośniętymi brwiami i piszcząco-drącym się głosem.
Tu nie było inaczej. Meera irytowała mnie niemożebnie. Najpierw oczywiście rola trzpiotki-idiotki, potem starszej siostry, która chcąc się zemścić na byłym ukochanym, chciała pozbawić Veera brata i doprowadziła do jego rozstania z Ishu. Masakra.
Jedna, jedyna scena, w której Kajol była rewelacyjna to ta, w której poznajemy jej prawdziwe oblicze kobiety z gangu. Jak ona wysiada z tego samochodu, jak wyciąga broń, ileż zjadliwych słów mówi Kaaliemu, gdy opowiada jak łatwo go nabrała. Naprawdę nadawałaby się do roli czarnego charakteru, marnuje się jako nijaka heroina. Jako sucz bez serca zmiotła Szaruka w tej scenie. I to była jedyna scena z całego filmu, w którym Kajol była dobra. Resztę przemilczmy. A taką miałam nadzieję, że ją szlag trafi po tym postrzale w finale...

Szkoda, że tak niewiele było Kriti Sanon. Przeurocza i prześliczna dziewczyna, z potencjałem, ale gdzie by tu w ogóle miała cokolwiek grać, gdy ważniejsza jest Kajol, phi...

A na deser, panie i panowie: Varun Dhawan.
Ja już od dawna wiedziałam, że to fajny chłopak, pokochałam go od Humpty'ego i Main Tera Hero, dostrzegłam jego talent komediowy, ale to co tu wyprawiał było wow. Jego bohater miał być lekkoduchem i sprytnym kombinatorem, ale Varun dodał mu od siebie taki błysk w oku, energię, że nie miałam go dość oglądać.
Znów mnie zauroczył. Zarówno w scenach komediowych, w których wymiatał (dialog z Sidhu, który tłumaczył się ze swoich kradzieży w warsztacie, te jego nagłe wzruszenie i THAT I LOVE HER! tym płaczliwym głosem rozwaliło mnie i współlokatorkę ze śmiechu tak bardzo, że skończyło się na głupawce i ripleju tej sceny do znudzenia :D, majstersztyk!, scena z historią Ramlala i Pogo też rewelacyjna, Varun dawał popis komediowy), ale też poważnej rozmowy z Meerą, w której odrzucił Ishu, wybierając miłość do brata (te piękne słowa, że to nie tylko jego brat, ale też ojciec, matka, najlepszy przyjaciel i wszystko, co najważniejsze w jego życiu) i późniejsza rozmowa z Rajem, gdy wiedział już, że nie są biologicznym rodzeństwem.
Wśród nijakiego Szaruka z Kajol - błyszczał. A przyćmić takie wygi to nie byle co.
Serduszko dla Varuna, bo zasłużył. <3 Od razu nabrałam ochotę na piąty raz z Main Tera Hero. :D

Obok Varuna drugim prawdziwym plusem jest muzyka. Gerua bez tego komputerowego tła jest ładna choć do kultowości Suraj Hua Maddham to jej daleeeko, melodia Janam Janam przepiękna (moment tańca Raja i Meery w deszczu i to jedno ujęcie zza szyby - cudo!, zawsze powtarzam, że indyjskie deszczowe teledyski to największy skarb), wyrzucenie z filmu Premiki to zbrodnia, a Manma Emotion Jaage vel Worth It naprawdę mocno wkręca się w głowę. Nijakie jest tylko Daayre, bo Tukur Tukur łaskawie przemilczmy, nie wiem, co ta piosenka robi na soundtracku.
Jako że Manma Emotion Jaage kiedyś linkowałam, do posłuchania Janam Janam, żeby nie było, że tak bardzo nie lubię Szaruka i Kajol. :) Ten delikatny głos Antary Mitry przy main tera aarzoo, main teri aashiqui doprowadza mnie do ciarek.


Jukebox do przesłuchania:


Do odmóżdżenia się i zabawy - idealny. Varun, urocza Kriti, Szaruk jako Raj, sceny komediowe i muzyka przesłaniały wady, czyli całą resztę i Kajol. Mi się podobało, chwilami nawet bardzo (wtedy, gdy błyszczał Varun), bo to po prostu dobrze zrobiona masala. Zdaję sobie jednak sprawę jak pusty i głupi jest momentami ten twór. Ale uradowana gawiedź fanów SRK & Kajol wszystko kupi i to dla nich jest ten film.
No i dla fanek Varuna, oczywiście! :D