Kanji Lalji Mehta to zagorzały ateista, a
jednak prowadzi sklepik z religijnymi przedmiotami. W wyniku trzęsienia
ziemi traci swoje jedyne źródło dochodu. Ubezpieczyciel nie chce
wypłacić mu odszkodowania, ponieważ w umowie znalazł się zapis, który
mówi, że pieniądze nie zostaną wypłacone w przypadku wypadku
niespowodowanego przez człowieka czyli klęsk żywiołowych. A więc kto
stoi za trzęsieniem ziemi? Bóg. Kanji postanawia oskarżyć go przed
sądem...
Zaskakująco dobry film. Wreszcie nie mdłe romansidło, a film o rzeczywistych problemach zwykłego człowieka i mieszkańców Indii.
Oskarżenie Boga wydaje się mocno naciągane, ale jednak argumenty Kanjiego mają sens. Obnażają pychę kapłanów, bezsens czczenia Boga jako posągu w świątyni, gdy On sam woli modlitwę w sercu, a mleko przyniesione w ofierze lepiej podarować żebrakowi.
Cały urok to fakt, że Bóg wolał objawić się i pomóc ateiście niż najbardziej zagorzałym wyznawcom, którzy wykorzystują Go tylko do własnych celów.
Oskarżenie Boga wydaje się mocno naciągane, ale jednak argumenty Kanjiego mają sens. Obnażają pychę kapłanów, bezsens czczenia Boga jako posągu w świątyni, gdy On sam woli modlitwę w sercu, a mleko przyniesione w ofierze lepiej podarować żebrakowi.
Cały urok to fakt, że Bóg wolał objawić się i pomóc ateiście niż najbardziej zagorzałym wyznawcom, którzy wykorzystują Go tylko do własnych celów.
Zaczyna oglądać się dla Akshaya, a tu zdecydowanie na pierwszym planie
jest Kanji czyli Paresh Rawal. Od ateisty walczącego o wygranie sprawy
aż do bohatera pomagającemu w wywalczeniu odszkodowań innym i całkowitej
przemiany. Wreszcie w jego wykonaniu to nie był żaden przygłup, ale
człowiek walczący w słusznej sprawie. Bardzo mi się podobał, duży plus
na przyszłość!
Akshaya tak naprawdę niewiele było, ale wejście na
motorze było powalające. Pouśmiechał się jak to tylko on potrafi,
pokręcił breloczkiem na palcu, wygłosił moralizatorską gadkę już jako
Bóg i to by było na tyle. Chociaż nie - okularki! <3 Cóż to okulary potrafią zrobić z mężczyzną. :)
Muzyka przewijała się w tle, ale na dłuższą metę nie zwróciłam na nią
uwagi, bo była zbędna w tej historii. Jedynie na początku filmu znalazła
się jedna piosenka z układem choreograficznym, w której gościnnie
wystąpiła Sonakshi i Prabhu Deva. Jak to tej dziewczynie żeby wyglądać
seksownie wystarczą jedynie dżinsy, bluzka i męska koszula podwinięta
pod biustem. <3
No i jak się tu teraz oderwać, gdy w głowie cały czas: Go Go
Govinda!? Bardzo rytmiczna i porywająca do tańca, a głosowo czadu daje
Mika, a przede wszystkim Shreya Ghoshal. <3
Naprawdę dobry film, jestem miło zaskoczona. Warto obejrzeć, aby
inaczej spojrzeć na sprawę religii i Boga w naszym życiu oraz dla bardzo
dobrej roli Paresha.
Te okularki Akshaya! <3
Simran wraz z mężem i synem mieszka w Bangkoku. Nie czuje się
spełniona, bo Sudhir cały czas widzi w niej swoją zmarłą żonę, a na
dodatek bardziej przejmuje się pracą niż domem.
Pewnego dnia spotyka
znajomego sprzed lat, z którym łączyło ją coś więcej niż przyjaźń.
Znudzona i sfrustrowana angażuje się w romans, który coraz bardziej
zaczyna jej się wymykać spod kontroli.
Dochodzi do zabójstwa. Kto zabił? Simran? Sudhir? A może wszystko nie jest tak oczywiste jak się wydaje?
Proste to i naiwne, ale oglądało się całkiem nieźle. Może dlatego, że
nie było przeciągania, dwie godziny to wystarczający czas na taką
historię.
Pierwsza część z romansem Sunny'ego i Simran wyjątkowo
nudna, bo kto by chciał romansować z Emraanem Hashmi mając takiego męża? :)
Od sprawy zabójstwa akcja nabrała w końcu kolorów i do samego końca
obmyślałam zakończenie. Nierealne jak cholera, zdecydowanie na siłę
dążono do happy endu. Tylko czy po takiej przygodzie można uratować
małżeństwo i żyć tak jak wcześniej? Nie wydaje mi się.
Z
Sunny'ego był kawał drania. Nie dość, że romansował z mężatką to na boku
miał jeszcze dziewczynę, którą potem wykorzystał do własnych celów. Nie
sądzę żeby którąś kochał, a do tego porywczy charakter i przeszłość w
więzieniu, ale dla samotnej kobiety, która potrzebowała miłości, uwagi i
oderwania od rzeczywistości - idealny.
Emraan 'Całuśnik' oczywiście
wyrabia swoją normę całowania. Żeby to jeszcze było chociaż trochę
erotyczne i podniecające. Przysysał się do biednej Malliki jakby tydzień
wody nie pił. Grą też nie powalał.
Dopóki nie poznałam bliżej
ciemnej strony Sunny'ego nawet mu trochę kibicowałam, ale potem całą
sympatię przelałam na Sudhira. Nie miałam dla niego na koniec ani trochę
współczucia, dobrze, że tak właśnie skończył.
Najbardziej
tragiczną postacią jest chyba Simran. Wyszła za Sudhira tylko dlatego,
że w jej mniemaniu, to właśnie ona jest winna śmierci siostry, a jego
żony, z którą zamieniła się biletem lotniczym. Przez przypadek ocaliła
swoje życie z czym nie mogła się pogodzić, więc postanowiła to jakoś
wynagrodzić Sudhirowi i Kabirowi. Wyprowadzili się do Bangkoku, aby
zapomnieć o tragedii, z nikim się nie przyjaźnili, Sudhir zajmował się
tylko pracą, a ona w końcu poczuła się samotna w wielkim mieście. Typowy
początek dla romansu tylko kto mógł przewidzieć w jakie kłopoty się
wpakuje?
Próbowała ratować małżeństwo przede wszystkim dla dziecka,
ale mąż zupełnie nie dbał o jej potrzeby, a w czasie kłótni w nerwach
potrafił ją nawet nazwać imieniem zmarłej żony. Która nie chciałaby
pocieszyć się w ramionach innego? Nie wiem czy można pochwalić zdradę,
ale zawsze można spróbować zrozumieć.
Mallika to marna aktorka, ale
trzeba przyznać, że się starała. Nie oglądało jej się źle. Ale ten jej
drgający brzuch podczas ujęcia z Emraanem i całe wspominanie erotycznej
sceny w pociągu z jej minami doprowadziły mnie do głupawki. :D
Podobał mi się zabieg z początkową narracją Simran, a następnie
opowieść od momentu zabójstwa z perspektywy Sudhira. Tu w końcu mógł
wykazać się Ashmit Patel.
Do tej pory miałam go za bardzo słabego
aktora przede wszystkim za takie kurioza jak Silsiilay (Boże, jaki to
był kooooooszmar!) i Banaras, ale tu jak na jego drugą rolę było całkiem
przyzwoicie. W końcu jakaś normalna postać, którą jako tako mógł się
wykazać, a ciarki mnie naprawdę przeszły w scenie bójki z Sunnym,
sprzątania mieszkania z krwi, wynoszenia ciała w dywanie i zgubienia
jego buta.
Z tego, co widzę po pięcioletniej przerwie wrócił rolą w Salmanowym Jai Ho. Ciekawe, jak tam się miewa.
Jedyna piosenka, o której muszę wspomnieć to absolutnie świetne Dil Ko
Hazaar Baar. I jaki ładny Ashmit! Długo chodziło mi też po głowie kim
jest pani tańcząca aż mnie oświeciło. Kashmira Shah, najlepiej znana mi z
małej rólki w Pyaar To Hona Hi Tha.
Reszta to typowy Anu Malik, a
ja się chyba nigdy nie polubię z tym kompozytorem. No i te okropne
pseudo erotyczne teledyski z Emraanem.
Aktorstwo słabe i to bardzo, ale historia nawet się broni. Trochę erotyki, trochę emocji, trochę krwi malowniczo spływającej z głowy Emraana i zaskakująca końcówka. Dwie godziny szybko zleciały, nie zgrzytałam zębami. No dobra, tylko raz, ale było to połączone z głupawką na drgającym brzuchu Malliki. :D
Na jeden raz jest całkiem znośne, potem do zapomnienia.
Kabir, student
inżynierii po raz czwarty powtarzający rok, nie ma powodzenia u kobiet i
szczęścia w miłości. Wszystko zmienia się w momencie, gdy ratuje pijaną
dziewczynę na dworcu przed wpadnięciem pod pociąg. Kuhu okazuje się
twardą sztuką, która uwielbia pisać scenariusze, potrafi się napić,
przyłożyć facetowi i we własne urodziny kazać mu przyjechać do siebie w
spódnicy na rowerze bez siodełka razem z ukradzioną różą.
Jakie są szanse na związek brzydala i wariatki?
Kabir i Kuhu to najlepszy przykład, że przeciwieństwa się przyciągają.
On niedorajda, który nie umie poderwać dziewczyny i psujący oświetlenie
w całym hotelu. Ona pewna siebie i swoich wyborów, a jednak
niepotrafiąca pogodzić się ze śmiercią ukochanego. Urocze było ich
powolne docieranie i ta tęsknota Kabira po jej odejściu łącznie z nauką
pływania razem z dziećmi i zostawianiem liścików na drzewie. Najbardziej
rozbroił mnie ten z napisem, że tęskni za jej plaskaczami. :)
Po Murder znów trafił mi się film z Malliką. Dawno już nie widziałam
tak żywiołowej, dynamicznej, a przede wszystkim męskiej w swojej
kobiecości bohaterki. Czasami Kuhu trochę mnie irytowała, zwłaszcza gdy
jej jedynym rozwiązaniem na problemy było upicie się do nieprzytomności i
kolejny plaskacz zafundowany Kabirowi, ale to zdecydowanie dziewczyna
do polubienia. Załamana po śmierci ukochanego i potrafiąca uratować
samobójcę.
Chyba jeszcze polubię Mallikę. Aktorka z niej żadna, ale tu przynajmniej miała się czym wykazać, bo Kuhu to specyficzna postać.
Ale największa niespodzianka to Ranvir Shorey! Przekochany jako
nieśmiała niedorajda życiowa, ale przy tym też człowiek z zasadami.
Chociaż przy pierwszym spotkaniu z Kuhu chciał spieprzać gdzie pieprz
rośnie kilkanaście razy to jednak wykupił pokój w hotelu, troskliwie się
nią zajmował, nie przerażał go jej stan upojenia alkoholowego
połączonego z malowniczymi wymiotami, spędził noc w więzieniu, nauczył
się pływać, spełnił jej życzenie urodzinowe, chodził z jej marnymi
scenariuszami i przyjął tyle plaskaczów! Kabir to skarb, a Ranvir bardzo
mi się podobał w tej roli. No i w ogóle jaki z niego brzydal? :)
Muzycznie najbardziej wybiło mi się Karle Gunaah, a Mallika w tym czarnym gorsecie jest tak seksowna, że ciężko oderwać wzrok. <3
Jak na dwugodzinny film było zaskakująco dużo muzyki i miałam jej w
pewnym momencie przesyt, ale było kilka perełek. Zwłaszcza Yeh Nazar i
Ranvir próbujący poruszać ustami w rytm hiszpańskich słów na początku
Shut Up Aa Nachle, ale zdecydowanie nie powinien tańczyć. :D
Mimo kilku niesmacznych scen (puszczanie gazów w windzie przy
dziewczynie, którą próbował poderwać Kabir zindabad!) i nadmiernej
ilości plaskaczów, którymi oberwał biedny Kabir, podobało mi się.
Krótka, sympatyczna historyjka o ludziach o zupełnie odmiennych
charakterach, których w końcu połączyła miłość.
Veera Tripathi właśnie przygotowuje się do swojego ślubu. Jest już
zmęczona przygotowaniami, więc razem z przyszłym mężem wybiera się na
nocną przejażdżkę. Podczas postoju na stacji benzynowej staje w samym
środku napadu i jako zakładniczka zostaje porwana. Mahabir, chcąc
uniknąć schwytania, przemieszcza się po całych Indiach.
Veera nie spodziewa się, że w niewoli poczuje się bardziej wolna niż w domu...
Ja się nie zgadzam na takie zakończenie! NO JAK?! Niby wiedziałam, że
to nie ma prawa się dobrze skończyć, ale moment, który wybrano w filmie
zostawia taki niedosyt. Chciałoby się więcej rodzącego się uczucia
między Veerą i Mahabirem, poznania jego tajemnic, a tu tak brutalnie
wszystko zostało zakończone.
Pierwszą godzinę obejrzałam w środę i
byłam bardzo zawiedziona. Początki tej historii zupełnie mnie nie
wciągnęły, a Alia była irytująca do kwadratu. Ciężko było mi się
przemóc, żeby wrócić do filmu, ale moje męki na szczęście zostały
wynagrodzone.
Film od momentu opowieści Veery o molestującym ją w
dzieciństwie wujku i pierwszym przytuleniu się do Mahabira od razu
nabrał rumieńców. Ich uczucie było takie niewymuszone, szczere, oboje
uczyli się siebie nawzajem. Szalona i gaduła Veera zamkniętego w sobie
Mahabira, porywacz swojej zakładniczki.
Cała sekwencja w górach była
cudowna! Jazda na dachu autobusu, gdy obejmowali się pod kocem,
wymarzony domek Veery, przygotowywanie przez nią kolacji, szlochający
Mahabir, to jak objęła go podczas snu. I gdy już myślałam, że doczekam
się chociaż namiastki jakichś poważnych słów, deklaracji z ust Mahabira
to PACH. Dostałam prosto w twarz i wyrwało mi się głośne: NIEEEEE!
Nie wiem, czy to bohaterki Alii są tak denerwujące, czy mierzi mnie jej
aktorska maniera. To jeszcze młodziutka dziewczyna, skacze trochę na
głęboką wodę, bo oprócz ładnej buzi jakoś mnie jej gra nie zachwyca.
Tu przez pierwszą godzinę do odstrzelenia, potem było już o wiele
lepiej, ale sprawił to pewnie scenariusz, który dał się rozwinąć samej
historii, jak i aktorom. Przede wszystkim Veerę przestała przerażać cała
sytuacja, więc zmieniło się też jej zachowanie. Nadal szalona, ale
również radosna i zdecydowana w postanowieniu, że nie chce wracać do
domu, ale pragnie zostać z Mahabirem. Nawet w domku w górach, wiedząc,
że w końcu ich znajdą. Finał przed rodziną i ten płacz po wybiegnięciu z
samochodu były fantastyczne.
Gdzie się uchował Randeep? Zdecydowanie obok Varuna moje największe odkrycie aktorskie ostatnich miesięcy. REWELACYJNY! <3 Ukradł całe show Alii.
To Mahabir interesował mnie o wiele bardziej niż Veera. Nie do końca
zrozumiałam wątek matki i jego dzieciństwa, ale najbardziej fascynująca
była właśnie jego przemiana, obserwowanie jak otwiera się na tą
dziewczynę. Chciał ją przecież na początku sprzedać do burdelu, a w
górach sam odstawił ją pod komisariat i kazał wracać do domu. Skryty,
zamknięty w sobie, szybko wpadający w gniew, a jego szloch w ramionach
Veery przed domkiem rozłożył mnie na łopatki.
Dlaczego nie dostał
szansy na naprawienie swojego życia jak Veera? Ona zrozumiała, że to dom
i rodzina bardziej więziły ją niż porywacz, a co z Mahabirem? On też
zasłużył na drugą szansę, na szczęśliwe życie, nawet jeśli bez niej. Nie
zgadzam się z tym finałem, nie i koniec!
Ależ Randeep mi się tu
podobał! Od teraz będę go uważniej obserwować, bo mało brakowało, a
przegapiłabym taką perełkę. Praktycznie w pojedynkę uratował mój odbiór
filmu i jestem pod niemałym wrażeniem, bo raczej nie miałam na jego
temat dobrej opinii. Jak dobrze czasami zmienić zdanie. :)
Highway to przede wszystkim film drogi. Veera i Mahabir pokonali ładny
kawałek, a ja dzięki temu po raz kolejny mogłam się przekonać jak
różnorodne są Indie. Krajobrazy są zachwycające, zwłaszcza końcówka w
górach. Zresztą to charakterystyczna cecha filmów Imtiaza Aliego, twórcy
Jab We Met czy Love Aaj Kal. Rockstar jeszcze przede mną, ale widać, że
facet idzie w dobrą stronę.
Muzyka A R Rahmana przewijała się
jedynie w tle. W sumie jest jej niewiele, ale w pewnym momencie miałam
przesyt, bo pojawiała się dosłownie w każdej scenie kolejnego etapu
podróży ciężarówką. Oprócz Patakha Gudi naprawdę w ucho wpadło mi Wanna
Mash Up, do którego Veera odstawiła taniec na drodze. I am hot tamale,
red chille me, finale, fire like Bob Marley, you wanna mashup, mashup. <3
Cały jukebox do przesłuchania:
Warto dać szansę Highway nawet jeśli początek nie jest zachęcający.
Mogło być lepiej, ale i tak jestem zadowolona, bo Randeep i cała
sekwencja w górach wynagrodziły moje trudy.
Mahabir. <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz