wtorek, 16 czerwca 2015

10. Podsumowanie: luty 2015

OMG: Oh My God (2012)
Kanji Lalji Mehta to zagorzały ateista, a jednak prowadzi sklepik z religijnymi przedmiotami. W wyniku trzęsienia ziemi traci swoje jedyne źródło dochodu. Ubezpieczyciel nie chce wypłacić mu odszkodowania, ponieważ w umowie znalazł się zapis, który mówi, że pieniądze nie zostaną wypłacone w przypadku wypadku niespowodowanego przez człowieka czyli klęsk żywiołowych. A więc kto stoi za trzęsieniem ziemi? Bóg. Kanji postanawia oskarżyć go przed sądem...

Zaskakująco dobry film. Wreszcie nie mdłe romansidło, a film o rzeczywistych problemach zwykłego człowieka i mieszkańców Indii.
Oskarżenie Boga wydaje się mocno naciągane, ale jednak argumenty Kanjiego mają sens. Obnażają pychę kapłanów, bezsens czczenia Boga jako posągu w świątyni, gdy On sam woli modlitwę w sercu, a mleko przyniesione w ofierze lepiej podarować żebrakowi.
Cały urok to fakt, że Bóg wolał objawić się i pomóc ateiście niż najbardziej zagorzałym wyznawcom, którzy wykorzystują Go tylko do własnych celów.

Zaczyna oglądać się dla Akshaya, a tu zdecydowanie na pierwszym planie jest Kanji czyli Paresh Rawal. Od ateisty walczącego o wygranie sprawy aż do bohatera pomagającemu w wywalczeniu odszkodowań innym i całkowitej przemiany. Wreszcie w jego wykonaniu to nie był żaden przygłup, ale człowiek walczący w słusznej sprawie. Bardzo mi się podobał, duży plus na przyszłość!

Akshaya tak naprawdę niewiele było, ale wejście na motorze było powalające. Pouśmiechał się jak to tylko on potrafi, pokręcił breloczkiem na palcu, wygłosił moralizatorską gadkę już jako Bóg i to by było na tyle. Chociaż nie - okularki! <3 Cóż to okulary potrafią zrobić z mężczyzną. :)

Muzyka przewijała się w tle, ale na dłuższą metę nie zwróciłam na nią uwagi, bo była zbędna w tej historii. Jedynie na początku filmu znalazła się jedna piosenka z układem choreograficznym, w której gościnnie wystąpiła Sonakshi i Prabhu Deva. Jak to tej dziewczynie żeby wyglądać seksownie wystarczą jedynie dżinsy, bluzka i męska koszula podwinięta pod biustem. <3
No i jak się tu teraz oderwać, gdy w głowie cały czas: Go Go Govinda!? Bardzo rytmiczna i porywająca do tańca, a głosowo czadu daje Mika, a przede wszystkim Shreya Ghoshal. <3


Naprawdę dobry film, jestem miło zaskoczona. Warto obejrzeć, aby inaczej spojrzeć na sprawę religii i Boga w naszym życiu oraz dla bardzo dobrej roli Paresha.
Te okularki Akshaya! <3

Murder (2004) - Całuśnik ofiarą morderstwa
Simran wraz z mężem i synem mieszka w Bangkoku. Nie czuje się spełniona, bo Sudhir cały czas widzi w niej swoją zmarłą żonę, a na dodatek bardziej przejmuje się pracą niż domem.
Pewnego dnia spotyka znajomego sprzed lat, z którym łączyło ją coś więcej niż przyjaźń. Znudzona i sfrustrowana angażuje się w romans, który coraz bardziej zaczyna jej się wymykać spod kontroli.
Dochodzi do zabójstwa. Kto zabił? Simran? Sudhir? A może wszystko nie jest tak oczywiste jak się wydaje?

Proste to i naiwne, ale oglądało się całkiem nieźle. Może dlatego, że nie było przeciągania, dwie godziny to wystarczający czas na taką historię.
Pierwsza część z romansem Sunny'ego i Simran wyjątkowo nudna, bo kto by chciał romansować z Emraanem Hashmi mając takiego męża? :) Od sprawy zabójstwa akcja nabrała w końcu kolorów i do samego końca obmyślałam zakończenie. Nierealne jak cholera, zdecydowanie na siłę dążono do happy endu. Tylko czy po takiej przygodzie można uratować małżeństwo i żyć tak jak wcześniej? Nie wydaje mi się.

Z Sunny'ego był kawał drania. Nie dość, że romansował z mężatką to na boku miał jeszcze dziewczynę, którą potem wykorzystał do własnych celów. Nie sądzę żeby którąś kochał, a do tego porywczy charakter i przeszłość w więzieniu, ale dla samotnej kobiety, która potrzebowała miłości, uwagi i oderwania od rzeczywistości - idealny.
Emraan 'Całuśnik' oczywiście wyrabia swoją normę całowania. Żeby to jeszcze było chociaż trochę erotyczne i podniecające. Przysysał się do biednej Malliki jakby tydzień wody nie pił. Grą też nie powalał.
Dopóki nie poznałam bliżej ciemnej strony Sunny'ego nawet mu trochę kibicowałam, ale potem całą sympatię przelałam na Sudhira. Nie miałam dla niego na koniec ani trochę współczucia, dobrze, że tak właśnie skończył.

Najbardziej tragiczną postacią jest chyba Simran. Wyszła za Sudhira tylko dlatego, że w jej mniemaniu, to właśnie ona jest winna śmierci siostry, a jego żony, z którą zamieniła się biletem lotniczym. Przez przypadek ocaliła swoje życie z czym nie mogła się pogodzić, więc postanowiła to jakoś wynagrodzić Sudhirowi i Kabirowi. Wyprowadzili się do Bangkoku, aby zapomnieć o tragedii, z nikim się nie przyjaźnili, Sudhir zajmował się tylko pracą, a ona w końcu poczuła się samotna w wielkim mieście. Typowy początek dla romansu tylko kto mógł przewidzieć w jakie kłopoty się wpakuje?
Próbowała ratować małżeństwo przede wszystkim dla dziecka, ale mąż zupełnie nie dbał o jej potrzeby, a w czasie kłótni w nerwach potrafił ją nawet nazwać imieniem zmarłej żony. Która nie chciałaby pocieszyć się w ramionach innego? Nie wiem czy można pochwalić zdradę, ale zawsze można spróbować zrozumieć.
Mallika to marna aktorka, ale trzeba przyznać, że się starała. Nie oglądało jej się źle. Ale ten jej drgający brzuch podczas ujęcia z Emraanem i całe wspominanie erotycznej sceny w pociągu z jej minami doprowadziły mnie do głupawki. :D

Podobał mi się zabieg z początkową narracją Simran, a następnie opowieść od momentu zabójstwa z perspektywy Sudhira. Tu w końcu mógł wykazać się Ashmit Patel.
Do tej pory miałam go za bardzo słabego aktora przede wszystkim za takie kurioza jak Silsiilay (Boże, jaki to był kooooooszmar!) i Banaras, ale tu jak na jego drugą rolę było całkiem przyzwoicie. W końcu jakaś normalna postać, którą jako tako mógł się wykazać, a ciarki mnie naprawdę przeszły w scenie bójki z Sunnym, sprzątania mieszkania z krwi, wynoszenia ciała w dywanie i zgubienia jego buta.
Z tego, co widzę po pięcioletniej przerwie wrócił rolą w Salmanowym Jai Ho. Ciekawe, jak tam się miewa.

Jedyna piosenka, o której muszę wspomnieć to absolutnie świetne Dil Ko Hazaar Baar. I jaki ładny Ashmit! Długo chodziło mi też po głowie kim jest pani tańcząca aż mnie oświeciło. Kashmira Shah, najlepiej znana mi z małej rólki w Pyaar To Hona Hi Tha.
Reszta to typowy Anu Malik, a ja się chyba nigdy nie polubię z tym kompozytorem. No i te okropne pseudo erotyczne teledyski z Emraanem.


Aktorstwo słabe i to bardzo, ale historia nawet się broni. Trochę erotyki, trochę emocji, trochę krwi malowniczo spływającej z głowy Emraana i zaskakująca końcówka. Dwie godziny szybko zleciały, nie zgrzytałam zębami. No dobra, tylko raz, ale było to połączone z głupawką na drgającym brzuchu Malliki. :D
Na jeden raz jest całkiem znośne, potem do zapomnienia.

Ugly Aur Pagli (2008) - Brzydal i wariatka
Kabir, student inżynierii po raz czwarty powtarzający rok, nie ma powodzenia u kobiet i szczęścia w miłości. Wszystko zmienia się w momencie, gdy ratuje pijaną dziewczynę na dworcu przed wpadnięciem pod pociąg. Kuhu okazuje się twardą sztuką, która uwielbia pisać scenariusze, potrafi się napić, przyłożyć facetowi i we własne urodziny kazać mu przyjechać do siebie w spódnicy na rowerze bez siodełka razem z ukradzioną różą.
Jakie są szanse na związek brzydala i wariatki?

Kabir i Kuhu to najlepszy przykład, że przeciwieństwa się przyciągają.
On niedorajda, który nie umie poderwać dziewczyny i psujący oświetlenie w całym hotelu. Ona pewna siebie i swoich wyborów, a jednak niepotrafiąca pogodzić się ze śmiercią ukochanego. Urocze było ich powolne docieranie i ta tęsknota Kabira po jej odejściu łącznie z nauką pływania razem z dziećmi i zostawianiem liścików na drzewie. Najbardziej rozbroił mnie ten z napisem, że tęskni za jej plaskaczami. :)

Po Murder znów trafił mi się film z Malliką. Dawno już nie widziałam tak żywiołowej, dynamicznej, a przede wszystkim męskiej w swojej kobiecości bohaterki. Czasami Kuhu trochę mnie irytowała, zwłaszcza gdy jej jedynym rozwiązaniem na problemy było upicie się do nieprzytomności i kolejny plaskacz zafundowany Kabirowi, ale to zdecydowanie dziewczyna do polubienia. Załamana po śmierci ukochanego i potrafiąca uratować samobójcę.
Chyba jeszcze polubię Mallikę. Aktorka z niej żadna, ale tu przynajmniej miała się czym wykazać, bo Kuhu to specyficzna postać.

Ale największa niespodzianka to Ranvir Shorey! Przekochany jako nieśmiała niedorajda życiowa, ale przy tym też człowiek z zasadami. Chociaż przy pierwszym spotkaniu z Kuhu chciał spieprzać gdzie pieprz rośnie kilkanaście razy to jednak wykupił pokój w hotelu, troskliwie się nią zajmował, nie przerażał go jej stan upojenia alkoholowego połączonego z malowniczymi wymiotami, spędził noc w więzieniu, nauczył się pływać, spełnił jej życzenie urodzinowe, chodził z jej marnymi scenariuszami i przyjął tyle plaskaczów! Kabir to skarb, a Ranvir bardzo mi się podobał w tej roli. No i w ogóle jaki z niego brzydal? :)

Muzycznie najbardziej wybiło mi się Karle Gunaah, a Mallika w tym czarnym gorsecie jest tak seksowna, że ciężko oderwać wzrok. <3
Jak na dwugodzinny film było zaskakująco dużo muzyki i miałam jej w pewnym momencie przesyt, ale było kilka perełek. Zwłaszcza Yeh Nazar i Ranvir próbujący poruszać ustami w rytm hiszpańskich słów na początku Shut Up Aa Nachle, ale zdecydowanie nie powinien tańczyć. :D


Mimo kilku niesmacznych scen (puszczanie gazów w windzie przy dziewczynie, którą próbował poderwać Kabir zindabad!) i nadmiernej ilości plaskaczów, którymi oberwał biedny Kabir, podobało mi się. Krótka, sympatyczna historyjka o ludziach o zupełnie odmiennych charakterach, których w końcu połączyła miłość.

Highway (2014) - Bo wszystko zaczęło się od autostrady...
Veera Tripathi właśnie przygotowuje się do swojego ślubu. Jest już zmęczona przygotowaniami, więc razem z przyszłym mężem wybiera się na nocną przejażdżkę. Podczas postoju na stacji benzynowej staje w samym środku napadu i jako zakładniczka zostaje porwana. Mahabir, chcąc uniknąć schwytania, przemieszcza się po całych Indiach.
Veera nie spodziewa się, że w niewoli poczuje się bardziej wolna niż w domu...

Ja się nie zgadzam na takie zakończenie! NO JAK?! Niby wiedziałam, że to nie ma prawa się dobrze skończyć, ale moment, który wybrano w filmie zostawia taki niedosyt. Chciałoby się więcej rodzącego się uczucia między Veerą i Mahabirem, poznania jego tajemnic, a tu tak brutalnie wszystko zostało zakończone.

Pierwszą godzinę obejrzałam w środę i byłam bardzo zawiedziona. Początki tej historii zupełnie mnie nie wciągnęły, a Alia była irytująca do kwadratu. Ciężko było mi się przemóc, żeby wrócić do filmu, ale moje męki na szczęście zostały wynagrodzone.
Film od momentu opowieści Veery o molestującym ją w dzieciństwie wujku i pierwszym przytuleniu się do Mahabira od razu nabrał rumieńców. Ich uczucie było takie niewymuszone, szczere, oboje uczyli się siebie nawzajem. Szalona i gaduła Veera zamkniętego w sobie Mahabira, porywacz swojej zakładniczki.
Cała sekwencja w górach była cudowna! Jazda na dachu autobusu, gdy obejmowali się pod kocem, wymarzony domek Veery, przygotowywanie przez nią kolacji, szlochający Mahabir, to jak objęła go podczas snu. I gdy już myślałam, że doczekam się chociaż namiastki jakichś poważnych słów, deklaracji z ust Mahabira to PACH. Dostałam prosto w twarz i wyrwało mi się głośne: NIEEEEE!

Nie wiem, czy to bohaterki Alii są tak denerwujące, czy mierzi mnie jej aktorska maniera. To jeszcze młodziutka dziewczyna, skacze trochę na głęboką wodę, bo oprócz ładnej buzi jakoś mnie jej gra nie zachwyca.
Tu przez pierwszą godzinę do odstrzelenia, potem było już o wiele lepiej, ale sprawił to pewnie scenariusz, który dał się rozwinąć samej historii, jak i aktorom. Przede wszystkim Veerę przestała przerażać cała sytuacja, więc zmieniło się też jej zachowanie. Nadal szalona, ale również radosna i zdecydowana w postanowieniu, że nie chce wracać do domu, ale pragnie zostać z Mahabirem. Nawet w domku w górach, wiedząc, że w końcu ich znajdą. Finał przed rodziną i ten płacz po wybiegnięciu z samochodu były fantastyczne.

Gdzie się uchował Randeep? Zdecydowanie obok Varuna moje największe odkrycie aktorskie ostatnich miesięcy. REWELACYJNY! <3 Ukradł całe show Alii.
To Mahabir interesował mnie o wiele bardziej niż Veera. Nie do końca zrozumiałam wątek matki i jego dzieciństwa, ale najbardziej fascynująca była właśnie jego przemiana, obserwowanie jak otwiera się na tą dziewczynę. Chciał ją przecież na początku sprzedać do burdelu, a w górach sam odstawił ją pod komisariat i kazał wracać do domu. Skryty, zamknięty w sobie, szybko wpadający w gniew, a jego szloch w ramionach Veery przed domkiem rozłożył mnie na łopatki.
Dlaczego nie dostał szansy na naprawienie swojego życia jak Veera? Ona zrozumiała, że to dom i rodzina bardziej więziły ją niż porywacz, a co z Mahabirem? On też zasłużył na drugą szansę, na szczęśliwe życie, nawet jeśli bez niej. Nie zgadzam się z tym finałem, nie i koniec!
Ależ Randeep mi się tu podobał! Od teraz będę go uważniej obserwować, bo mało brakowało, a przegapiłabym taką perełkę. Praktycznie w pojedynkę uratował mój odbiór filmu i jestem pod niemałym wrażeniem, bo raczej nie miałam na jego temat dobrej opinii. Jak dobrze czasami zmienić zdanie. :)

Highway to przede wszystkim film drogi. Veera i Mahabir pokonali ładny kawałek, a ja dzięki temu po raz kolejny mogłam się przekonać jak różnorodne są Indie. Krajobrazy są zachwycające, zwłaszcza końcówka w górach. Zresztą to charakterystyczna cecha filmów Imtiaza Aliego, twórcy Jab We Met czy Love Aaj Kal. Rockstar jeszcze przede mną, ale widać, że facet idzie w dobrą stronę.

Muzyka A R Rahmana przewijała się jedynie w tle. W sumie jest jej niewiele, ale w pewnym momencie miałam przesyt, bo pojawiała się dosłownie w każdej scenie kolejnego etapu podróży ciężarówką. Oprócz Patakha Gudi naprawdę w ucho wpadło mi Wanna Mash Up, do którego Veera odstawiła taniec na drodze. I am hot tamale, red chille me, finale, fire like Bob Marley, you wanna mashup, mashup. <3



Cały jukebox do przesłuchania:


Warto dać szansę Highway nawet jeśli początek nie jest zachęcający. Mogło być lepiej, ale i tak jestem zadowolona, bo Randeep i cała sekwencja w górach wynagrodziły moje trudy.
Mahabir. <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz