wtorek, 16 czerwca 2015

13. Podsumowanie: maj 2015

Kahin Pyaar Na Ho Jaaye (2000)
Omyłkowo do domu siostry Prema trafia Priya, która zostaje pomylona z jego dziewczyną Nishą. Priya okazuje się być kuzynką sąsiadki mieszkającej obok. Prem planuje ślub z Nishą, ale okazuje się, że chce ona wyjść za bogatego NRI, który zapewni opłacenie drogiego leczenia jej brata. Piosenkarz długo opłakuje nieszczęśliwą miłość, gdy zdaje sobie sprawę o uczuciach do Priyi. Ale los bywa przewrotny, ona także ma już narzeczonego i przygotowuje się ślubu z NRI, którego wybrała jej matka.
Co gdy Rahul okaże się również byłym narzeczonym Nishy?

Długie, a tak naprawdę o niczym. Historyjka jakich miliony podana w niezbyt zachęcającej formie. Miło oglądało się przede wszystkim ze względu na same znajome twarze i naprawdę całkiem niezłego jak na siebie Salmana.
Nie wiem dlaczego ubzdurałam sobie, że w trójkącie z Salmanem i Rani ma się pojawić Preity, więc moje zaskoczenie, widząc Raveenę było wielkie.

Najbardziej ubawił mnie fragment, w którym to niby Prem uświadomił sobie, że kocha Priyę i zapomniał już o Nishy. Uwaga! Priyi zepsuł się kran, Prem pomaga w naprawie, zdejmuje z siebie koszulkę żeby go zatkać, a następnie Priya wyciera z niego kropelki wody. Tak, to właśnie w tym momencie Prem zakochuje się w Priyi. :D
Zabawne były również jego pijackie dialogi z Tigerem.

Bardzo podobał mi się Salman, bo w końcu nie grał mięśniaka. Wrażliwy artysta, zapija smutki w alkoholu i potrafi zrezygnować z ukochanej dla jej szczęścia. No i chyba ani razu się nie bił tylko sam dostał po pijaku od Rahula!
Rani nie miała zbyt wiele do grania, tak samo jak Raveena, której było zdecydowanie mniej. Sympatycznie za to odebrałam Jackiego Shroffa jako wiernego towarzysza w piciu oraz Mohnisha Behla i Kashmirę Shah jako małżeństwo i zwariowaną rodzinę Prema.

Było również kilka nawiązań, co dla mnie zawsze jest radochą. Padły imiona Madhuri i Kajol, wzór idealnego faceta jako połączenia Aamira, Salmana i Szaruka czy pewien pijak miał na sobie koszulkę z Titanica! Bohaterowie próbowali również przemówić Premowi do rozumu, aby przestał pić, śpiewając do piosenek z filmów, ale wyłapałam tylko Rangeela Re z Rangeeli, która wystąpiła jako pierwsza. Jakieś pomysły?


Z piosenek najbardziej chwyciło mnie Dhin Tara z kolorowym wejściem Salmana i Savariya. Bardzo podobają mi się zwrotki przed refrenem z wymienianiem, co jest takie cudowne z boskimi wdziankami Salmana i Mohnisha. :P
Za to O Priya z tym teledyskiem to istny koszmar.


Jukebox do przesłuchania:


Niby jeszcze oldskul, ale to już rok 2000. Na początku za dużo kretyńskich gagów, potem tworzenie sztucznej tragedii po niestawieniu się Nishy na własnym ślubie, a na koniec łzawe dążenia Prema i Priyi, aby być razem.
Nie oglądało się źle ze względu na Salmana i Rani, ale to po prostu słaby film z typowym nawałem średnich piosenek.

Haider (2014) - Hamlet po indyjsku
Haider po latach studiów wraca do domu, aby poznać przyczynę zaginięcia ojca podczas konfliktu w Kaszmirze w 1995 roku. Pomaga mu ukochana Arshia, ale nic nie jest takie jak się wydaje. Dzięki pomocy Roohdaara, który razem z Hilalem był więźniem separatystów, dowiaduje się, że ojciec został zamordowany przez własnego brata Khurrama, który obecnie ma romans ze szwagierką, a zarazem matką Haidera.
Roohdaar przekazuje mu, że ostatnim życzeniem ojca jest zemsta na Khurramie...

Vishal Bhardwaj to jeden z moich ulubionych indyjskich reżyserów. To on stworzył Kaminey, 7 Khoon Maaf czy Matru Ki Bijlee Ka Mandola. Haider to dopełnienie szekspirowskiej trylogii po Maqbool (Makbet) i Omkarze (Otello), a przy tym Bhardwaj w znakomitej formie.
Film jest osadzony w indyjskich realiach, a przy tym do bólu prawdziwy. Z tematyki sporu o Kaszmir można czerpać pełnymi garściami, ale reżyser uniknął wtórności. Jest brutalnie, a końcowa jatka czy rozprawienie się z Salmanami najlepszymi przykładami.

Haider to przede wszystkim Shahid. A co trzeba zaznaczyć: Shahid fenomenalny! Przechodzący przez wszystkie stopnie przemiany bohatera: odkrywającego romans matki z Khurramem, widok spalonego domu, walki o odnalezienie ojca, szaleństwo, rozpacz po śmierci Arshii. W pełni zasłużony Filmfare, a powinien go dostać już 6 lat temu za Kaminey!
Mistrzowsko partneruje mu piękna Tabu (czy tylko ja miałam wrażenie, że totalnie nie pasuje na jego matkę wiekowo? Aktorsko wielki duet, ale Shahid ma 34 lata, a Tabu 43!, co niestety mocno widać), zaskakująco dobry Kay Kay Menon, za którym osobiście nie przepadam i zapadający w pamięć Irfan Khan w krótkim SA. Szkoda, że nie miała w czym wykazać się Shraddha, bo to był mój długo wyczekiwany pierwszy film z nią.

Z muzyki najbardziej zapadło mi w pamięć So Jao z mężczyznami w wykopanych w śniegu trumnach i absolutnie rewelacyjne Bismil. Muzyka Vishala jest bardzo charakterystyczna, a do tego głos Sukhwindera Singha. Tego nie da się pomylić z niczym innym.


Jukebox do przesłuchania:


Mocny, brutalny film. Cieszę się, że w Indiach są tacy twórcy jak Bhardwaj, którzy przede wszystkim nie boją się robić swego, a do tego sięgają po tak wymagającą tematykę jak Szekspir. A Shahid w tym wszystkim to piękna wisienka na torcie. Warto.

Agent Vinod (2012) - 'My name is Vinod. Agent Vinod.'
Major Rajan podsłuchuje negocjacje dwóch gangsterów podczas podróży koleją transsyberyjską. Zostaje jednak zdemaskowany i zamordowany. Rozwiązaniem sprawy zajmuje się agent Vinod.

Jestem wierną fanką bondowskiej serii. Miło było zobaczyć zabawę indyjskich twórców tą konwencją, bo porównań nie da się uniknąć. W Bondach jednak najczęściej rola kobieca jest ograniczona do ozdobnika, a tu Iram Parveen Bilal jest godną partnerką dla Vinoda, co mi się bardzo podobało.

Przede wszystkim muszę powiedzieć, że świetnie mi się Agenta oglądało. Oprócz Bondów nie przepadam za takim typem filmów, w kinie indyjskim połykam jednak wszystko i dobrze się czasem zaskoczyć. Były pościgi, pojedynki, podróż po całym świecie, aby rozwikłać zagadkę, piękna kobieta - stały zestaw, ale podany naprawdę w dobrej formie.
W pewnym momencie jak zwykle oczywiście zgubiłam się kto jest kim i o co tak naprawdę chodzi, a do tego zaspoilerowałam sobie, co stanie się z Iram, więc już tylko typowałam, w którym momencie to się stanie, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Miało bawić i odmóżdżyć, a do tego sprawdziło się idealnie.

SAIF. <3 <3 <3 Boże, jak on tu wygląda! Facetowi oprócz garnituru i zarostu nie potrzeba już nic, żeby wyglądać obłędnie seksownie. A do tego jeszcze w ciągłym ruchu, walce, obronie Iram - miód dla mych oczu. Saif jest tu przede wszystkim do podziwiania wzrokowego. :)
Aktorsko też bez zarzutu, wdzianko agenta mu służy.

Gdy ma się Saifa, trudno skupić wzrok na jakiejś tam Kareenie. :P
Jak już wspomniałam, cieszy mnie, że Iram nie była gąską, była potrzebna w tej historii i nie musiała być ozdobnikiem Vinoda.
Szkoda, że tak skończyła, ale nie było co spodziewać się happy endu między nią i Vinodem, a szkoda.

I czy tylko ja nie widziałam chemii między Saifem a Kareeną, mimo że to w prywatnym życiu małżeństwo? Nie był to typowy romans, nie mieli nawet miłosnej piosenki, ale mimo wszystko między nimi nie iskrzyło, brak nawet maleńkiej iskierki.
Muzycznie złapało mnie I Will Do The Talking, reszta niestety nie zapadająca w pamięć. No, oprócz tego, że Saif w Pyaar Ki Pungi jest przezabawny i jak on wygląda!


Fani bondowskiej konwencji powinni być zadowoleni, bo to właśnie tego typu film. Brakowało mi tylko jakiejś kwestii na miarę martini wstrząśniętego, a nie mieszanego, bo co jak co, ale agent Vinod na nią zasługiwał. :)
Szkoda, że film zrobił klapę, bo inaczej można byłoby to pociągnąć na kolejne filmy i kolejne przygody agenta w kolejnych krajach z kolejnymi pięknościami. Chętnie pooglądałabym Saifa częściej w takim wydaniu. :>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz