czwartek, 1 września 2016

28. Podsumowanie: sierpień 2016

Aap Kaa Surror (2007)
Himesh (Himesh Reshammiya) jest popularnym wokalistą, obecnie koncertuje w Niemczech. Przypadkowo zostaje zamieszany w zabójstwo dziennikarki Nadii Merchant, która chciała przeprowadzić z nim wywiad. Za wszelką cenę próbuje udowodnić swoją niewinność i nie dopuścić do ślubu ukochanej Riyi (Hansika Motwani) z kimś innym.

Miałam taką dobrą notkę to komputer postanowił się zaciąć i szlag ją trafił. Doceńcie moje najwyższe poświęcenie, że próbuję ją odtworzyć i marnuję czas na pisanie o takim szajsie! :P

Pierwszy zarzut to sam Himesh Reshammiya, znany kompozytor i playback singer, tym razem (nie)sprawdzający się jako aktor w debiutanckiej roli. Mocno się zdziwiłam, że oprócz tej przygody ma kilka innych filmów na swoim koncie i chyba na moje szczęście dobrze, że na nie jeszcze nie trafiłam.

Jego muzyka i głos są mocno specyficzne, ja akurat nie przepadam, ale zdążyłam się już przez tyle filmów przyzwyczaić. Gra to już zupełnie coś innego. Albo się nadajesz, albo jesteś beztalenciem. Ciężko zatem było się oswoić, bo nie dość, że zupełnie nie ma aparycji, odstraszał tymi okropnymi przetłuszczonymi włosami pod bejsbolówkami (przez cały seans zastanawiałam się czy pokażą scenę ślubu Himesha i Riyi, a jeśli tak to czy w niej też będzie miał czapkę na głowie :D) to zupełnie nie pasuje na amanta z tą jedną miną - twarzą wykrzywioną grymasem. Na mnie to nie działa.

W ogóle skąd w ogóle pomysł żeby zrobić z niego aktora? Wyglądało to jakby został wybrany z łapanki amatorów, postawiony przed kamerą ze słowami 'Graj!'. Okej, doczytałam się, że sama fabuła podobno bazuje na jego prawdziwym życiu, ale nie oznacza to, że od razu ma grać w filmie siebie! Na podstawie mojego życia można by nakręcić jeszcze lepszy, ale jakoś nie wyrywam się ze scenariuszem i pomysłem obsadzenia się w głównej roli. Tym bardziej dziwi mnie, że później miał jakiekolwiek inne propozycje na kolejne filmy.

Bardzo lubię Hansikę, zatem miło wiedzieć, że od początku zapowiadała się na dobrą aktorkę. Nie licząc występów dziecinnych, Desamuduru w telugu i Aap Kaa Surroor w hindi to jej dorosłe debiuty.
Riya to akurat mało wymagająca bohaterka - trochę się pouśmiechała, trochę porozpaczała za swoją miłością do Himesha, ale zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. W porównaniu do niego, u Hansiki od razu wyczułam profesjonalizm i warsztat. Przyjemnie się ją oglądało, a gdzie czegoś zabrakło, bo nie było czego wycisnąć z Riyi, nadrabiała uśmiechem i urokiem osobistym. To też trzeba umieć.

Pozostałe role były tak naprawdę epizodyczne.
Więcej oczekiwałam po Ruby Malliki Sherawat, a jej bohaterka rozłaziła się w szwach. Niby na początku twórcy chcieli pokazać jej jednostronne uczucie do Himesha, jedna scena, w której dostała kosza i wątku już nie ma. Potem myślałam, że może to była jakaś zasłona dymna i jest zamieszana obok Khurany w zabójstwo Nadii - płonne nadzieje. Postać kompletnie bez polotu i jakiegokolwiek pomysłu, mimo że potencjał był. Zresztą Mallika to taka seksowna aktorka, aż się prosiło żeby to wykorzystać u Ruby.
Raja Babbara było łącznie chyba z 10 minut, czego najbardziej żałowałam, duet Shravan - Bani mocno irytujący, a Darshan Jariwala wyjątkowo mdły i mało zły jak na głównego villaina tej historii. A najbardziej denerwował mnie ojciec Riyi - facet chorągiewka, który przy córce stanowczo nie akceptował Himesha, a gdy tylko ten się zjawił, opowiedział o miłości do niej i małżeństwie to nagle był cacy.

Muzyka zajmowała co najmniej pół godziny tego dzieła. Perspektywa półtoragodzinnego seansu, ukróconego o wątpliwej jakości śpiewy Himesha brzmi o wiele lepiej, ale to niestety nie w tym filmie. Za dużo, jak to w jego przypadku zlewająca się w jedno, a później nie do odróżnienia, bo wszystko brzmi tak samo.
Zdecydowanie najbardziej podobało mi się smutne Tere Bina przy pożegnaniu Himesha i Riyi na moście przed przyjazdem policji. Krótkie, ale treściwe, a w wizji swoje dodaje Hansika emocjami Riyi, jej rozpaczą i tym jak nie chce go puścić.
Na plus również Assalaam Vaalekum i Jhoot Nahin Bolna. A ta Mehbooba na koniec pozostawiła mnie z miną WTF? Co to za profanacja Mehbooby ze Sholay połączona ze stylizacją kasyna rodem z Casino Royale? Dawno nie widziałam czegoś tak głupiego i totalnie od czapy.


Schematyczny i niedorobiony film. Rockstar, wplątanie go w zabójstwo przeplatane nijaką historyjką miłosną, a na koniec doprawione piosenkową zalewą. Mocno niestrawne połączenie. Plusem jest śliczna i ciągnąca całe towarzystwo Hansika.
I gdy myślałam, że to koniec męki to dowiedziałam się, że powstał sequel o nazwie Teraa Surroor, ale tam przynajmniej odpuszczono Himeshowi czapki, więc może przeżyję. :D

Platform (1993) - Peron
Bracia Vikram (Prithvi) i Raju (Ajay Devgan) zostają sami po śmierci matki. Razem wyjeżdżają ze wsi w poszukiwaniu lepszego życia. Vikram staje się jednak świadkiem morderstwa, którego dokonuje Hariya (Mohnish Bahl) na swoim bracie, a zarazem pracodawcy Vikrama i jedynej przychylnej mu osobie. Zamierza uciec ze swoim młodszym bratem, ale Raju nie zdąża wsiąść do pociągu. Pomocną dłoń wyciąga Hariya, wciągając go w swoje gangsterskie i narkotykowe porachunki.
Po 10 latach okazuje się, że Vikram wcale nie uciekł pociągiem, ale odsiaduje wyrok w więzieniu. Dowiadując się, co dzieje się z jego młodszym bratem, postanawia uciec i nie dopuścić do jego dalszej deprawacji.

Oldskul jak się patrzy, więc mamy dwóch braci, zemstę, gangsterów, narkotyki, bójki, ale też wątki miłosne. Platform miało spory potencjał, początek mi się bardzo podobał, ale im dalej, tym gorzej i nudniej. Finał ciągnął się w nieskończoność, a poza tym skoro peron był tak ważnym miejscem w fabule to wolałabym, żeby Hariya właśnie tam skończył. Gdy po akcji z uwięzieniem Vikrama i dziewczyn stamtąd zwiał to tylko przewróciłam oczami, że będą to jeszcze rozwlekać i to nie tam Raju się z nim ostatecznie rozprawi.

Wprowadzenie z matką trochę przydługie, ale niezbędne do ukazania dalszych wydarzeń i traumy Raju z dzieciństwa. Aż tu nagle wchodzi mrukliwy Ajay z kolorową bandaną na głowie i papierosem w ustach, a ja byłam kupiona od razu. Żałuję, że ten look tak krótko trwał, zdecydowanie Ajay powinien wyglądać tak przez cały film - rewelacja, takiego miał pazura! Od razu nadało mu to specyficznego wyglądu i cech jego postaci. Poza tym odrzucał zakochaną w nim Tinę, cały czas wspominał matkę i brata, a później mimo widowiskowych bijatyk i sprytu, gdzieś się tam Raju rozszedł w szwach.
Szkoda, ale mimo wszystko w takich rolach Ajaya mogę oglądać z przyjemnością. Filmy komediowe nie są dla niego, amantem też nie jest, ale filmy akcji wychodzą mu świetnie. Do takich ról zdecydowanie się nadaje, zwłaszcza w wydaniu oldskulowym.

Sympatyczna w debiutanckiej roli również Tisca Chopra, w napisach początkowych podpisana jeszcze jako Priya Arora. Wydawała mi się znajoma, ale zdziwiłam się, że w ogóle ją gdziekolwiek wcześniej oglądałam, a tu ostatnio w ABCD 2 grała byłą żonę Prabhu Devy.
Jej Tina niestety sprowadzona została do roli ozdobnika w piosenkach. W pewnym momencie zaczęłam nawet liczyć jej sceny poza nimi i doliczyłam się bodajże siedmiu, a to mówi wszystko.
Mimo wszystko urocza w tej burzy loków, podobał mi się jej uśmiech, taniec i słabo nakreślona miłość Tiny do Raju.

Chciałam napisać, że pierwszy raz widzę Prithviego, a tu niewielka filmografia wspomniała mi o Ghulam. Niemniej aktor jest mi zupełnie nieznany i nie dziwię się, że nie zrobił wielkiej kariery ani na północy, ani na południu, bo przeciętny to nic nie powiedzieć. Zmarnowany talent jakich wiele.
W ogóle myślałam, że Vikram po powrocie po latach pojawi się trochę później, do samego końca nie będzie wiadomo co się z nim działo, a jego wątek z Raju potoczy się trochę inaczej. Dlaczego też tak późno powiedział mu prawdę o Hariyi? Wątek Vikram - Raju mocno kulał i zawodził.

Niemiło zaskoczył mnie w podwójnej roli Paresh Rawal, aktor kameleon na równi z Anupamem Kherem i Bomanem Irani. Mocno irytujący zarówno jako gangster i astrolog, a w finale ciągle powtarzana kwestia o wysokim ciśnieniu doprowadzała mnie już do nerwicy.
Mohnish Bahl (właśnie mnie zszokowało, gdy doczytałam się, że jest synem Nutan, więc także i ciotecznym bratem Kajol o.O) to charakterystyczna twarz, zawsze przewija się gdzieś na drugim planie. Tym razem jako czarny charakter. Aż się ucieszyłam, gdy zobaczyłam go z czerwonymi oczami narkomana i pistoletem, ale jak wszystko w tym filmie, tak i jego rola była schematyczna i niedorobiona.

Muzycznie było całkiem sympatycznie, bo głosami, jak to w oldskulach, czarował Udit Narayan, Kumar Sanu, Alka Yagnik czy Sadhana Sargam.
Mnie najbardziej podobało się Main Shama Tu Parwana z tańczącą Tiną i niedostępnym Raju. Na plus również Khamoshi Thi Mach Gaya Shor, deszczowe Is Baat Ka Bahana Achcha Hai mimo głupiego tekstu (Ajay tam taki piękny z chmurnym spojrzeniem i butelką przy ognisku), miłosne Ek Din Jhagda Ek Din Pyar i Duniya Di Tha Tha Tha z buntowniczym Raju w bandanie.
Czy tylko ja tęsknię do takiej muzyki zmęczona nowoczesną elektroniczną łupanką w obecnych bolly filmach?


Jukebox:


Całkiem miło spędziłam czas, ale jednak się dłużyło. Zawiódł przede wszystkim główny wątek braterskiej miłości, a wątek Hariya - Shetty łącznie z finałem za bardzo wydłużony i mocno irytujący. Na duży plus świetny Ajay w swoim żywiole akcji, słodka Tisca Chopra i jak zwykle urocza oldskulowa muzyka duetu Anand - Milind.
Drugiego razu jednak raczej nie będzie.

Anji (2004)
Okładka Anji dubbingowanego w hindi.
Swapna (Namrata Shirodkar) przyjeżdża do Indii do swojego profesora. Wsiada jednak do złego autobusu, orientując się dopiero w dżungli. Podąża za nią mężczyzna, który chce odebrać jej tajemniczy notatnik. Z opresji ratuje ją Anji (Chiranjeevi). Okazuje się, że Swapna jest w posiadaniu informacji o świętym kamieniu, który daje nieśmiertelność i pojawia się tylko raz na 72 lata. Na kamień czyha Bhatia (Tinnu Anand).

Oglądałam ten film trzy dni i mam go absolutnie dość. Pierwsze 13 minut sprzed 72 lat jest totalnie nie do zdzierżenia. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się oglądać 13 minut filmu przez dwa dni. :D Dzisiaj się zaparłam i dokończyłam, ale to była droga przez mękę.

Na szczęście po wstępie robi się trochę lepiej, bo wchodzi Ramya Krishnan w występie specjalnym i Chiranjeevi, co skutkuje świetną piosenką. Potem sekwencja podróży Swapny i przedzieranie się z Anjim przez dżunglę mocno przypominało Krokodyla Dundee, ale pojedynek na noże bardzo mnie ubawił.
Dopóki przeważał wątek Anji - Swapna dało się jeszcze oglądać, ale gdy fabułą zawładnął ten poroniony pomysł z świętym kamieniem wszystko siadło - absurd gonił absurd, a efekty specjalne wypalały mi oczy. Od tego momentu zaczęło to niebezpiecznie zbliżać się ku poziomu Rudraksh, a kto oglądał albo kto czytał recenzję tego dzieua, wie, co to znaczy.

Przy takich filmach zawsze najbardziej bawi mnie fakt, że robione są poważnie. Już sam pomysł z kamieniem dającym nieśmiertelność jest kretyński, a przerysowana gra Tinnu Ananda jako Bhatii (i jego spartolonej charakteryzacji), który chce go zdobyć, to gwoździe do trumny.
Daje radę jedynie Chiranjeevi, który jako jedyny jako tako odnalazł się w swojej równie idiotycznej roli. Jak typowy teluski hiroł walczy ze złymi, mści się za śmierć swojego Guru, chroni ukochaną, sieroty i kamień, a przy tym nieźle tańczy jak na swój wiek.
Zupełnie zmarnowana za to Namrata Shirodkar. Nie dość, że jej bohaterka to na początku wielka paniusia z Ameryki, która płacze za swoimi butami Gucciego z Paryża, drze się przy każdej okazji i naraża Anjiego to panie w występach specjalnych miały więcej piosenek z Chiru niż ona.
Plusik za to za tę małą w okularach, którą na koniec ratował Anji. Przesłodka!

No i te porażające efekty specjalne. Tylko w Anji dzieci rozprawiające się ze złymi (i to w jaki spektakularny sposób!), monstrualne węże, latające sztylety, wybuchy ognia, spadające konie, anioły zamieniające się w kobiety, a finału to już w ogóle nie da się odzobaczyć. :P

Chik Buk Pori z występem specjalnym Ramyi Krishnan uratował początek filmu. Naprawdę fajna, energetyczna piosenka z niezłym tańcem Ramyi i Chiru. Miło posłuchać głosu Shankara Mahadevana. Drugą piosenką, którą jako tako da się słuchać i oglądać jest Abbo Nee Amma Goppade, jedyna prawdziwa miłosna pieśń Anjiego i Swapny. Podoba mi się w niej sceneria i efekt wiejącego wiatru. Reszta zlała się w jedno.
 

Słowa uznania dla inwencji polskiego tłumacza, który jak zwykle przy południowych filmach, robi perełki przy piosenkach. Dawno się tak nie uśmiałam jak przy kreatywnym tekście do Mirapakaya Bajji, przez co ochrzciłam ją jedzeniową piosenką. Próbka?
Pójdziemy na zabawę czy wolisz wąchać trawę?
(...)
A kupisz mi hot-doga? A może jesteś uboga?
A może postawisz mi rybę z frytkami? I wódeczkę z kiszonymi ogóreczkami?
Dam ci, co tylko zechcesz, dryblasie. Nawet pierożka i smażoną kiełbasę.
Mam nadzieję, że to nie czcze obiecanki. Chętnie zjadłbym też polskiej kaszanki.
Kaszanki... Obiecanki... Cacanki... 
Nie mam więcej pytań. :DDD
 
Ten film dało się oglądać jedynie dzięki Chiru i piosence o kaszance. Reszta była dramatycznie słaba, a cały idiotyczny wątek ze świętym kamieniem i łączące się z tym efekty specjalnej troski wyrzuciłabym do kosza.
Kultowość gniotowatości Rudraksh zostało mocno zagrożone. :D

9 komentarzy:

  1. Tym razem nie oglądałam żadnego filmu z listy, ale o gniotowatości Aap Kaa Surroor słyszałam już jakiś czas temu, więc nawet się nie pokusiłam o seans.
    A co do tłumaczeń, to polecam Ci obejrzeć Munna z Prabhasem, jeśli jeszcze nie oglądałaś. ;) Tam tłumacz zrobił z Munny Mańka i ogólnie upłakałam się ze śmiechu.
    Jeszcze niezłe cuda w tłumaczeniu są w Bang Bang! bo tam też ktoś miał niezłą wyobraźnię i tak właściwie to cały film robią napisy, przy których się nieźle pośmiałam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie trzy filmy z tego miesiąca były specyficzne i zwyczajnie średnie. Z każdego wycisnęłabym jakieś plusiki, ale w całości były mocno niestrawne. Potrzebuję czegoś dobrego na odtrutkę. :P
      Munnę oglądałam wieki temu i chyba tych cudów nie pamiętam. Takie kwiatki kojarzę z seansu Baladhoor, tam też się działo w piosenkach! :D A Bang Bang! jeszcze przede mną.

      Usuń
  2. Aap Kaa Surror nigdy się nie zainteresowałam i jak widzę nic nie straciłam ;) Himesh'a nigdy nie widziałam jako aktora, ale jego głos średnio lubię. Jedyne co mi się kojarzy w jego wykonaniu to "Bewajah" z Sanam Teri Kasam i ta piosenka akurat mi się podoba. Nie lubię, gdy piosenkarze pchają się na aktorów, szczególnie jeśli słabo im to wychodzi :/
    Zainteresowana byłam (w małym stopniu, ale jednak!) sequelem Teraa Surroor, jednak po Twojej recenzji dam sobie spokój i z sequelem ;P

    Platform również nie widziałam, ale być może kiedyś się skuszę. Nie przepadam za Ajay'em, ale myślę że widziałam go w złych rolach. Może po Platform zmienię zdanie. Brzmi kusząco ;)

    Czytając trzecią recenzję myślę sobie: "O coś z Chendradevim! Może w końcu coś z nim obejrzę bo się zasadzam już kupę czasu i nie mogę się zdecydować" No ale wygląda na to, że jednak sobie nie obejrzę ;p Już po przeczytaniu opisu (a szczególnie tego o tym magicznym kamieniu) miałam wątpliwości, ale jak przeczytałam porównanie do Krokodyla Dundee to już straciłam nadzieję :P
    Ale uśmiałam się na tłumaczeniu piosenki :D Świetne po prostu! Podziwiam takich tłumaczy za ich kreatywność ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, sequela to jestem nawet ciekawa, zwłaszcza że Himesh nie ma tam już tych długich przetłuszczonych włosów chowanych pod bejsbolówką. :D Jeśli lubisz Hansikę to warto przemęczyć AKS chociażby dla niej.
      Bo Ajay jest specyficzny i musi dostać dobrą rolę żeby się wykazać. Granie amantów to nie dla niego, robienie z siebie kretyna w komediach też, ale filmy akcji w stylu Platform są idealne! Polecam chociażby dla jego początkowego looku w tym filmie. Ta bandana i papieros w ustach. <3
      Chiru (oprócz kreatywnych tłumaczeń piosenek) to jedyny jasny punkt tego filmu! Ale nawet zatwardziałym fanom nie polecam. Naprawdę nie myślałam, że cokolwiek może zbliżyć się do poziomu Rudraksh, a tu BAM! Szkoda, że nie miałam przy sobie żadnych wspomagaczy, może wtedy nie oglądałabym Anji przez trzy dni. :D

      Usuń
  3. Żadnego z tych filmów nie widziałam i chyba nic nie straciłam? No może z wyjątkiem Platform, bo muszę przyznać, że mnie ciekawi. Chętnie sięgnę po ten film jeśli nadarzy się okazja. Ale mimo wszystko, widzę, że jest wiele ciekawszych pozycji przede mną. Aż nie wiadomo od czego zacząć! Aap Kaa Surror ominę chyba szerokim łukiem. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do obejrzenia tej produkcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie nie straciłaś. To nie był dla mnie udany filmowo miesiąc. :P
      Platform mimo wad jest całkiem zjadliwy, dla Ajaya i muzyki można spojrzeć.
      Też mam tyle fajnych filmów do obejrzenia, a zawsze najpierw trafiam na gnioty. Życie.

      Usuń
  4. Ten pierwszy mnie dość ciekawi, ale pozostałe dwa nie szczególnie :)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham filmy powiązane z Bollywoodem!
    Cieszę się, że trafiłam do twojego recenzyjnego świata.
    Zostaję sobie tutaj na dłużej.
    Dawno nie oglądałam żadnego filmu z tego gatunku, a ostatni jaki pamiętam, to "Czasem słońce, czasem deszcz." z którym przypomina mi się pewna zabawna historia :D
    Pozdrawiam serdecznie
    http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. moje zdanie na temat pierwszego i drugiego filmu już znasz, trochę rozpisałam się na fb ;)
    do tego dodam tylko tyle: tak dla Ajaya w filmach akcji!!! :D
    jako słodki, honorowy kochanek jest trudny do strawienia :P

    OdpowiedzUsuń