czwartek, 10 lipca 2014

2. Veer Zaara (2004)

Veer Zaara (2004)

 Obsada:
Shahrukh Khan - Veer Pratap Singh
Preity Zinta - Zaara Hayaat Khan
Rani Mukherji - Saamiya Siddiqui
Divya Dutta - Shabbo
Kirron Kher - Mariam Hayaat Khan
Boman Irani - Jehangir Hayaat Khan
Amitabh Bachchan - Choudhary Sumer Singh, Tatko
Hema Malini - Saraswati Kaur, Mateczka
Manoj Bajpai - Raza Shirazi
Anupam Kher - Zakir Ahmed
Zohra Segal - Bebe

Bardzo długo zbierałam się do tej powtórki. Ostatni raz Veer Zaarę widziałam kilka lat temu. Pamiętam nawet okoliczności, bo umiliła mi czas w chorobie i powstała z tego recenzja jeszcze na stare bollywood-news. Co jakiś czas jednak po głowie zaczynało mi chodzić moje ukochane Main Yahaan Hoon i myśl, że Veer Pratap Singh musi się w końcu doczekać swojej kolejnej szansy. Ostatnio zaczęłam przypominać sobie wszystkie teledyski i już nie było odwrotu. W poniedziałek z kolekcji gazetówek wyciągnęłam moje piękne wydanie zamawiane lata temu przez babcię w Klubie Dla Ciebie i to był zdecydowanie najlepszy pomysł na spędzenie trzech godzin. Czasami strach wracać do ulubionych filmów, bo zaczyna odbierać się je inaczej i dostrzega wady. Znów jednak ta historia porwała mnie bez reszty, a od momentu wejścia Zaary na salę rozpraw łzy leciały same aż do końca. Co kryje się za sekretem epickości tej historii?

Losy Veera i Zaary przecinają się na dnie przepaści, gdy autobus, którym podróżuje Pakistanka z prochami swojej ukochanej niani, ulega wypadkowi. Dzieli ich wszystko. Narodowość, religia, status społeczny i majątkowy. Kiedy Veer chce wyznać ukochanej swoje uczucia, dowiaduje się, że jest już obiecana innemu. Historia powinna zakończyć się na dworcu w Atari jednak miłość potrafi
przezwyciężyć wszystkie przeszkody. Dlaczego więc po latach niewinny Veer odsiaduje wyrok w więzieniu w Lahore? Jak zakończyło się małżeństwo Zaary? Kim jest młoda pani adwokat Saamiya Siddiqui?

Strona techniczna filmu jest po prostu porażająca. Żaden film pod względem feerii barw i ukazania ‘indyjskości’ nie dorasta do pięt Veer Zaarze. Pendżab jest  wprost zachwycający! Do tego te wszystkie kolory, dbałość o najmniejszy szczegół strojów i idealna muzyka. Nikt nie potrafi się tak chwalić swoim krajem jak Hindusi. Najlepszym dowodem jest piosenka Aisa Des Hai Mera przepełniona zachwytem nad Indiami. Czy ktoś wyobraża sobie Polaka przestającego na wszystko narzekać i śpiewającego ‘Jaki piękny jest mój kraj’? Zupełnie inna mentalność.
Dopiero po zakończeniu seansu uświadomiłam sobie, że film w tym roku skończył 10 lat! Nic się nie zestarzał i cały czas wywołuje takie same emocje jak za pierwszym razem.

Yashowi wystarczyło usłyszeć od swojego syna Adityi zarys kilku pierwszych scen żeby wiedzieć, że to będzie jego kolejny film. W roli Saamiyi od razu bardzo wyraźnie widział Rani (zmroziło mnie jak przeczytałam, że brana pod uwagę była także Aishwarya, brrrr!), Shahrukh to stały punkt jego filmów zważywszy na jego wielką przyjaźń z Choprami od oszałamiającego sukcesu Dilwale Dulhania Le Jayegne Adiego z 1995 roku po Dil To Pagal Hai, Mohabbatein, Rab Ne Bana Di Jodi poprzez ostatnie Jab Tak Hai Jaan. Problem stanowiło jedynie znalezienie odpowiedniej Zaary i dziękować Bogu, że nie okazała się nią Kajol, bo podobno i takie pomysły krążyły. Aditya, scenarzysta VZ, po latach zapytał ojca, który spośród jego filmów jest tym ulubionym. Yash odpowiedział, że przez lata najbardziej cenił Lamhe, ale teraz jest to Veer Zaara.

Film rozpoczyna sielskie Kyun Hawa. Shahrukh w łódeczce, wśród kolorowych kwiatów, w nieśmiertelnym pomarańczowym golfie, na którego widok zawsze się uśmiecham. Ujęcia na sylwetkę Preity, jej biało-czerwone sari, bransoletki. Para biegnie do siebie, ale nagle pada strzał, a piękny sen się kończy. Wyniszczony Veer tak jak co dzień od 22 lat budzi się w pakistańskim więzieniu.
Jednak tego dnia historia zmieni swój bieg. Rząd Pakistanu wznawia sprawy kilku indyjskich więźniów, w tym także Veera. Swoją pierwszą sprawę rozpoczyna młodziutka Saamiya, uparcie wierząca w swoje ideały i chcąca realizować marzenia zmarłego ojca. To ona jako pierwsza dociera do skorupy Veera zamkniętej na 22 lata i poznaje prawdę. Dzięki niej imiona Veer i Zaara znów się połączą.


Czy to byłaś ty, czy promień światła? Czy to byłaś ty, czy radosny, młody pączek?
Czy to byłeś ty, czy deszcz marzeń?  Czy to byłeś ty, czy obłok radości?
Czy to byłaś ty, czy jakiś rozkwitły kwiat?
Czy to byłeś ty, czy też całkiem nowy świat?

Veer Pratap Singh pochodzi z ubogiej indyjskiej wsi, ale nigdy nie zapomina o swoim stryjostwie, którzy zaopiekowali się nim po śmierci rodziców i wykształcili. Obecnie jest dowódcą eskadry. Każdego dnia poświęca swoje życie w imię ojczyzny, ratując potrzebujących w wypadkach. Właśnie ratuje ostatnią ofiarę wypadku autobusu. Dziewczyna nie wydaje mu się piękna, a jednak ma coś, co nie pozwala mu oderwać od niej oczu. Sen kończy się, gdy nieznajoma każe zatrzymać całą akcję, bo wypadł jej plecak. Veer jest wściekły i robi jej całą tyradę zakończoną słowami, że zastanawia się czy jest jakikolwiek sens ratowania ludzi. Zaara przeprasza go później za całe zajście i tłumaczy powód swojego zachowania. Veer postanawia pomóc jej bezpiecznie dostać się do Kiratpuru, a Zaara chcąc się zrewanżować zgadza się na poświęcenie mu jednego dnia swojego życia i jedzie z nim do jego rodzinnej wsi. Całą drogę na dworzec w drodze powrotnej zastanawia się jak ją zatrzymać, ale nie zdołał przewidzieć, że dziewczyna zapomniała wspomnieć mu o narzeczonym… 

Veer to uosobienie indyjskiego syna. Prawy, uczciwy, do bólu wierny tradycji i zwyczajom, kochający swój kraj (ja już po tygodniu w Anglii cztery lata temu tęskniłam za Polską, a co powiedzieć o 22 latach?), szanujący przybranych rodziców, a do tego jeszcze wykształcony i całym sercem oddany jedynej ukochanej. Aby chronić honoru jej i jej rodziny, zdolny nawet do wtrącenia na 22 lata do więzienia, nie wymawiając ani jednego słowa skargi. Zresztą już po scenie na dworcu usunął się z jej życia. Zaara nic nie odpowiedziała na jego wyznanie miłości, była przecież obiecana innemu, a i narzeczony sprawiał wrażenie groźnego. Dopiero Shabbo swoim telefonem uświadomiła mu, że także Zaara go kocha i musi zawalczyć o swoją miłość. Na koniec zadała mu pytanie jak bardzo ją kocha, ale nie był w stanie odpowiedzieć nawet po tylu latach. Na jaką zdobył się wtedy odwagę zwróciła mu uwagę dopiero Saamiya: ‘Ja wiem. Pilot indyjskiego lotnictwa nie może wjechać do Pakistanu. Usłyszawszy o tym, złożył pan rezygnację, świadom, że powrót do służby jest niemożliwy. W tajemnicy ruszył pan do Lahore. Nie wiedział pan jak to się skończy. Czy pan zdąży. Czy spotka Zaarę. Czy Zaara wyjedzie z panem. Czy pan sam zdoła wrócić. Niczego pan nie wiedział. A mimo to pojechał. Może pan nie wie, ale ja wiem… Wiem jak bardzo kocha pan Zaarę.’ Scena w świątyni, pożegnanie w forcie i rozmowa z Mariam błagającą go o życie swojego męża to cała kwintesencja tej miłości, którą byli w stanie poświęcić. Chociaż dla mnie najlepszą sceną potwierdzającą jego nieskończoną miłość jest ta, w której Saamiya krzyczy na niego w celi, bo przegrywają sprawę, a on nie chce, aby wezwano tu Zaarę. Mówi jej, że ma już na pewno dwoje dorosłych dzieci, prowadzi ustatkowane życie, a gdyby tu przyjechała znów rozgorzałyby pytania, co łączy Veera i Zaarę, Raza postanowiłby się z nią rozwieść i zniszczyłby jej całe życie, a tego zrobić nie może. Oto potęga miłości.

Zawsze powtarzam, że oldskulowy Szaruk i Szaruk z Veer Zaary to mój ulubiony Szaruk. Veer to niby żadna odkrywczo-wybitna rola, a jednak tylko on potrafiłby nadać mu ten charakterystyczny rys. Jego Veer jest taki ludzki: w jednej chwili czekający w deszczu na Zaarę w świątyni i mówiący jej w forcie, że jeśli powie tylko jedno słowo to ją stąd zabierze i nikt go nie zatrzyma, a przy tym potrafiący żartować z ich nieuniknionego rozstania, a jednak tak bezradny i słaby w rozmowie z Mariam, gdy przyznaje, że ta miłość ich zaślepiła i nie widzieli nikogo wokół nich. Zwykły człowiek stojący na rozdrożu: zapewnić sobie wolność i zhańbić ukochaną czy dobrowolnie dać się zamknąć żeby Zaara mogła żyć w szczęściu. Niewyobrażalna to musiała być miłość skoro wybrał to drugie.

W ogóle kontrast obu Veerów, tak jak i w przypadku Zaary, jest ogromny. Wcześniej oddany pracy, przywożący rum Tatce, żartujący z Mateczką, pełen życia i energii młody mężczyzna. W więzieniu słaby, milczący, niedbający o swój wygląd, niechcący nawet jeść swoich głodowych porcji jedynie cały czas wpatrzony w bransoletkę – jedyną pamiątkę jaka pozostała mu po Zaarze. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak zdołał przeżyć te lata w więzieniu i nie zwariować. Myśl, że Zaara pewnie jest spełnioną żoną Razy i matką z jednej strony musiała być krzepiąca, bo wiedział dla kogo to zrobił i dlaczego, ale z drugiej każdego dnia musiała rozdzierać mu serce, że to nie on jest na jego miejscu i szczęście z Zaarą zostało mu brutalnie odebrane, a lata bezpowrotnie stracone.

Shahrukh jako Veer wygląda obłędnie. Pod względem zarówno fryzury, którą powiem szczerze, że uwielbiam, jak i świetnie dopasowanych ubrań: pilota, chłopaka na święcie Lodi, na co dzień, ale także tych łachmanów, które nosił w więzieniu. To był dla niego także świetny czas filmowo. Jeszcze dziesięć lat temu był idealnym kochankiem, ale teraz wolałabym żeby w końcu poszedł także w bardziej ambitnym kierunku. Chyba że ma zamiar grać młodzieniaszków do sześćdziesiątki, takiego Szaruka jak w Veer Zaarze nigdy za wiele. :) Bardzo cenię go za tę rolę, bo wbrew pozorom nie jest ona tak prosta i jednoznaczna jak może się wydawać. Veer to naprawdę wspaniały i szlachetny człowiek zniszczony więzieniem, a jednak nadal potrafiący się uśmiechać. Łatwo go przeszarżować, a jednak sprawił, że widzowie od razu pokochali jego historię i współczuli zmarnowanych lat. A to było najważniejsze. No i ukłon za zagranie sceny z przemową za jednym zamachem! 


Czy to byłaś ty, czy cudny zapach w powietrzu? Czy to byłaś ty, czy kolory wszędzie w koło?
Czy to byłeś ty, czy drogi pełne światła? Czy to byłeś ty, czy piosenki w przestworzach dźwięczące?
Czy znalazłem ciebie, czy też mój cel?
Czy to byłeś ty, czy wypełniony magią czas?


Zaarę Hayaat Khan poznajemy jako rozpieszczoną córkę wpływowych rodziców. Nie ma zamiaru nauczyć się podstawowych czynności domowych, a przecież niedługo ma wyjść za mąż. Całe dzieciństwo poświęciła jej ukochana niania - Hinduska przez lata mieszkająca w Pakistanie. Na łożu śmierci prosi dziewczynę żeby zabrała jej prochy do Indii i połączyła z przodkami w Kiratpurze. Zaara uważa, że to pewnie jedyna rzecz jaką będzie mogła się pochwalić w życiu, bo jego resztę spędzi próbując być idealną żoną i matką, więc wyrusza w samotną podróż, wykorzystując nieobecność surowego ojca i niewiedzę matki.

Boli mnie mała niekonsekwencja w budowaniu jej postaci. Piosenka Hum To Bhai Jaise sugeruje, że to naprawdę uparta i niezależna osóbka. W końcu zdecydowała się na samodzielną podróż do Indii byle tylko spełnić prośbę Bebe. A później jakoś to zdecydowanie wyparowuje. Nie próbuje od razu
wytłumaczyć się Veerowi ze swojego nieodpowiedzialnego zachowania, pokornie znosi milczenie ze strony ojca po powrocie do Pakistanu i zgadza się na małżeństwo z Razą, aby uratować jego karierę i zdrowie. Jedyna, jak to określiła, ‘chwila słabości’ to te wyjście naprzeciw Veerowi w świątyni, gdy nie była w stanie kontrolować siebie ani swoich uczuć i nie zważała na konsekwencje. Ale to jeszcze młoda dziewczyna, która w bardzo szybkim czasie musiała dojrzeć i sama podjąć decyzję odmieniającą życie nie tylko jej, ale też Veera.

W jej przypadku to chyba nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie zwracała na niego większej uwagi podczas akcji ratunkowej, spojrzała na niego wręcz z przerażeniem, gdy pierwszy raz podniosła wzrok na jego twarz, podczas tyrady Veera myślała pewnie ‘Co za arogant. Nawet nie zapytał, dlaczego to zrobiłam.’, ale grzecznie go przeprosiła i wyjaśniła swoje zachowanie. Myślała pewnie, że to koniec ich znajomości, a on jednak postanowił jej towarzyszyć w drodze do Kiratpuru, a na dodatek zaprosił do swojej rodzinnej wsi. Wyglądał na porządnego i uczciwego, ale przecież go nie znała. Miała prawo trzymać go na dystans i czuć się onieśmielona jego słowami i stylem bycia jego stryjostwa tak różnym od jej bogatych rodziców. Na stacji nie czuła pewnie nic więcej od wdzięczności za uratowanie jej życia i spędzenia kilku cudownych chwil, gdy wyznawał jej swoje uczucia. Jednak tęsknota, słowa, że ‘W Indiach jest ktoś, kto odda za ciebie życie.’ i świadomość, że na pewno nie zrobiłby tego Raza przekonały ją, że to nie było zwykłe spotkanie. Tak chciało przeznaczenie i to na pewno musi być miłość. Jak bardzo zaczynała wariować sama w wielkiej rezydencji wśród służby i przygotowań do ślubu, najlepiej oddaje oczywiście Main Yahaan Hoon. Zaczyna widzieć Veera podczas zaręczyn, w ogrodzie i przy codziennych czynnościach. Nie odważyła się jednak zrobić nic sama. To Shabbo widząc jej stan, dzwoni do Veera i każe ją stąd zabrać. Jednak co ma zrobić, gdy musi wybierać między miłością a życiem ojca, którego widok w świątyni doprowadza do zawału?
Scena w forcie zawsze rozdziera mi serce. Veer snuje plany, że jak już urodzi dziesięcioro dzieci ma przyjechać na wieś, a on przewiezie ją na ramie roweru i pokaże jej wszystkie zmiany. Zaara żartuje przez łzy, że po tylu dzieciach nie zmieści się na ramie. Jej pytanie, co takiego złego zrobiła, że Bóg tak bardzo ją każe. To jak bardzo nie potrafią się rozstać, a ona już przy wyjściu zawraca, aby przytulić go po raz ostatni, a potem wybiega, nie odwracając się.

Również ona wykazuje się wielką odwagą. Gdy dowiaduje się o domniemanej śmierci Veera, natychmiast zrywa kontrakt ślubny, zostawia swoją ojczyznę i wraca do Indii, aby na wsi spełniać jego marzenia. Przynajmniej mogła żyć w miarę normalnie, kończyć jego dzieło, czerpać satysfakcję z edukacji dziewczynek w szkole, wspominać go z Tatkiem i Mateczką. Na pewno jednak sumienie nie dawało jej spokoju, bo jedna decyzja mogła sprawić, że Veer by żył. Mimo wszystko ona także poświęciła swoje 22 lata życia całkowicie zapominając o sobie, walcząc o pamięć dla Veera. Oto potęga miłości.

Bardzo lubię Preity w tej roli. Jest świeża, naturalna i niezmanieryzowana. Zdecydowanie lepiej jej także w tradycyjnym wydaniu niż tym europejskim.
Jej Zaara jest pełna sprzeczności. Z jednej strony wydaje się taka silna i niezależna, a w głębi serca chciałby być po prostu kochana, boi się otaczającej ją rzeczywistości, której musi zmierzyć czoło. Również jest bardzo ludzka, gdy płacze nad łóżkiem Bebe, otwarcie mówi matce i Shabbo, że się zakochała, dając się ponieść w świątyni czy przy pożegnaniu w forcie.
Szkoda, że ostatnio nie widać jej w filmach, a Ishkq In Paris było flopem, bo to jedna z najlepszych aktorek swojego pokolenia. Szkoda jej talentu i tych uroczych dołeczków.

Dla Saamiyi Siddiqui sprawa więźnia 786 jest pierwszą w karierze. Ma wiele zapału, ale już na
samym początku wyczuwa zdecydowany opór skazanego, który od 22 lat nie wyrzekł ani jednego słowa. To ona jako pierwsza uznaje go za Veera Pratapa Singha, a nie Rajesha Rathore - indyjskiego szpiega. Wysłuchuje jego historii miłosnej i dowiaduje się, że spędził on w więzieniu tyle lat, będąc całkowicie niewinnym, aby strzec honoru ukochanej. Wie, że nikt mu ich nie zwróci, ale może zwrócić mu wolność. Sumiennie przygotowuje się do procesu, gdy okazuje się, że oskarżycielem w sprawie będzie Zakir Ahmed, u którego niegdyś pracowała, ale odeszła, nie popierając jego metod pracy. Aby wygrać sprawę będzie musiała udać się do Indii i tam odnaleźć potwierdzenie tożsamości Veera. Nie spodziewa się jednak, że we wsi Tatki i Mateczki odnajdzie Zaarę i Shabbo...

Veer miał ogromne szczęście, że trafił właśnie na Saamiyę. Młoda Pakistanka od razu nawiązuje z nim nić porozumienia. Subtelnie wypytuje o kolejne wydarzenia, stopniowo poznaje całą historię, a jednak się nie narzuca. Od razu pojmuje z jak wielką tragedią ma do czynienia i wie, że tylko ona może zapewnić mu wolność.
Saamiya to wspaniała dziewczyna. Uczciwa, pracowita, uparta, zdeterminowana w dążeniu do celu, spełniająca marzenia zmarłego ojca, walcząca o prawa Pakistanek, walcząca jak lwica nawet ze znienawidzonym Zakirem Ahmedem. A do tego bardzo wrażliwa. Zawsze niezmiernie wzrusza mnie jej reakcja na widok Shabbo i Zaary na wsi. Łzy z jednej strony niedowierzania, że one tu naprawdę są, że Zaara nie jest żoną Razy, a z drugiej ulgi, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, że wygra tą sprawę. Jej charakter najlepiej obrazuje usunięta scena przed spotkaniem z Zakirem w jego gabinecie, w której uparcie czeka kilka godzin żeby ten zadufany w sobie bubek w końcu raczył ją przyjąć.
Rani jako Saamiya wydaje się zepchnięta trochę na bok. Także mi zazwyczaj zdarzało się ją ignorować, gdy za bardzo skupiałam się na głównym wątku, a ją traktując wręcz jako rolę drugoplanową. Wbrew pozorom ma ogromne znaczenie w całej historii i należy docenić przede wszystkim kunszt aktorski Rani, bo jest tu znakomita. Bardzo charakterystyczna, zapadająca w pamięć i nie odstająca poziomem od Preity.

Również drugi plan nie zawodzi. Zwłaszcza cudowny duet Amitabha i Hemy w roli ubogiego stryjostwa Veera. Taki prawdziwy i ciepły w przekomarzaniach i zabieganiach o swoje względy podczas Lodi, a także od razu przyjmujący obcą im dziewczynę z Pakistanu jak własną córkę. Kontrast między nimi a bogatymi, wyniosłymi i przestrzegającymi zasad rodzicami Zaary jest uderzający. Tutaj swoje role świetnie odegrał surowy Boman Irani i równie zasadnicza Kirron Kher, która jednak przekonała się, że miłość Hindusa do jej córki jest całkowicie szczera. Piękna jest scena, w której mówi Veerowi, że mimo nie pozwala jej na to religia będzie modlić się żeby w każdym kolejnym wcieleniu Zaara była jego.
Wspaniale patrzy się na piękną i jakże ważną Divyę Duttę czy tym razem mniej sympatycznego znanego z komediowych ról ojców Anupama Khera. Na uwagę zasługuje również podstępny narzeczony Zaary - Manoj Bajpai, który doskonale wie jak pozbyć się niewygodnego rywala. Zastosował najbardziej nieczystą zagrywkę, wiedząc że z miłości Veer zgodzi się na wszystko, aby Zaara była szczęśliwa. Po każdym seansie zastanawiam się też czy wypadek autobusu, którym miał wrócić do Indii to także sprawka Razy czy też całkowicie nieświadomie uratował mu życie.
Edit: Zohra Segal chyba upomniała się o swoje miejsce w tej recenzji. Ledwie skończyłam ją pisać, a przeczytałam, że veerzaarowa Bebe odeszła dzisiaj w wieku 102 lat. A jeszcze wczoraj wpisywałam jej nazwisko w Google... Niech spoczywa w pokoju!

Pyaar, ishq, mohabbat. Miłość w Veer Zaarze jest wszechobecna. Dojrzała Tatki i Mateczki, synowska Veera, matczyna Bebe, oziębła rodziców Zaary także w stosunku do córki, Saamiyi i Veera do ojczyzny, a także ta czysta i bezwarunkowa Veera i Zaary, która zrodziła się na dnie przepaści i na tle olśniewającego krajobrazu Pendżabu.
Zawsze zachwycam się pięknem uniwersalności tej historii równocześnie zastanawiając się czy coś takiego w ogóle jest możliwe. Tak wielka, nieoczekująca niczego w zamian miłość. Skłonna do poświęceń ponad miarę. Wytrzymała na 22 lata rozstania. Tylko czy ich ofiara nie była nadaremna? Przez te wszystkie lata żyli osobno, nie mając pojęcia, co dzieje się z drugą połówką, a tak naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, aby byli razem. Małżeństwo Zaary z Razą i tak rozpadło się następnego dnia po ślubie, gdy tylko dowiedziała się o domniemanej śmierci Veera. Jak wielka musiała być jej rozpacz i przemiana tak zasadniczego ojca, że natychmiast załatwił rozwód, wycofał się z polityki i pozwolił na jej wyjazd do Indii. A Veer spędził te wszystkie lata trzymając język za zębami, nawet nie próbując dowiedzieć się, co z Zaarą. Nic nie stało im na przeszkodzie, nic! Jedynie te wszystkie głupie ideały, tradycje i niezachwiana wytrwałość Veera w bronieniu honoru ukochanej. Jednak nie były to lata stracone. Doskonale wiedzieli dla kogo to robią i cały czas łączyła ich głęboka i prawdziwa miłość. Czy ona sama nie jest absurdem, czymś czego nie da się racjonalnie wyjaśnić?

Lubię wymyślać różne scenariusze innego potoczenia się historii i tutaj zawsze zastanawiam się, co by było gdyby jednak Zaara w forcie postanowiła uciec z Veerem. Czy również zostałby zatrzymany pod zarzutem szpiegostwa, a Raza zmusiłby Zaarę do małżeństwa, pokazując swoje prawdziwe oblicze? A może razem zginęliby w wypadku tego autobusu? W ogóle cała historia została przedstawiona z perspektywy wspominającego Veera, a ja jestem bardzo ciekawa jak to wszystko odbierała Zaara. Chciałabym zobaczyć jej reakcję na wieść o jego śmierci, rozwód, podróż z Shabbo do Indii, twarze Tatki i Mateczki opłakujące syna, ich wspólne chwile z Zaarą na wsi i jak radziła sobie z tą stratą.

Odkurzenie starych melodii Madana Mohana, który przy powstawaniu filmu nie żył już od trzydziestu lat i ponowne zaaranżowanie ich przez jego syna, Sanjeeva Kohliego okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie wyobrażam sobie piękniejszego i bardziej dopasowanego soundtracku. Łączy w sobie urok kompozycji sprzed pół wieku i nowoczesności. Każdy utwór ma w sobie taką głębię i moc, że przy większości po plecach przebiegają mi ciarki i czuję łzy w oczach. Trzeba tu docenić również wybitnego tekściarza Javeda Akhtara, który przy pomocy słów z każdej piosenki uczynił małe dzieło sztuki. Dodajmy jeszcze do tego głosy Laty Mangeshkar, Udita Narayana czy Sonu Nigama, a otrzymamy nieśmiertelne dzieło. Zawsze, gdy myślę o swoich ulubionych OSTach pierwsza trójka to Veer Zaara, Dil Se.. i Devdas.

Ciągle mam problem z wyborem mojej ulubionej piosenki, ale od pierwszego obejrzenia jest i będzie to Main Yahaan Hoon. Najpiękniejszy utwór o miłości ever. Głos Udita nigdy nie przestanie mnie tu zachwycać, a do tego cudowny teledysk, w którym Zaara poddaje się uczuciu i tęsknocie za Veerem i widzi go dosłownie wszędzie, nie potrafiąc się uwolnić. ‘Jestem tu, jestem tu, jestem tu, tutaj.’

Dopiero ostatnio doceniłam piękno Aaya Tere Dar Par. Zawsze wydawała mi się tylko dodatkiem do spotkania Veera i Zaary w świątyni i późniejszych scen przy ślubie i podpisywania oświadczenia, więc nie zwracałam na nią większej uwagi. Czasami teksty w bolly piosenkach są zupełnie od czapy i nie pasują do danej sytuacji, ale ‘Okaż mi łaskę i choć raz spójrz na mnie. Ofiaruję ci swą duszę i serce. Całe swe życie. Jak ćma ginąca w płomieniu świecy. Oszalały z miłości, stoję u twych drzwi.’ nie może być bardziej dobitny. Jest tu tyle emocji. Te powłóczyste spojrzenia Veera, wyczuwanie jego obecności i łzy Zaary oraz kulminacyjny moment przytulenia na środku świątyni w deszczu przed jej rodzicami, narzeczonym i jego ojcem. To jedna z moich ulubionych scen w całym filmie.

Do Pal to kolejna wzruszająca piosenka obrazująca oba rozstania Veera i Zaary: na dworcu kolejowym i w forcie, ale pod względem sentymentalizmu i łzawości nic nie przebije Tere Liye. To jeden z tych utworów, na których samą tylko myśl mam łzy w oczach. 22 lata rozstania pełne poświęcenia dla drugiej osoby są niewyobrażalne. Zawsze najbardziej wzrusza mnie moment zakładania bransoletki na jej kostkę i Veera sprzed 22 lat niosącego w ramionach roześmianą Zaarę w strugach deszczu, którzy odsłaniają ich przytulających się obecnie na ławeczce. To uświadamia jak wielka spotkała ich tragedia i jak wiele lat stracili będąc osobno.

Cudowny soundtrack dopełnia sielskie Kyun Hawa, radosne ‘Jestem jaka jestem i się nie zmienię’ Zaary w Hum Tu Bhai Jaise, kolorowe Lodi z Tatkiem i Mateczką oraz wysławiające Indie Aisa Des Hai Mera.

Niezrozumiałą decyzją pozostaje dla mnie fakt o wycięciu z ostatecznej wersji filmu Yeh Hum Aa Gaye Hain Kahaan – fantazji Veera, które snuje podczas rozprawy. To jedna z najpiękniejszych kompozycji, Yash pierwotnie od tych słów chciał zatytułować film, a jednak uznał, że spowalnia akcję podczas przesłuchania świadków. Ja osobiście pokombinowałabym z montażem, umieściłabym ją tak żeby nie przeszkadzała toku akcji, bo naprawdę jej szkoda. Sam Yash nie chciał tego robić, a jednak.
O miłości Veera i Zaary nie trzeba nikogo przekonywać, ale jest piękna w swojej prostocie przekazywania ich uczuć, a moment w deszczu uwielbiam. Wolę się nie zastanawiać, ile razy robiłam tego replay.
W ogóle ciekawy jest fakt, że fantazje Veera na temat Zaary są zawsze takie niewinne i czyste: pola, kwiatki, łąki, kocyk przy ognisku, a Zaara w Main Yahaan Hoon wyobraża sobie Veera na własnych zaręczynach, pomagającego się jej rozebrać czy władczym ruchem popychającego ją na łóżko. :)

Yeh Hum Aa Gaye Hain Kahan (piosenka usunięta)

Jedyny minus jaki nasuwa mi się przy spotkaniu Veera i Zaary po latach w sądzie to ta charakteryzacja i nadmierne postarzenie ich postaci. Zaara w początkowej fazie filmu wygląda jeszcze na bardzo młodą i niedoświadczoną zatem nie może mieć więcej niż 20-25 lat, a ja czytałam nawet, że niby ma ich nawet 17! Veer jako wprawiony pilot wygląda zdecydowanie dojrzalej, bo i Shahrukh w momencie kręcenia miał już 38 lat chociaż przyznam szczerze, że mocno się przed chwilą zdziwiłam licząc to, bo według mnie wygląda tu na te 5 mniej. Można przymknąć oko i przyznać, że Veera zniszczyło więzienie, a Zaarę ciągła zgryzota i praca na wsi, a poza tym nieszczęście bardzo szybko postarza, ale na pewno obecnie nie wygląda tak około 40-45-letnia kobieta i 50-letni mężczyzna. Nie chcecie nawet wiedzieć jak młodo wygląda mój 51-letni tata. No chyba, że twórcy tak bardzo chcieli podkreślić ich wieloletnią rozłąkę i tęsknotę.
Można przyczepić się też do długości, bo film trwa te 3 godziny i 4 minuty i wydaje się, że to za długo, ale naprawdę jest tak dobrze złożony w całość, że nie widzę sceny, która mogłaby zostać usunięta. Nawet piosenki, które są zazwyczaj tylko miłymi przerywnikami od właściwej akcji tutaj są integralną częścią fabuły. Słowa utworów są tak mocno związane z przebiegiem zdarzeń, że nie sposób je przewinąć.

Najlepsze sceny:
  • Otwierające film Kyun Hawa z nieśmiertelnym pomarańczowym golfem Shahrukha. Ta cała sielskość, słoneczniki, zielone pola i radosna melodia tak brutalnie przerwane przez rzeczywistość.
  • Pierwsze spojrzenie Saamiyi na zrezygnowanego Veera pewnie po raz milionowy oglądającego bransoletkę Zaary i wspominającego minione chwile.
  • Pierwsze nietypowe spotkanie Veera i Zaary. 'Nie była najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. A jednak nie mogłem oderwać od niej oczu. Miała spuszczony wzrok, oddychała ciężko. Bardzo się bała. Kosmyk włosów wchodził jej do oka. Chciała go odsunąć, ale wiał wiatr i nie mogła. Gdy podniosłem rękę, żeby odsunąć ten kosmyk, popatrzyła na mnie z lękiem. Po raz pierwszy spojrzeliśmy na siebie. Przyglądała mi się wystraszona. Potem spuściła wzrok... Ale ja nadal wpatrywałem się w nią. Aż nagle mój sen się skończył.'
  • Jak już wspominałam w recenzji Jab Tak Hai Jaan scena opieprzania Akiry przez Samara to kalka tej tutaj. Ładna również scena przeprosin Zaary i ten wzrok Veera, gdy dowiedział się, dlaczego tak się zachowała.
  • Scena na dachu autobusu 'Cieciorki?' i cała beztroska zwiedzania w Aisa Des Hai Mera. Uwielbiam ten moment tańca pana w niebieskim stroju i Veera tak pochłoniętego muzyką, że zostawia swoje okulary i torbę Zaarze i biegnie z nim tańczyć!
  • Wspólne wrzucenie prochów Bebe przez Zaarę i Veera do rzeki. Zwróćcie uwagę na twarz Veera i jak on nią patrzy, reagując na jej słowa, uśmiech i zamknięte oczy przy przechylaniu urny. Love is in the air. :)
  • 'Pakistanka obiecała Hindusowi. Chodzi o honor mojego kraju. Za nic nie mogę się wycofać. Powiedz, co mam zrobić? - Podaruj mi jeden dzień swego życia.' I reakcja Saamiyi: 'Zakochał się pan w niej? - Co mi się wtedy stało...? Nadal tego nie pojmuję. Czemu poprosiłem o jeden dzień? Sam nie wiem. Na pewno czułem, że nasza znajomość nie mogła się tak skończyć. Nie po to się spotkaliśmy. Brakowało dalszego ciągu. Coś jeszcze miało się wydarzyć. Tak właśnie myślałem. I gadałem jak najęty. A ona biedna słuchała w milczeniu. - Pojechała z panem? - Saamiya... Chodziło o honor twojego kraju. Jak mogła odmówić?'
  • Przeprawa nad rzeczką, mina przerażonej Zaary, która ma lęk wysokości i ubawiony Veer.
  • Cała sekwencja w rodzinnej wsi Veera: poznanie Tatki i Mateczki 'To moja żona? - Twoja jest tu. - Przylać ci?' :D, Tatko miłośnik rumu, zaplatanie warkocza Zaarze, Zaara zwiedzająca z Tatką wieś na ramie roweru, jej wejście na święto Lodi i te maślane oczka Veera, Tatko przekonujący Veera, że powinien wyznać swoje uczucia, pożegnanie Zaary z Tatkiem i Mateczką.
  • Przechodzenie przez mostek nad rzeczką 'Wierzysz w przeznaczenie? - Pewnie. A ty nie? - Nie wierzyłem. Ale zacząłem.', ratowanie jej nogi, która utknęła w dziurze i bohaterskie przeniesieniu po mostku 'Ile razy mnie uratujesz? - Zawsze, gdy będzie trzeba.' Ile ja bym oddała za jedno takie spojrzenie, którym ją obdarzył... Uwielbiam tą synchronizację, gdy on najpierw patrzy prosto w kamerę, a gdy przenosi wzrok na nią, Zaara szybko go opuszcza i spogląda przed siebie. Potem Veer znów patrzy prosto, a ona obserwuje go z takim uwielbieniem. Przepiękna scena!
  • Scena na dworcu w Atari to majstersztyk. Najpierw pojawienie się Razy, wyznanie uczuć przez Veera 'Wiem, że należysz do innego. Nic między nami nie ma. I nigdy być nie może. Ale jeśli potrzebny ci będzie przyjaciel, pamiętaj, że w Indiach jest ktoś, kto odda za ciebie życie.' i wyznający praktycznie wprost Razie, że ją kocha 'Prawda jest taka, że jestem dla niej nikim, a pan wszystkim.', zwieńczające to wszystko Do Pal 'Karawana marzeń zatrzymała się na kilka chwil. A potem nasze drogi się rozeszły - Historia naszych serc trwała kilka chwil. A potem nasze drogi się rozeszły.' i Veer uświadamiający sobie, że nie oddał jej bransoletki.
  • Zaara już w Pakistanie rozmyślająca o słowach Veera i pytająca matkę, czy ojciec oddałby życie za nią. 'A ja znam kogoś, kto chętnie odda za mnie życie. Jego oczy są pełne prawdy, a słowa - szlachetne. Ten mężczyzna pokocha kobietę całym sobą. I nie zważa na to, że jestem Pakistanką, a on Hindusem... - O kim ty mówisz? Coś ty znowu zmalowała? Mów prawdę! Jak mnie kochasz! - Nawet mnie nie dotknął. Sama oddałam mu całą siebie. (...) - To grzech myśleć teraz o takich rzeczach! Szalona, taka miłość istnieje w poezji. Ale nie w życiu! - Ja też tak myślałam. Do niedawna...'
  • Main Yahaan Hoon to dla mnie jedna z najpiękniejszych hindi piosenek o miłości, a teledysk zachwyca mnie za każdym razem chociaż myślę, że bardziej już się nie da. Uwielbiam te scenki na zaręczynach, w jej sypialni, gdy pomaga jej się rozbierać, zakrada się pod jej chustę, zjada ciastko, które podaje jej Shabbo, tańczy na środku pokoju, gdy Shabbo gasi świece czy śpiewa jej prosto do ucha w deszczu.
  • Telefon Shabbo do Veera i Saamiya uświadamiająca mu na jaką odwagę się zdobył rezygnując z pracy i jadąc do Pakistanu.
  • Aaya Tere Dar Pal. Jakże się cieszę, że w końcu doceniłam tą piosenkę i się w niej zakochałam. Słowa całkowicie oddające sytuację, łzy Zaary, wyczuwającej jego obecność, jego powolne zbliżanie się i oczekiwanie na środku świątyni i Zaara dająca się ponieść i rzucająca mu się na szyję w środku ulewy. Szkoda, że zostały wycięte krótkie słowa Zaary czuwającej przy łóżku ojca, która przeprasza go za to, co się stało, ale jednocześnie mówi mu, że gdy zobaczyła Veera nie potrafiła się dłużej kontrolować, a przede wszystkim, że się zakochała.
  • Rozmowa Veera z Mariam. 'Czy każdy indyjski syn jest taki? - Tego nie wiem. Ale każda indyjska matka jest na pewno taka, jak pani.'
  • Ostatnie pożegnanie w forcie. Ech, łzy zawsze lecą mi tu jak grochy. 'To przez moją chwilową słabość. Obiecałam sobie, że będę twarda. Gdybym wczoraj powstrzymała samą siebie... - Twoja chwilowa słabość pomoże mi przeżyć całe życie. Gdybyś odebrała mi nawet to, co zabrałbym ze sobą?'
  • Mariam i Shabbo żegnające Veera na dworcu.
  • Raza przekonujący Veera, aby podpisał papiery. Drugie Aaya Tere Dar Par, w którym Veer skazuje na siebie wyrok, a Zaara wychodzi za Razę.
  • Wściekła Saamiya próbująca uświadomić Veerowi, że przegrywają i nie będzie drugiej szansy, a on w końcu umrze w tej celi. Na to Veer mówi, że Zaara ma pewnie dwójkę dorosłych dzieci i prowadzi ustabilizowane życie, a ona chce zaciągnąć ją do sądu i zapytać kim jest Veer Pratap Singh. Odpowiedzi nikt nie zrozumie, Raza natychmiast się z nią rozwiedzie, a jej życie legnie w gruzach. 'Przez 22 lata strzegłem jej honoru. Jakże mógłbym go teraz podeptać i wrócić do domu? Nie zrobię tego. Wiem, że i ty tego nie zrobisz.'
  • Widok płaczącej Saamiyi na widok Shabbo i Zaary zawsze rozkłada mnie na łopatki. Opowieść Shabbo o powrocie Zaary po śmierci Veera i jej rozmowa z Zaarą, gdy wręcza jej iman zamin i mówi, że Veer żyje.
  • Tere Liye to najbardziej poruszająca bolly piosenka. Czy muszę dodawać coś więcej? Czy w ogóle da się jej słuchać i oglądać teledysk bez ciarek na plecach i łez w oczach? No i przemowa końcowa Veera 'Ja, więzień numer 786, patrzę na świat zza krat. A w wieki zmienia się ciąg dni, miesięcy lat.' Szacunek dla Shahrukha, który zagrał to za jednym podejściem i Adityi, który kończył ten poemat w chwili zaczynania kręcenia.
  • Veer zakładający cynober Zaarze i przekroczenie granicy Indii, które przywitał na kolanach. Nie dało się piękniej skończyć tego filmu.

Napis na opakowaniu głosi: ‘Legenda o miłości’. Trudno się z tym nie zgodzić. Jeśli myślę o filmie ukazującym prawdziwą potęgę uczucia, które nie wygasa, wszystkie jej jasne i ciemne strony, absolutne oddanie dla drugiej osoby to jest to tylko i wyłącznie Veer Zaara. Chyba w żadnym innym nie odnalazłam takiej miłości i ludzi, którzy są w stanie poświęcić dla niej wszystko. Bo jak inaczej określić 22 lata Veera w więzieniu, strzegącego honoru Zaary? I 22 lat życia Zaary w rodzinnej wsi Veera w Indiach, spełniającej jego marzenia? To wszystko dzięki scenariuszowi i znakomitym dialogom Adityi, wspaniałej reżyserii Yasha okraszonej aktorstwem na najwyższym poziomie i absolutnie zachwycającej muzyce Madana Mohana odświeżonej przez jego syna.Veer Zaara to klasyk, do którego osobiście będę jeszcze wracać nieraz, ciągle odkrywając w tej historii coś nowego.
Tak, wiem, przesadziłam ze skrinami, ale tak dobrze mi się je robiło, że nawet się nie spostrzegłam, że wyszło ich ponad 200 i nie miałam serca nie umieścić chociaż kilku naprawdę pięknych. Jeśli ktoś jest chętny na całą paczkę to proszę bardzo, znajcie moje dobre serce. Link do pobrania. :) 

Dla ciebie żyłem z zasznurowanymi ustami.
Dla ciebie żyłam, co dzień połykając łzy.
Ale w sercu wciąż płonęło światełko miłości.
Dla ciebie, dla ciebie.

niedziela, 4 maja 2014

1. Jab Tak Hai Jaan (2012)

Nie pisałam recenzji od dobrych kilku lat. W pewnym momencie zaczęły mnie już wykańczać, bo mimo że nie jestem perfekcjonistką, one musiały być w pełni dopracowane, a każda kwestia filmu poruszona. Pisałam je godzinami, omawiając każdy szczegół, a potem denerwując się, że nikt nie zauważył w niej szczegółu, nad którym długo pracowałam. Potem pochłonęła mnie piłka nożna, Barcelona i całkowicie się temu oddałam.

Niektórzy zapewne pamiętają mnie i moje recenzje z bollywood-news. To był wspaniały czas! Czas kiedy miłość do indyjskiego kina nadal była ogromna, a ja mogłam połączyć to z moją drugą pasją - pisaniem. Pamiętam mnóstwo czytelniczek, dużo szczerych i konstruktywnych komentarzy, a ja czułam, że robię to nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Bardzo żałuję, że po zmianie na gorsze blog.onet.pl bez żalu usunęłam bloga i nawet żadnej nie zapisałam. Z kilku byłam naprawdę dumna! Jak smakowicie obsmarowałam MNIK, zachwycałam się Okkadu, Pournami, śmiałam się z gniotowatości Mazaa Mazaa. Oddałabym dużo żeby znów to przeczytać jednak głupota moja nie zna granic.

Od długiego już czasu nosiłam się z powrotem. Jestem w klasie humanistycznej, za rok matura, a ja czuję, że nie mam już tak lekkiego pióra jak kiedyś i piszę wypracowania na trójki. Pomyślałam, że nadeszła pora żeby znów spróbować. Może wypali? Może znów poczuję tą pasję, co kiedyś? W czwartek obejrzałam Jab Tak Hai Jaan i z upływem filmu i zwiększaniem się mojego zachwytu stwierdziłam, że to świetny materiał na recenzję i mój comeback. Cóż, spróbujmy! Lojalnie uprzedzam, że jak zwykle moje recenzje są naszpikowane spoilerami, więc czytacie na własną odpowiedzialność. :)


                                            Jab Tak Hai Jaan (2012) - Dopóki żyję


Obsada:
Shahrukh Khan - Samar Anand
Katrina Kaif - Meera Thapar
Anushka Sharma - Akira Rai
Neetu Singh - Pooja
Rishi Kapoor - Imran
Anupam Kher - ojciec Meery
Sarika Thakur - doktor Zoya Ali Khan
Sharib Hashmi - Zain
Jasmine Jardot - Maria
Gireesh Sahadev - Jagdeep Deewan
Amarinder Sodhi - Kamal Singh
Varun Thakur - Hari Krishnan
Jay Conroy - Roger 


Przed seansem wiedziałam niewiele na temat fabuły. Pamiętałam jakieś urywki Challi sprzed premiery z Szarukiem jako ulicznym grajkiem, jego mroczny wygląd w mundurze, oburzenie na temat pocałunku, zwariowaną Anushkę oraz niezrozumienie postaci Meery i jej obietnicy złożonej Bogu. Postanowiłam przekonać się na własnej skórze jakie jest ostatnie dzieło wujka Yasha.

Przez osiem lat znajomości tego kina obejrzałam naprawdę wiele filmów z różnorodnymi aktorami. Nie tylko z północy Indii, ale przekonałam się także do południa. Yash Chopra to jedno z pierwszych skojarzeń, gdy wspominam swoje początki. Nie kiczowate K3G, moje pierwsze zderzenie z Bollywood, nie Kal Ho Naa Ho, drugi film, po który poleciałam do sklepu, gdy tylko zobaczyłam reklamę w telewizji uśmiechniętego Shahrukha i Preity w niebieskim sari, ale Veer Zaara. Ponadczasowa historia miłosna, która po tylu latach nadal gości w moim sercu, a ja co jakiś czas z sentymentem wracam do Main Yahaan Hoon i rozmyślam, że Veer Pratap Singh już od dawna zasługuje na powtórkę. Trzy godziny ciągłego uśmiechu, płaczu pt. 'Dlaczego nie mogą być razem?' i wielkich emocji. Po naprawdę długim czasie to samo uczucie poczułam, oglądając Jab Tak Hai Jaan. Ten sam sentyment, te same podekscytowanie, te same łzy, ten sam uśmiech. Jakby ktoś przeniósł mnie lata wstecz i po raz pierwszy włączył Veer Zaarę. Taką radość potrafi dać tylko stary, dobry wujek Yash. Świat filmowy po jego odejściu stał się bardzo ubogi.
Oczywiście pod względem epickości i podniosłości nic nie równa się historii Veera i Zaary jednak gdyby ktoś zaczął oglądać Jab Tak Hai Jaan bez znajomości nazwiska reżysera nie miałby żadnych problemów z odgadnięciem. Tylko Yash potrafił jeszcze robić takie filmy. Urocze w prostocie wymowy, ale mocno trafiające do serca.


Młodziutka dziennikarka Discovery Channel Akira nastawia kamerę, aby nagrać swój skok do wody i udowodnić znajomym, że nie boi się żadnego wyzwania. Nie przewidziała jednak, że woda okaże się lodowata, a ona zacznie tonąć. Z opresji ratuje ją Samar Anand, saper indyjskiej armii. Po powrocie do schroniska Akira odkryje, że w kieszeni munduru, którym ją okrył, znajduje się jego notatnik. Takim sposobem staje się częścią historii miłosnej zapoczątkowanej 10 lat wcześniej...


http://www.aceshowbiz.com/images/still/jab-tak-hai-jaan07.jpgPierwsza część filmu okazała się o wiele lepsza niż druga. Obawiałam się historii romansu Samara i Meery, bo Katrina to nie jest aktorka najwyższych lotów, a pasuje na kochankę Shahrukha jak ja na wykładowcę matematyki czyli w ogóle. Okazało się, że kupiłam to naprawdę bez większych zgrzytów, a nawet w pewnym momencie wciągnęłam i byłam bardzo ciekawa jak dojdzie do ich rozstania. To było naprawdę delikatnie i subtelnie rodzące się uczucie. Od wzajemnego obserwowania się, gdy Samar zarabiał, robiąc za ulicznego grajka, pierwszą rozmowę po jej zaręczynach i stwierdzeniu, że nie wygląda na szczęśliwą, po jej naukę pendżabskiej piosenki na urodziny ojca, taniec w podziemiach, pierwsze wyznanie miłości Samara i pocałunek na przystanku metra, spotkanie z matką Meery, jej 'Kocham cię' aż po wypadek i rozstanie. Podczas spotkania po latach Meery z Pooją i jej późniejszego wyznania łzy pociekły mi nawet nie wiem jak i kiedy.

Druga to już całkowicie inny Samar i Akira, żywe srebro, które próbowało za wszelką cenę przebić się przez jego skorupę obojętności, wyniosłości, chłodu i tęsknoty za Meerą. Nie spodziewałam się drugiego wypadku i amnezji wstecznej, więc byłam bardzo zaskoczona takim obrotem sprawy i faktem, że w taki sposób los postanowił ich znowu połączyć. Czułam się trochę zawiedziona i w trakcie seansu zaczęłam wymyślać inne scenariusze. Jestem bardzo ciekawa, co by było, gdyby okazało się, że Meera jednak naprawdę wyszła za Rogera. Czy jeszcze by o siebie walczyli? Czy Samar dałby szansę Akirze? No i ta końcówka łzawa i patetyczna aż do bólu. Miałam taką nadzieję, że 108 bomba okaże się tą ostatnią, a Samara szlag trafi i w końcu przestanie być człowiekiem, który nie może umrzeć. To by dopiero było zakończenie! Jednak miłość przezwyciężyła wszystkie przeszkody, inaczej być nie mogło. Jednakże pytanie Samara czy Meera nie mogła zrozumieć swojej głupoty trochę wcześniej trafione w sedno.


Samar w 2002 roku pracuje w Londynie na dwie zmiany. Zabawia mieszkańców swoim śpiewem i grą na gitarze, ale również odśnieża ulice, sprzedaje ryby czy zostaje kelnerem. Wszystko zmienia się, gdy widzi biegnącą w śniegu do kościoła dziewczynę, którą porównuje do anioła i podsłuchuje jej rozmowę z Bogiem. Następnie jest kelnerem na jej zaręczynach i znajduje ją palącą papierosa na zapleczu. Nie ma wątpliwości, że jest nieszczęśliwa i wcale nie chce tego ślubu. Powoli zbliża się do niej, gdy Meera prosi go o pomoc w nauce pendżabskiej piosenki, którą chce zaprezentować na urodzinach swojego ojca. Samar ją chwali, ale uważa, że w jej śpiewie nie ma pasji. Zaprasza ją na pokaz tańca w podziemiach Londynu. Każe jej się skąpo ubrać, zdjąć maskę wstydu i zatańczyć przed wszystkimi. Wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, ale przecież jej ojciec nadal nie wie, że wcale nie kocha Rogera i ślubu nie będzie. Wszystko niweczy wypadek Samara. Meera żarliwie się modli i obiecuje Bogu, że jeśli daruje mu życie nigdy więcej się z nim nie spotka. Ta decyzja zaważy na kolejnych 10 latach ich życia...
W drugiej części filmu Samar to zupełnie inna osoba. Po wyjeździe z Londynu wstępuje do indyjskiej armii, aby całkowicie odciąć się od poprzedniego życia. Stanowczy, zimny, cierpiący saper, który nie boi się śmierci. Dopiero pojawienie się Akiry sprawia, że znów na jego twarzy pojawia się uśmiech.

Mówcie co chcecie, ale Shahrukh był tu obłędny, a wyglądał jak milion dolców! Może po prostu wieki nie widziałam z nim żadnego filmu i uodporniłam się na jego wrodzony urok i czar, ale tu od pierwszej sekundy chłonęłam go jak gąbka. Wydaje się, że Samar to taka wtórna postać. Znowu zakochany chłopak z gitarą po przejściach. W żadnej chwili nie miałam skojarzenia z którymś jego Rajów czy Rahulów. To był major Samar Anand z krwi i kości. Rezygnujący z miłości i ukrywający swój ból po stracie pod mundurem sapera. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej kochający Meerę. Jak wielką przemianę przeszedł najlepiej świadczy chyba scena nad rzeką. Akira nagrywa go z ukrycia, gdy on zrozpaczony śpiewa piosenkę sprzed lat dedykowaną Meerze. W pierwszej chwili zastanawiałam się skąd ją zna, bo to przecież zupełnie inny i obcy Samar do tego sprzed 10 lat.
Może jest już za stary do wcieleń jak z Londynu i czasami wyglądał przy Katrinie jak jej tata, ale naprawdę nie miałam żadnych zastrzeżeń. Scena w kościele, oba wyznania miłości, zacięcie w oczach Samara w drugiej części to moje małe majstersztyki. Chyba po prostu się za nim stęskniłam i nie powiem nic obiektywnego. Szaruk dalej genialny jest i basta.


Na Meerę narzekają chyba wszyscy. Zupełnie nie wiem jak rozgryźć tą dziewczynę. Wydaje mi się jakaś taka karykaturalna. Z jednej strony opowiada Samarowi jak to pomaga sierotom, udziela się w jakimś klubie seniora, wieczorem stoi i rozdaje biednym gorący posiłek, ze wszystkimi problemami idzie do Boga. Z drugiej strony nie chce sprzeciwić się ojcu i jego matrymonialnych planach wobec niej i jej ślubu z Rogerem.
Ważną kwestią jest tutaj wątek porzucenia Meery przez matkę w wieku 12 lat i jej odejścia z innym. Od tamtej chwili wychowuje ją tylko ojciec i może z wdzięczności nie chce mu odmawiać? Jej podejście zmienia się właśnie od momentu szczerej rozmowy z matką po latach i jej słowach, że nigdy nie będzie się szczęśliwą, na siłę się unieszczęśliwiając. Pooja wiele lat ukrywała swój romans ze względu na to, że córka była jeszcze mała, ale w końcu uczucie zwyciężyło. Meera dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że z Rogerem nigdy nie będzie szczęśliwa skoro kocha Samara. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ten nieszczęsny wypadek.
Meera przez lata prowadziła handel wymienny z Bogiem. 'Sprawisz, że zdam najlepiej egzaminy na uniwersytecie, a tata nie polubi Rogera to nie będę jadła czekoladek ani nie założę futra, a wiesz jak je uwielbiam.' To modlitwa pięciolatki, a nie dojrzałej kobiety. W chwili zagrożenia życia Samara obiecuje Bogu, że jeśli ocali mu życie nigdy więcej się z nim nie spotka. I tu można się tylko załamać. Najbardziej bzdurny argument do zerwania jaki widziałam. Fajnie, że dla Meery tak ważne jest dane komuś słowo i tak mocno wierzy w działania Boga, ale to przecież głupota! Nie dało się bardziej idiotycznie zmarnować tych dziesięciu lat. 'Sory, Samar, ale jeśli będziemy razem to na pewno umrzesz.' Litości! Cała sympatia dla Meery kończy się właśnie w tym momencie. Po latach jest jeszcze gorzej. W pierwszej części jakieś niewielkie oznaki spontaniczności, radości były jeszcze widoczne, ale w drugiej non stop chodziła ze zbolałą miną pt. 'Jak cierpię, bo nie mogę z nim być! Ale jestem tak uparta, że na pewno do niego nie wrócę, bo Bóg go zabije!'
Ta postać jest niewiarygodnie nielogiczna, infantylna i dziwna w swoim zachowaniu. Nie potrafię zrozumieć jej postępowania. Nie dość, że unieszczęśliwiła siebie to na dodatek złamała serce Samarowi. Romansowała z nim mając narzeczonego, a jednocześnie potem kazała mu razem ze sobą przysięgać przed Bogiem, że nie posuną się dalej w swoich relacjach i na deser to idiotyczne rozstanie.

Katrina starała się jak mogła. Doceniam to, bo z Meery naprawdę nie da się dużo wykrzesać. Postać została już położona na etapie scenariusza, więc co mogła z tym zrobić.
Pierwsza połowa była w jej wykonaniu całkiem udana. Taniec w podziemiach był mistrzowski (że dobrze tańczy zauważyłam już w Mashallah z Ek Tha Tiger, ale tutaj po prostu wymiotła wszystko i wszystkich), w scenie z Pooją i wyznania miłości Samarowi mnie wzruszyła, a jej przerażenie przed pierwszym pocałunkiem na stacji metra było naprawdę prawdziwe. Nie da się jednak ukryć, że to nadal drewno, a dramatyczne sceny w drugiej części wypadły fatalnie, całą sytuację starał się ratować tylko Szaruk. W ostatniej scenie rozbrajania bomby i zaręczyn chyba tylko sama bomba miała więcej życia niż Meera. Facet idzie rozbrajać bombę, widzowie zastanawiają się czy Yash jednak nie zechce wysadzić go w powietrze, a u niej zero emocji!
Katrinie zdecydowanie bardziej leżą lżejsze role i filmy jak chociażby wspomniany wyżej Ek Tha Tiger czy naprawdę świetna postać w Zindagi Na Milegi Dobara. Pamiętam, że byłam wtedy zszokowana, że przez cały film była taka naturalna, świeża i wyglądała jakby była sobą. Wiele jeszcze przed nią, ale skoro wyrobiła się Priyanka i Deepika to mam nadzieję, że i na nią przyjdzie czas.


Na deser zostawiłam perełkę Jab Tak Hai Jaan, która Katrinę nakryła czapką. Akira to zupełne przeciwieństwo Meery. Szalona, wygadana, lekkomyślna, wyzwolona, czasami bezczelna dziennikarka, która spędza dwa tygodnie z oddziałem armii żeby przygotować materiał na temat sapera, który nie może umrzeć. Zachwycona jego historią miłosną stawia sobie za cel zdobyć jego serce. Jak sama później powie rzucała chłopaków pierwsza po trzech miesiącach, bo bała się odrzucenia. Jak na ironię zakochuje się w mężczyźnie, który nigdy nie odwzajemni jej uczuć.
Było mi jej naprawdę szkoda. Po raz pierwszy poczuła, że szczerze oddała swoje serce, ale jedyną miłością Samara pozostanie Meera. Nie zasłużyła na odrzucenie, ale jest jeszcze młoda i niedoświadczona. Samar na zawsze pozostanie ważną osobą w jej życiu, ale ona będzie żyć dalej. W końcu nie doświadczyła odwzajemnienia uczuć, może to niespełnienie nie będzie tak bolało jak w przypadku rozstania Samara i Meery.

Anushka jest idealną Akirą. Z każdym jej pojawieniem się na ekranie jakby słońce wychodziło zza chmur. W końcu była nutka szaleństwa, zabawy, radości, a jej powiedzonka bawiły do łez. Momentami może rzeczywiście była zbyt wścibska, a jej nachalność irytowała, ale miała być zupełnym przeciwieństwem bogobojnej i spokojnej Meery, a to całkowicie się udało. Kontrast był uderzający.
Cieszę się, że za Akirę zgarnęła kilka nagród, w tym Filmfare'a dla najlepszej aktorki drugoplanowej, bo może nie była to rola wybitna, ale na pewno zapadająca w pamięć, a Anushka była świetna. Zwariowana, bezkompromisowa, zakochana, ale w odpowiedniej chwili potrafiąca usunąć się w cień.

Yash chyba lubił postacie pomagające głównej parze w ponownym połączeniu, podobnie było przecież z Saamiyą z Veer Zaary. Ona może nie zakochała się w Veerze, ale przez cały czas trwania procesu również zaangażowała się w jego historię miłosną i dążyła do jej szczęśliwego zakończenia. Kanwa fabuły zresztą jest podobna. W obu mamy powolne rodzenie się uczucia, narzeczonego bohaterki, rozstanie na wiele lat i kobietę, która dzięki swojemu uporowi pozwoliła znów być im razem. Co z tego skoro to dalej łapie za serce i wyciska z oczu łzy.


Cudowną niespodzianką było cameo Neetu Singh i Rishiego Kapoora jako matki i jej partnera, z którą po latach spotkała się Meera. W sumie nie musieli nic udawać jako, że i w rzeczywistości są małżeństwem, ale byli tacy ciepli, kochani i szczerzy w swojej relacji. I te: 'Kocham cię. - Wiem.'
Niezmiernie wzruszyłam się na szczerej rozmowie Pooji z córką i podziękowaniach Meery Imranowi, że uczynił jej mamę szczęśliwą.
Szkoda, że tak mało było Anupama, ojca Meery, ale w sumie był zbędny, a potwierdza to fakt, że nie dostał nawet imienia. Ważniejsze było jej pojednanie z mamą, której długo nie potrafiła wybaczyć odejścia.


Muzyka to jeden z najmilszych akcentów filmu. Podczas seansu miałam z nią lekki problem i niekoniecznie pasowała mi do całości. Od wczoraj słucham jednak cały soundtrack raz po raz, cały czas robiąc replay i to jest absolutnie cudowne! Muzyka Rahmana to miód na moje uszy.

Spokojne i nastrojowe Heer, romantyczne i momentami niegrzeczne Saans (ach, ten moment w budce telefonicznej i striptiz w metrze!), genialny instrumental Ishq Dance podczas tańca Meery i Samara w podziemiach to moje mistrzostwo świata. Vaibhavi Merchant ma u mnie pokłony do samej ziemi za ten układ! Siedziałam z buzią otworzoną na oścież. Ależ Katrina się do tego rusza! Nawet Shahrukh miał czasami problem za nią nadążyć. A poza tym fantastyczne żywiołowe Jiya Re Akiry, nocne Ishq Shava, Challa ulicznego grajka i tytułowa piosenka na napisach końcowych wraz z ujęciami Yasha podczas kręcenia. Podobno miał być do tego nakręcony łączkowy teledysk, ale nie zdążył zrobić tego przed śmiercią. Deserem jest recytowany przez Shahrukha tytułowy wiersz z takim instrumentalem, że za każdym razem przechodzą mnie ciarki.

Dość powiedzieć, że spod ręki Rahmana wyszły także moje ukochane OSTy do Dil Se.., One 2 Ka 4, Rangeeli, Kisny, Pukar, Mangala Pandeya czy nagrodzonego Oscarem Slumdog Millionaire. Nikt nie tworzy utworów z taką magią i głębią.



Żeby nie było tak różowo to muszę wspomnieć o kilku absurdach i o tym, co mi się nie podobało.

Druga część w ogóle jest taka jakaś nieprawdopodobna. Drugi, w zasadzie identyczny wypadek i amnezja wsteczna Samara były przekombinowane, Akira w słuchawkach na uszach praktycznie wchodząca na minę (zmroziło mnie!), taniec żołnierzy w Jiya Re, rozbrajanie bomby pod mostem właściwie bez żadnego zabezpieczenia, ale ze śmiechu rozłożył mnie tajemniczy pakunek w pociągu. Zastanawiałam się jak Samar odzyska pamięć, ale czemu tak w głupi sposób? Słyszy o bombie, idzie do pociągu, rzuca kilka specjalistycznych słówek każdego sapera, Angol mówi: 'O, chyba facet zna się na rzeczy. Dawaj.', a on jak gdyby nigdy nic ją rozbraja. Już to widzę! Podejrzany człowiek, ciemna karnacja, a ci bez żadnego zastanowienia dopuszczają go do bomby.
Położenie postaci Meery i błąd obsadowy z Katriną. Jestem bardzo ciekawa, co takiego Yash w niej widział, powierzając jej tą rolę. Bo nie dość, że Meera była głupia jak but to Katrina niewiele potrafiła z niej i siebie wykrzesać (jedyny ogień był podczas tańca w podziemiach), a chemii z Shahrukhem to jak na lekarstwo. On się starał, próbował patrzeć na nią z miłością i pożądaniem, a ona przy nim to jak córka, a nie kochanka. Z Anushką mieli być dobrą parą kumpli, widać, że czują się w swoim towarzystwie lekko i swobodnie, a Katrina cały czas jakby miała kij w tyłku i bała się chociażby namiętnie na niego spojrzeć. Pewnie była onieśmielona, gdzieś nawet o tym czytałam, ale na planie jesteś już Meerą i Samarem, a nie Katriną i Shahrukhem, musisz grać.
I ta końcówka. Powinna być pasjonująca i mega emocjonująca, a i tak znając wujka Yasha, wiedziało się, że na pewno nie uśmierci Samara. Chociaż ja bym chętnie ukarała tak Meerę za jej głupotę. Byłoby to okrutne, po tym wszystkim nie zasłużyli na taki koniec, ale to by było COŚ! A tak liczyłam na bum...


Najlepsze sceny:
  • Pierwsze spotkanie Samara i Meery. On odśnieża obszar przed kościołem, a ona biegnie w długiej sukni i czerwonej kurtce po śniegu, aby podziękować Bogu za swoje najlepsze wyniki na uniwersytecie i prosić żeby ojcu nie spodobał się Roger.
  • Challa i pierwsze nieśmiałe spojrzenia na ulicy Samara i Meery.
  • Rozmowa na zapleczu po zaręczynach Meery. Sama próbuje siebie przekonać, że jest szczęśliwa, ale Samar pyta jak to możliwe skoro nie patrzyła Rogerowi w oczy, a teraz zamiast być z nim siedzi sama, pali i opowiada o tym nieznajomemu.
  • Samar uczący Meery pendżabskiej piosenki, którą chce zaśpiewać na urodzinach ojca i Samar doskonalący swój angielski. Ach, ta nauka w wannie wymowy słowa łosoś 'salmon', który brzmi jak 'Salman' i jego śmiech z jej śpiewu, który ona kwituje oblaniem go koktajlem. :D
  • Meera opowiadająca, że w piątki pomaga przy rozdawaniu ciepłego posiłku potrzebującym, w poniedziałki jest w sierocińcu, w środy pomaga w schronisku dla kobiet, a w niedziele jest w domu seniora. A Samar: 'To wszystko? Tylko tyle? Very bad. (Zabrzmiał tu jak Don! :D) We wtorki, czwartki i soboty marnujesz czas? Matka Teresa poświęciła na to całe życie.', a do jednej z potrzebujących: 'Hej, grubasko, ile będziesz jeść? Przejdź na dietę!'
  • 'Dlaczego to robisz? - Bo chcę ci pokazać kim naprawdę jesteś.', gdy Samar uważa, że w jej śpiewie brakuje pasji i każe zgłosić się do Marii, jego koleżanki kelnerki, jednej z tancerek z podziemia.
  • 'Wrócisz, bo ten z kim będziesz szła ramię w ramię i ten, kto spojrzy ci w oczy, i ten, kto ukradnie twoje serce sprawi, że tobie już nic nie zostanie.' Ich rozmowa jako Raja i Tiny bardzo elektryzująca.
  • Ishq Dance to majstersztyk i będę to głosić każdemu! Jak już mówiłam: ukłon dla Vaibhavi za choreografię i Shahrukha i Katriny za wszystkie emocje, których doświadczyłam podczas tego tańca. Mistrzostwo.
  • Wyznanie miłości Samara na przystanku metra. Meera już chce do niego wsiąść, ale Samar zatrzymuje ją pytaniem: 'Jeśli cię pocałuję to mnie uderzysz? Nie sądzę żebyś mnie uderzyła.' To jak ją przyciąga do siebie, odgarnia włosy z policzka, przysuwając jej twarz bliżej i 'Nie uderzyłaś mnie. Nie uderzyłaś mnie.' w wykonaniu Shahrukha to jak zgon na miejscu.
  • Meera opowiadająca przy chińszczyźnie o matce, która zostawiła ją i ojca, gdy miała 12 lat, odchodząc do innego oraz wymuszenie na Samarze obietnicy przed Bogiem, że zostaną tylko przyjaciółmi i nie posuną się dalej.
  • Reakcja Pooji na widok córki, a także ich późniejsza szczera rozmowa cholernie wzruszająca. 'Jeśli sama nie jesteś szczęśliwa to nigdy nie uszczęśliwisz innych.'
  • Przystanek Samara i Meery na kawę w drodze powrotnej, jej wyznanie miłości, ale on przypomina jej, że przekracza granicę. Meera w odpowiedzi znów go całuje i powtarza, że go kocha. Samar nie ma więc już wątpliwości, odrzuca pojemniki z kawą i następuje Saans. Momenty w budce telefonicznej i striptizu w metrze nie pokazują wiele, ale jednak są bardzo erotyczne.
  • Scena, w której Meera decyduje się przyjść do Samara po wypadku i powiedzieć, dlaczego nie było jej przez ostatnie dni oraz że wychodzi za Rogera. Za każdym razem, gdy Samar ze łzami mówi 'Shaadi mubarak' - 'Gratulacje z okazji ślubu.' przechodzą mnie ciarki.
  • Rozmowa Samara z Bogiem przed wyjazdem do Indii, że zabrał mu jego miłość, więc on ukradnie jej wiarę w Niego i codziennie będzie obejmował śmierć.
  • Rozmowa telefoniczna Akiry z Arjunem po oddaniu Samarowi notatnika. 'Kochasz mnie? Możesz poczekać na mnie dziesięć lat? Nie? To w takim razie nie masz szans. Odłóż słuchawkę!'
  • Scena opieprzania Akiry za słuchanie muzyki i wejścia na minę łudząco podobna do tego opieprzania Zaary, która chciała wrócić po plecak i prochy Bebe. Albo to tylko ja doszukuję się podobieństw na siłę.
  • Nagrywanie kamerką Samara śpiewającego Challę nad rzeką i słowa Akiry oglądającą nagranie: 'W dzień bawisz się bombami, a w nocy śpiewasz romantyczne piosenki. Jak tu się w tobie nie zakochać? Poczekaj. W ciągu dwóch tygodni będziesz śpiewał pendżabskie piosenki dla Akiry. To moje wyzwanie. Dobranoc, sexy.'
  • Nagrywanie rozbrajania bomby, wisząc pod mostem. Akira oczywiście nawija, że się nie boi, bo wisi tu z człowiekiem, który nie może umrzeć, więc to nie jest ten dzień na umieranie. Zresztą musi zrobić jeszcze wiele filmów dokumentalnych i uprawiać seks z facetami o różnych akcentach. 'Dorastałaś, czytając Kamasutrę?' :D A potem pyta czy nadal będzie myślał o Meerze czy pozwoli komuś wejść w jego życie. Przecież może z niej zrobić swoją dziewczynę. Jest młoda, zabawna, seksowna, jeśli chodzi o ciało to już je widział, a poza tym o nic nigdy nie prosiła Boga, więc zostawienie go przez jakieś modlitwy czy obietnice nie wchodzi w rachubę. Ten śmiech obojga! A potem chyba najlepsza piosenka filmu Jiya Re i cała kwintesencja charakteru Akiry.
  • Odpowiedź Samara dlaczego podczas rozbrajania bomb nie nosi kombinezonu. 'Kombinezony mają chronić nas przed niebezpieczeństwem, zranieniami, bólem. Ale bardziej niż bomba boli życie. Na każdym rogu jest zdrada, ból, więc jeśli nie nosimy kombinezonów by chroniły nas przed niebezpieczeństwami życia to po co je nosić by uratować się od śmierci? Każdego dnia życie powoli nas zabija, a bomba zabije nas tylko raz.'
  • Akira wyznająca mu, że może zrobić wszystko, ale nie może przekonać go żeby się w niej zakochał. 'Kocham cię, Samar. Całkowicie, głęboko i do szaleństwa.' On jest w stanie jej tylko odpowiedzieć: 'Mówisz tak jak ja, ale nie skończ tak jak ja jeśli chodzi o miłość.'
  • Pierwsze spotkanie Meery i Samara po dziesięciu latach.
  • Scena golenia i Meera mówiąca, że nie prowadzi już handlu wymiennego z Bogiem, bo ma jego.
  • Wieczorne przytulenie i 'Stay here. Just stay here.'
  • Akira przekonująca Meerę, że nigdy nie istniała w tej historii miłosnej i dla Samara liczy się tylko ona. 'Zostawiłaś go, więc nadal żyje. Ale teraz jeśli z nim nie zostaniesz to dla niego będzie to jak śmierć. Może twój Bóg chce ci powiedzieć: Meera, już wystarczy. Idź i żyj.'
  • Pożegnanie z Akirą na lotnisku, w którym Samar obiecuje, że w następnym życiu będzie nowoczesnym kochankiem tak jak ona, a ich historia miłosna będzie całkowicie w angielskim stylu.
  • Plus jedna scena usunięta, w której Meera przychodzi do Samara do pustej restauracji, ale on jest zajęty swoimi obowiązkami i na chwilę wychodzi. Ona w tym czasie zaczyna słuchać muzyki i tańczyć. Zauważa go, gdy ten wręcz pożera ją wzrokiem. Szybko wyłącza sprzęt grający, siada przy stoliku i wyjmuje książkę. Samar jest tak oszołomiony, że nie trafia siedzeniem na krześle i ląduje na podłodze. :D

To ile teksu spłodziłam po takiej przerwie na temat Jab Tak Hai Jaan mówi chyba wszystko. Sama jestem zadziwiona. Wujek Yash tak jak przed laty zabrał mnie do swojego świata miłości i mimo kilku absurdów i niedociągnięć - nie zawiodłam się. Oczywiście pod względem fabularnym do pięt nie dorasta Veer Zaarze, ale to godne pożegnania zarówno z filmem jak i życiem. Wygląda na zamknięcie pewnej furtki, bo nikt nie potrafił tak opowiadać o potędze miłości jak on i myślę, że drugiego takiego nie będzie. Yash Chopra był w tym mistrzem, a świat bez jego filmów pozostanie uboższy. Jednak dzięki nim będzie żył wiecznie.
Myślę, że wielbicieli Yashowych romansów nie trzeba zachęcać do Jab Tak Hai Jaan. Dostaniemy tu solidną trzygodzinną dawkę wzruszeń, śmiechu i poczucia, że miłość zwycięży wszystkie przeszkody. Jeżeli nie dla Katriny zdecydowanie warto dla Shahrukha, rewelacyjnej Anushki i cudownej muzyki A. R. Rahmana.

Twa nieposłuszna zabawa w oczach.
Twa beztroska śmiałość oczu.
Twe długie falujące włosy.
Nigdy nie zapomnę.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.

Twe dłonie opuszczające me dłonie.
Twe odejście od mego cienia.
Twe nieodwrócenie się by mnie zobaczyć.
Nigdy nie wybaczę.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.

Twój swobodny taniec w deszczu.
Twa złość na małe nieistotne rzeczy.
Twe małe, dziecinne psoty.
Będę kochać je wszystkie.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.

Twe fałszywe obietnice.
Twe spalone marzenia.
Twe samolubne pragnienia.
Będę nienawidzić je wszystkie.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.