wtorek, 1 września 2015

16. Podsumowanie: sierpień 2015

Zamaana Deewana (1995) - Świat oszalał
Psycholog kryminalny Kamdev Singh dostaje zadanie zakończenia wojny między dwoma gangsterami. Według niego powinno to zostać rozwiązane pokojowo, zatem postanawia połączyć ich dzieci - Priyę i Rahula. Początkowo oporni, zakochują się w sobie.

Spotkanie z przyjaciółką bollymaniaczką zaowocowało serią seansów: powtórkowych i premierowych. Zamaana Deewana poszła na pierwszy ogień i dawno się tak nie ubawiłam.
Po pierwsze: podziękowania dla tłumacza, którymi swoimi dopiskami po prostu 'zrobił' nam ten seans. Pojawiały się w najmniej oczekiwanych momentach, ale jak już się pojawiły komentując nierealną rzeczywistość filmową, pękałyśmy ze śmiechu. Żółta maskująca kurtka Szaruka zindabad! :D

Pierwsze pół godziny jako marzenie KD jest mocno oderwane od reszty filmu, ale śmieszyło o wiele bardziej za drugim razem. Zwłaszcza Anupam w roli kobiecej parodiujący Raveenę z Tu Cheez Badi Hai Mast z Mohry czy Madhuri z Dhak Dhak Karne Laga z Bety albo poetycki Szaruk z różą w dłoni.
Potem wchodzi już beztroski i zakładający się o wszystko Rahul, odporna na jego zaloty Priya z 'przeuroczym' Bobbym z krzywym uzębieniem i zaczyna się oldskulowa jazda bez trzymanki, czyli to, co lubię najbardziej. Szalone piosenki, zakłady, koń i chilli, zmuszanie dziewczyny do ślubu, przezabawna piosenka kajdankowa i przerysowany finał. Too good!

Szaruk jest tu do zjedzenia, a jak już raczono bliskim ujęciem na jego twarz - serce topniało. Uwielbiam go w oldskulowych odsłonach. Wtedy nie musiał ograniczać swoich głupich min i zachowań i wcale nie wyglądało to na przerysowaną grę. Szaruk jest urodzony do komedii. To, co odwala i jakie miny strzela w piosence Zamane Ko Ab Tak przechodzi pojęcie mojej przepony. :D Ale nie przeszkadza mu to potem płynnie przejść z beztroskiego w zakochanego w O Rabba i skręcającym go z pożądania w Ab Hai Neend Kise. To jedna z moich jego ulubionych ról.

Raveena to świetna i mocno niedoceniana aktorka, bardzo popularna w latach 90'. Szkoda, że oprócz koszmaru jakim jest Yeh Lamhe Judaai Ke to jej jedyny, z krwi i kości duet z Szarukiem. Świetnie uzupełniali się w pierwszej części, bardziej kolorowej i rozkrzyczanej, ale także w drugiej, gdy w końcu zdali sobie sprawę, że się kochają i muszą o to zawalczyć.
Podobało mi się, że ich miłość zaczęła się od zakładu, gagów, ukazywania jakim idiotą jest Bobby, grania na nosie KD i Shalini piosenką kajdankową, a dopiero potem skończyła się uczuciem.

Anupam ma lepsze role, ale jednak ten KD ma coś w sobie. Przerysowany do bólu, ale ta fryzura, ten chód, ta teczka z króliczkiem! :D No i Bobby z ojcem, którzy oboje mają krzywe uzębienie byli piękni! Nie ma to jak udany casting. :D Tylko role ojców Rahula i Priyi bym skróciła, ich moralizatorskie gadki i grożenie sobie przyprawiały mnie o ból zębów i przewracanie oczami.

No i muzyka! Cudownie było ją sobie przypomnieć i wiedzieć, że nadal podoba mi się tak samo jak za pierwszym razem. W pewnym momencie miało jej się trochę przesyt, bo akcja nie szła do przodu, ale była świetna - oldskulowa w pełni. Przyjemne zaczęły być nawet te, za którymi nie przepadałam, a teraz nagle łapię się na tym, że nucę It will be, kasam se, forever and ever. :) Złapałam się nawet na tym, że spodobał mi się Szaruk jako Bohun, gdy wpada zaśpiewać na ślubie Priyi, a potem ją porwać. Nawet niekończące się Soch Liya Maine wpada w ucho, uwielbiam ten moment, gdy Rahul i Priya jedzą lody.

Ale faworytów na najlepszą piosenkę mam trzech. O piosence kajdankowej nic nie trzeba mówić. Śmieszy mnie do łez, Szaruk i Raveena odwalili w niej kawał dobrej komediowej roboty.
Druga to O Rabba, gdy Rahul i Priya jadą na przyczepie, obserwują śpiewający tabor i uświadamiają sobie, że to Wielka Miłość. Szaruk rzuca tu tak powłóczyste spojrzenia i patrzy z taką miną zbitego psiaka, że zmiękłyśmy obie. Głos Kumara Sanu. <3
No a trzecia to piosenka absolutnie kultowa, w 'środowisku' nazywana potocznie 'szybką', ponieważ Rahul i Priya zostają rozdzieleni, umieszczeni w dwóch pokojach, a tu biedaków tak skręca z pożądania, że muszą całować się i dotykać przez szybkę. :) W ogóle ten początek, gdy oboje stoją w deszczu, Rahul zdejmuje z twarzy kawałek jej mokrego sari i lustruje Priyę z takim podziwem i pożądaniem, że hoho! <3 Naprawdę nie kojarzę innego teledysku, który niby nie pokazuje nic, a jednak w samych słowach piosenki i zachowaniach głównej pary tak dobitnie wskazuje, co tu się święci i że ci wszyscy bohaterowie to nie są takie aniołki co to chcą czekać do ślubu. :> Bo Kto mógłby teraz spać? Kto mógłby teraz zaznać spokoju? :)
Zresztą zobaczcie sami.


I jukebox do przesłuchania, bo to naprawdę świetny OST jest!


Polubiłam się z Zamaaną Deewaną już od pierwszego seansu i to miłość na dłużej. To przede wszystkim dobry oldskul, nie poraża aż tak jak to potrafią inne, ma udany duet Szaruka z Raveeną, którzy do siebie pasują i się uzupełniają, Szaruk ogólnie tu poraża swoją Szarukowością, no i muzyka na piątkę.
Wrócę do tego filmu jeszcze nie raz.

Band Baaja Baaraat (2010)
Shruti Kakkar marzy o założeniu własnego biznesu, w którym będzie odpowiedzialna za planowanie ślubów. Na jednym z wesel spotyka Bittoo Sharmę, który poszukuje jakiejkolwiek pracy, aby nie musieć wrócić do domu i zajmować się uprawianiem trzciny cukrowej. Razem zakładają 'Shaadi Mubarak', ale Shruti trzyma się jednej podstawowej zasady. W biznesie między partnerami nie ma miejsca na miłość.

Chyba rzeczywiście jest coś w tym, że najbardziej lubię pasjonujące filmy pełne dramatu i zwrotów akcji. Band Baaja Baaraat było po prostu za słodkie, za cukierkowe, wszystko szło jak z płatka, a przymusowe rozstanie biznesowe Shruti i Bittoo zbyt naciągane i bez sensu.

Najbardziej zgrzytało mi jak łatwo Shruti i Bittoo osiągnęli sukces w tym biznesie. Nie mieli żadnego doświadczenia, a tu bodajże przez pierwsze trzy lata brak jakichkolwiek kłopotów. Myślałam, że pierwsze wesela będą obfitowały w jakieś problemy, nie będą mogli się dogadać, każdy będzie miał na nie inną wizję i będą się z czasem docierać, to byłoby ciekawsze, a tu pełen sukces od samego początku. Psuć zaczęło się dopiero, gdy się rozstali i stało się jasne, że najlepiej pracują w duecie.

Anushka Sharma to taka fajna, żywiołowa i pełna energii aktorka. Idealnie pasowała do pełnej marzeń i trochę narwanej Shruti, która najpierw chce popracować w wymarzonej pracy, a dopiero potem posłuchać rodziców i wyjść za mąż.
O dziwo, Ranvir Singh w debiutanckiej roli całkiem niezły, na co nawet zwróciłam uwagę podczas seansu. Ma w sobie jakiś urok niegrzecznego chłopca, ale to kolejny mój film z nim i fanką raczej nie zostanę.

Tylko te postaci jakieś takie papierowe, nie wkręciłam się na tyle żeby nawet im zacząć kibicować chociaż scena pocałunku i miłosna całkiem sprawnie zrealizowana.
I to chyba właśnie to zmieniło ich podejście do siebie. Bittoo nie chciał się angażować, a Shruti właśnie wtedy poczuła, że się zakochała. Scena w biurze, w której zapewnia go, że nie jest taka jak inne, nie przyklei się do niego i nie bierze tego jako wielką deklarację miłości, jego radość i jej późniejsze łzy w samotności mówią wszystko.

Film mnie nie zachwycił, ale przynajmniej muzyka była świetna, dużo rytmów Punjabi, które uwielbiam.
Otwierające Tarkeebein, przy którym od razu zaczęłam się kiwać, wpadająca w ucho tytułowa, Baari Barsi, Ainvayi Ainvayi i spektakularne choreograficznie i scenograficznie Dum Dum. Przynajmniej tu brak zastrzeżeń.


Jukebox do przesłuchania:


Tyle dobrego słyszałam o tym filmie, a tu taki zawód.
Słodkie i proste filmy też są potrzebne, ale tu cukier skoczył mi do najwyższego poziomu. Praktycznie nic się nie działo, zupełnie nie zainteresował mnie wątek uczucia Shruti i Bittoo, było wręcz trochę kiczowato, co może pasowało do organizowanych wesel, ale zepsuło ogólną konwencję filmu. Sama nie wiem czego tak naprawdę zabrakło, ale chyba na początku poprawiłabym scenariusz i naprawdę dodała chociaż trochę emocji, bo cukrzyca gwarantowana.
Plus za Anushkę i Ranvira oraz bardzo dobrą muzykę.


Koyla (1997) - Węgiel
Shankar jest niemową i od chwili utraty rodziców zostaje wiernym poddanym swojego wybawiciela - Rajy. Podstarzały postrach wsi poszukuje właśnie kandydatki na żonę. Wielkie wrażenie wywołuje w nim Gauri - piękna i młoda mieszkanka wsi. Raja wie, że nie ma u niej szans, więc podstępem wysyła jej nie swoje zdjęcie, ale Shankara. Podstęp wychodzi na jaw dopiero podczas ślubu. Gauri zostaje uwięziona w rezydencji bez możliwości ucieczki. Jedynym jej sprzymierzeńcem zostaje Shankar, równie poniewierany i upokarzany jak ona. Jednak gdy Raja zabija brata Gauri, który odkrywa prawdę, Shankar decyduje się na wspólną ucieczkę. Między nim a Gauri rodzi się uczucie.

Boże, jak ja kocham Koylę. I to jest właśnie to, co pociąga mnie najbardziej w filmach: emocje, wielka miłość, walka o nią, intryga, zemsta, sceny bójek, a to wszystko tutaj jest. Oczywiście podane w mocno uwznioślonej i przerysowanej wersji, ale takie właśnie są oldskule.

Przede wszystkim to od początku do końca film Szaruka. Postać Shankara jest niesamowita! Już pierwsza scena filmu, w której Shankar ściga się z psami, a w nagrodę chwyta ciało zestrzelonej kaczki pokazuje jak bardzo poddany jest swojemu panu. Smaczku dodaje fakt, że jest niemową i nie wypowie słowa skargi nawet, gdy dostanie lanie od Brijwy i Rajy, bo został niesłusznie posądzony o uwiedzenie Bindiyi. Z jakim smutkiem w oczach później cierpiał!

Piękna jest jego przemiana. Z zastraszonego i wiernopoddańczego psa-niewolnika w walczącego o swoją miłość, wolność ukochanej i sprawiedliwą zemstę za śmierć rodziców i jego okaleczenie mężczyznę. Jak straszne musiało być uświadomienie sobie prawdy, że człowiek, którego uważałeś za swojego wybawiciela i akceptowałeś wszystkie jego wady z wdzięczności, jest zwykłym bydlakiem, który dla diamentów zamordował jego rodzinę i włożył mu do ust rozżarzony węgiel, aby już nigdy nic o tym nie powiedział.

Shankar to znakomita rola żeby się wykazać. Zwłaszcza na początku, gdy Szaruk miał do dyspozycji tylko wyraz twarzy, uśmiech, spojrzenie zbitego psiaka i wszystko to było widać. W ogóle Shankar miał coś takiego w oczach, że ciarki przechodziły. Bardzo podobało mi się również, że po odzyskaniu głosu nabrał drapieżnego pazura i z takim zacięciem szukał zemsty.
Pomińmy szczególne zdolności indyjskich znachorów na wsiach, którzy zszyciem jednego nerwu przywracają głosy, ale ta dbałość żeby ten głos brzmiał jak chropowaty, drażniący, zachrypnięty, jakby naprawdę nieużywany od lat. Szaruk brzmiał jakby mu kazali grać po wypaleniu kilku paczek papierosów, cudowna barwa głosu!

Szarukowi dzielnie kroku dotrzymuje przepiękna Madhuri. To chyba jedna z niewielu jego partnerek, która nie daje mu się przyćmić, ale wręcz jest mu równorzędna - błyszczy swoją charyzmą, grą, tańcem i urodą. Nie bez powodu to moja ukochana aktorka indyjska, sprawdza się w każdej roli i z każdej robi małą perełkę.

Przemiana Gauri również jest uderzająca. Poznajemy ją jako beztroską wiejską dziewczynę, która spędza czas na zabawach z dziećmi, potrafi pyskować nawet samemu Rajy. Zostaje jednak ofiarą jego niecnego podstępu i zmuszona do zostania jego żoną. Próbuje się stawiać, uciec, ale władza męża jest zbyt duża. Zaszczuta jest zmuszona nawet do tego, aby kłamać przed bratem jak dobrze jest jej w tym domu i jaka to ona nie jest szczęśliwa, nie może zrobić nic z tym jak jej mąż zabija go na jej oczach. Mąż przecież wysłał ją też do burdelu! Gdyby nie Shankar na pewno wpędziłaby się w chorobę psychiczną albo w końcu popełniła samobójstwo, od którego ją uratował.
To miłość do Shankara sprawia, że wierzy, że ten koszmar prędzej czy później się skończy. Nawet jako niewolnica w domu publicznym, mimo że słyszy od Bindiyi, że Shankar nie żyje, wierzy do końca, że to nieprawda.
No i ta scena, gdy razem z mężem przybywa pod posąg bóstwa i wysiadają z powozu. Raja korzysta z dłoni Shankara jako podnóżka i w ogóle nie obchodzi go jakie to upokorzenie. Shankar uniżony czeka, gdy wysiądzie również Gauri, ale ona upuszcza kwiatek, zniża się, aby go podnieść, a przy tym składa mu pokłon. Zaskoczona mina Shankara, że ktoś uważa go za człowieka, a nie psa-niewolnika jest niesamowita. Później Gauri musi publicznie wyznać również, że to mąż jest jej Bogiem i to jemu ma być posłuszna. Z jakim zacięciem milczy i daje przypalać sobie rękę!
W końcu główna bohaterka, która nie jest tłem, ale ma swoje zdanie i uczucia.

Rola Amrisha Puriego, lepiej znanego jako Pana Wytrzeszcza, ze swoim nieśmiertelnym Bloody fool! jest absolutnie kultowa, a jego Raja zły do szpiku kości. Zawsze mam wielką radochę, gdy go tu oglądam. Braciszek Brijwa pasuje do niego idealnie, dwa zła wcielone.

Dzieła dopełnia świetna muzyka. Pełen pasji taniec Madhuri z Szarukiem szaleńczo walącym w bębny w Saason Ki Mala Pe, romantyczne Dekha Tujhe To i Tanhai Tanhai, odurzona Gauri w Bhang Ke Nashe czy Shankar tańczący na żyrandolu w Ghunghte Main Chanda.
Ach, ta Szarukowa fryzura na czeskiego piłkarza. <3 I ach, ten głos Kumara Sanu. <3 Ostatnio przeżywam wielki zachwyt jego głosem i aż dziw, bo zaczyna detronizować Udita z pierwszego miejsca moich ulubionych męskich playbacksingerów!


 Jukebox do przesłuchania:


Nie da się nie kochać Koyli. Ten film ma ogromny ładunek emocjonalny, pamiętam jak mocno przeżywałam go za pierwszym razem, też dlatego, że momentami jest naprawdę brutalny i dosłowny. To był zapewne trzeci seans, a ja nadal podkochuję się w Shankarze, kibicuję jego zemście i miłości do Gauri. Szaruk i Madhuri w swoich rolach i jako para są absolutnie bezbłędni.
Wrócić do Koyli i znów się zakochać to fantastyczne uczucie. <3

Ishq (1997) - Miłość
Harbans Lal i Ranjit Rai to zamożni biznesmeni, dla których najważniejsze są tylko pieniądze. Nie mogą znieść, że ich dzieci - Madhu i Ajay kochają kogoś z nizin społecznych. Wszelkimi sposobami próbują ich rozdzielić i doprowadzić do ślubu między swoimi dziećmi.

Czasami boję się powtarzać swoje ulubione filmy, aby nie niszczyć miłych wspomnień i wrażeń, które towarzyszyły mi przy pierwszym seansie. Potem nagle widzi się niedoskonałości i okazuje się, że to wcale nie był taki dobry film. Ze zdumieniem odkryłam, że to dotyczy Ishq.
Zawsze uważałam to za czołową indyjską komedię, a teraz pierwsza połowa okazała się mocno niestrawna. Niby dalej bawi, ale żarty z małpą 007 prowadzącą samochód albo Rajy umarlaka straszącego Madhu stały się nieśmieszne. Jedynie pasta Colgate, cielęce spojrzenie Ajaya i Raja spacerujący po drabinie z Ram-Ram-Ram dalej bawiły tak samo.
Nie pamiętałam też jak wielki rozrzut jest między pierwszą a drugą połową. Pierwsza to oldskulowo-komediowa jazda bez trzymanki (Juhi i Aamir wiodą tu prym), a druga to wielki i przesadzony dramat przez kilka zdjęć Rajy przytulającego Kajal. Brakowało płynnego przejścia, bo zmiana klimatu z komedii w dramat była za bardzo przejaskrawiona.

No i te postaci. O ojcach nic nie będę mówić, bo przerysowani w swoim zapamiętaniu do pieniędzy, nienawiści do biedaków i rozdzieleniu dzieci z ukochanymi do granic, ale też główna czwórka bohaterów stała się jakaś dziwna. Przede wszystkim bym ich wymieszała. Ajay i Kajal byli dla siebie za spokojni i nudni, a Raja i Madhu zbyt rozwrzeszczani i kłótliwi. Zamiana pod koniec bardzo dobrze im wyszła - stonowany Raja z Kajal traktujący się jak rodzeństwo oraz zgryźliwi Ajay i Madhu planujący ślub.

Największe brawa chyba tylko dla Aamira, bo był bezbłędny zarówno w wersji komediowej (przebieranka za ojca Ajaya, aby wytępić pieniądze z banku i Ram-Ram-Ram na rurach) jak i płaczliwej (troskliwa opieka nad chorą Kajal).
Juhi błyszczała jako narwana trzpiotka w pierwszej części (pasta Colgate i przepraszanie Rajy na dworcu), a Kajol pogrążona w smutku i depresji po rozstaniu w drugiej.
Tylko Ajay pasował tam jak pięść do oka. On zdecydowanie najlepiej wypada w filmach akcji, bo nie ma ani talentu komediowego, ani zadatków na amanta. Jedyna scena, która robiła wrażenie to ta, w której wpadł w szał na niedoszłym ślubie z Madhu, gdy dowiedział się całej prawdy o swoim ojcu.
No i żeby Aamir miał więcej chemii ze swoimi partnerkami niż Ajay z Kajol - swoją przyszłą żoną? :) Taka szkoda, że przez jedną kłótnię, w której nawet nie wiemy o co poszło, Aamir i Juhi nie chcieli już ze sobą grać. To jeden z najbardziej kultowych duetów, co by wspomnieć tylko Qayamat Se Qayamat Tak, Love Love Love czy Hum Hain Rahi Pyar Ke.

Z muzyką Anu Malika raczej nigdy się nie polubię, ale jak na jego dzieła nie jest źle.
Uwielbiam romantyczne Ishq Hua Rajy i Madhu, Neend Churai Meri z późniejszym wejściem pana Ekskluzywnego (znów ukłony dla tłumacza, to dopisek, który najbardziej zapamiętałyśmy z tego seansu :D) i kultowe Mr Lova Lova z Johnnym Leverem w lateksie.


A co by się pośmiać - najlepsze sceny komediowe z napisami.
Ram-Ram-Ram na drabinie i trzęsące nogi Aamira Mówiłem ci żebyś nie biegał za trzema rzeczami: autobusem, pociągiem i dziewczynami! :D


Małpa 007 i Aamir jako umarlak:


Sorry Madhu:

No i nieśmiertelna pasta Colgate i składający się nożyk. Ladies first! i WHAT? - Yes! Your mouth stinks! :D

To nadal dobry film, ale jednak na raz. Dopiero po dłuższym czasie widać jego wady i absurdy. Aż mi źle, że za drugim razem stracił swój urok. Pierwszy raz jest jednak niezapomniany.
Jednak dla fanów oldskulowej masali i pary Aamira z Juhi pozycja obowiązkowa.

Kishen Kanhaiya (1990)
W wyniku powikłań po porodzie kobieta umiera wydając na świat bliźniaki. Bezpłodna położna wykrada jedno z nich wmawiając ich ojcu, że urodziło się tylko ono. Sunder Das nie radzi sobie z opieką nad synem. Wykorzystuje to chciwy Lala Gendamal, który podsuwa mu swoją siostrę Kamini jako przyszłą żonę i matkę dla Kishena. Niedługo później odkrywa, że jego żona ma nieślubnego syna i razem z bratem liczy tylko na jego pieniądze. Zostaje jednak sparaliżowany, a syn dorasta w poczuciu strachu, aby w dniu, w którym ukończy 25 lat oddał cały majątek swojej macosze i jej bratu.
Z kolei Kanhaiya dorastając w slumsach wyrasta na zabijakę, który chce zostać gwiazdą filmową, czym imponuje Anju - dziewczynie poznanej w kinie.
Ich losy się splatają, aby razem zemścić się za wyrządzone im krzywdy.

To straszne, ale ja naprawdę zasnęłam na tym filmie. I to na filmie z Madhuri!
Początek i losy rozdzielonych braci były całkiem ciekawe, ale bardzo szybko zaczęło to skręcać w kierunku wszechogarniającej nudy, a scenariusz nie wyglądał tak jakbym wyobrażała sobie tę historię. A od momentu, w którym przysnęłam zupełnie straciłam orientację o co w ogóle chodzi i przestałam odróżniać Kishena od Kanhayi. Ciężko zatem będzie powiedzieć coś konstruktywnego, co nie zamknie się w stwierdzeniu, że kocham Anila, kocham Madhuri, kocham ich jako parę, ale zmarnowali się, grając w tak słabym filmie, Amrish znowu gra tu złego, piosenki były beznadziejne, a Dalip Tahil w ogóle nie wygląda wiekowo na syna Bindu.

Jedynym jasnym promykiem była, rzecz jasna, Madhuri. Jeszcze na początkach swojej kariery, chociaż w tym samym roku dostała już swoje pierwsze Filmfare za Dil, urocza, słodka i naturalna. Tylko kiedy ona nie zachwyca? :) Kuchh Ho Gaya do posłuchania.


Rakesh Roshan ma lepsze filmy, co by tylko Koylę wspomnieć. Najgorsze, że ja do Kishen Kanhaiya i tak zapewne kiedyś wrócę, bo mam wielki plan powtórzyć kiedyś wszystkie filmy Madhuri, a to będzie bardzo karkołomne zadanie. :)
A mogłyśmy obejrzeć genialne Tezaab...

Okkadu (2003)
Dwaj bracia Swapny zostają zamordowani przez miejscowego gangstera - Obula Reddy'ego. Rodzice polecają jej uciec do wuja do Stanów, aby uchronić ją przed ożenkiem z Obulem.
W czasie ucieczki w jej obronie staje Ajay - młodzieniec, który przyjechał do Kurnool na międzystanowe zawody w kabaddi. Postanawia ukryć ją w swoim domu i w tajemnicy zdobyć paszport i wizę potrzebne do wyjazdu.
Swapna woli jednak narażać się na niebezpieczeństwo u jego boku niż wyjechać sama do Stanów...

I znów ten sam problem co z Ishq. Też o wiele bardziej podobało mi się za pierwszym razem, chociaż kilka rzeczy zyskało wraz z powtórką.

Co się nie zmieniło to rewelacyjny Mahesh. Ajay to miła odmiana od jego mrocznych, pokrzywdzonych przez los i mszczących się bohaterów z maczetami. Tym razem w roli pogodnego chłopaka droczącego się z siostrą, dorastającego w pełnej rodzinie, oddanego pasji do kabaddi i tylko czasami biorącego udział w bójkach ulicznych gangów.
A spokojny nie znaczy słaby i tchórzliwy. Nie waha się stanąć w obronie płaczącej dziewczyny ciągniętej przez mężczyznę do samochodu, a później walczyć z miejscowym gangsterem i jego świtą.
Przy tym długo też nie zdaje sobie sprawy, że Swapna stała się dla niego ważna. Traktuje ją jak siostrę, bo wie, że niedługo los ich rozdzieli. Uświadamia to sobie dopiero na lotnisku, gdy zostaje sam przy motorze i nieświadomie mówi Wsiadaj, Swapna, a ona do niego wraca. To moja ukochana scena z filmu!

Zdecydowanie lepiej niż za pierwszym razem odebrałam postać Swapny. Wtedy wydawała mi się płaczką bez rozumu, za którą trzeba wszystko załatwić, a ona przed samym lotem, gdy Obul depcze im po piętach, chodzi sobie na zakupy. Dopiero teraz zrozumiałam, że wtedy już kochała Ajaya i po prostu nie chciała się z nim rozstawać, a te nakolanniki miały być pamiątką po niej.
To nie był typ silnej protki, wręcz przeciwnie. Swapna była cicha, nieśmiała, mocno przeżyła śmierć braci i rozstanie z rodzicami, a do tego ucieczkę przed Obulem. Ta dziecięca ufność i miłość do Ajaya właśnie bardzo pasowały do jej bohaterki, Swapna taka miała być.
Bhoomika Chawla pasowała do tej roli idealnie, bo sama aktorka nie zachwyca ani urodą, ani spektakularną grą. Nienachalna gra i nieśmiałe spojrzenia to było to.

Wisienka na torcie to jak zwykle genialny Prakash Raj umazany błotem, składający ofary posągowi Swapny i mówiący każdemu I love you, co raczej średnio pasuje do wizerunku gangstera. :)

Co się nie zmieniło to strasznie słaba muzyka. Wtedy pamiętałam tylko Nuvvemayo Chesavo z Bhoomiką z kurczakami i tak pozostało. Reszta jest po prostu na jedno kopyto, nic się nie wybija ponad resztę.


Za pierwszym razem Okkadu wydało się bardziej spektakularne pod względem scenariuszowym i wątku miłosnego. Dopiero teraz zobaczyłam, że historia trochę przynudza, a Swapna i Ajay długo czują do siebie tylko przyjaźń. Mimo wszystko nadal go lubię.
Za świetnego Mahesha, nieśmiałą Bhoomikę, Prakasha w błocie, scenę przy motorze czy początek jak z West Side Story, chociaż nie wiem czy wrócę do tego trzeci raz.
Przede mną jeszcze hindi remake - Tevar z Arjunem Kapoorem i Sonakshi Sinhą, ale z tego co zdążyłam zobaczyć to będzie wiele różnic, chociażby scena wprowadzenia policjanta-ojca Ajaya do własnego domu przez Swapnę. Tam to Ajay otworzył drzwi i przez całą scenę miał boską minę, a tu otwiera jego siostra i cała scena toczy się bez emocji. Dlatego nie lubię rimejków! :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz