Vamsi w pociągu zmierzającym do Hyderabadu poznaje Mahesha Babu. Wyznaje on, że chce policzyć się z tamtejszą mafią. Vamsi, myśląc że współpasażer sobie z niego żartuje, przedstawia się jako inny popularny aktor Tollywood - Pawan Kalyan. Postanawia mu pomóc chociaż ma w tym swój ukryty cel.
Pierwsze 20 minut sprawiło, że zaczęłam mówić sama do siebie: Boże, co za głupota. Nie przeżyję tego. Ale im dalej w las zaczęło być coraz bardziej strawnie, nawet raz się uśmiałam i dokończyłam to bez zgrzytania zębami chociaż nie obyło się bez wad, dłużyzn i zbyt dużej ilości piosenek jak na dwie godziny i dziesięć minut.
Przede wszystkim ubawiły mnie nawiązania. Zwłaszcza imiona głównych bohaterów zaczerpnięte od prawdziwych aktorów tolly, maski z twarzami NTRa seniora i juniora, Mahesh Babu parodiujący Mahesha - policjanta w Pokiri, wymienienie imion Amitabha i Abhisheka Bachchanów, Anushki, Aishwaryi Rai oraz scena, w której Vamsi przekonywał rodziców Krishnaveni, że do czegoś między nimi doszło. Ojciec Krishnaveni tłumaczył to potem ojcu Vamsiego słowami: Dil to pagal hai. Kuch kuch hota hai. :D I jak niby Madhuri nie jest wszędzie? Nawet w filmach tolly!
Świetna była również zasada Mahesha i Pawana bicia się tylko w środę oraz gangstera, który tak się niecierpliwił żeby im spuścić manto już teraz.
Vaibhava Reddy'ego oraz panie widziałam po raz pierwszy.
Z nim raczej nie miałam problemów. Trochę mu brakuje na pełnokrwistego hiroła z maczetą, przede wszystkim charyzmy i mięśni, ale był zjadliwy. Potrzebowałam trochę czasu żeby się z nim oswoić jednak kupił mnie swoją osobą. No i jak tańczy! Skoczny, gibki, z poczuciem rytmu, a panie wyglądały przy nim jak słonie w składzie porcelany, które pierwszy raz muszą cokolwiek zatańczyć.
Deepika i Krishnaveni oczywiście puste i głupie do kwadratu.
Jedna nosi wydekoltowane bluzki i dziwi się, że faceci się na nią gapią, próbuje pogrążyć Vamsiego nagrywając go komórką, gdy miał przymierzać bokserki w sklepie, w którym zaczęła pracować (WTF?!) i zakochuje się w nim, bo spodobało jej się jak walczy i ubzdurała sobie, że zabił dla niej.
Druga natomiast prosto i wyraźnie mówi, że nic do niego nie czuje, policzkuje go za akcję wmawiania jej rodzicom, że doszło między nimi do czegoś poważniejszego, a chwilę później uświadamia sobie, że go kocha i myśli o nim, trzymając w ramionach białego misia. WTF numer dwa.
Chociaż i tak Krishnaveni przy Deepice to w pełni władz umysłowych dziewczyna. Aż dziwne, że Deepika tak łatwo zrezygnowała z Vamsiego i nie pojawiła się już do samego końca. Nie żeby ktoś za nią tęsknił.
Shweta Prasad dużo lepsza od Gowri Pandit, ale z taką kretynką jak Deepika nikt nie umiałby błyszczeć. No i Shweta może nie jest gruba, ale w porównaniu do zawsze szczupłych i smukłych aktorek (Asin i Trisha jako pierwsze przyszły mi na myśl) to ciekawe zaskoczenie, bo ciągle zwracałam uwagę na jej potężniejszą sylwetkę.
Muzyki było zdecydowanie za dużo, a poza tym piosenki w telugu zawsze zlewają mi się w jedno.
Podobało mi się jednak wejście Vamsiego w Whistle Kottu, Krishnaveni z boskim wersem Chłopak jest jak Ghajini, jego całusy są jak tsunami. :D i zdecydowanie najlepsze Telusa Telusa.
No i polecam sprawdzić jak tańczy Vaibhav w Whistle Kottu.
Tradycyjnie jukebox do przesłuchania:
Kasko naprawdę nie było takie złe, ale zdecydowanie brakowało tu gwiazd dużego formatu w głównych rolach, które lepiej udźwignęłyby ciężar filmu na swoich barkach. Vaibhavowi brakowało charyzmy, a Shwecie i Gowri w ogóle wszystkiego żeby cokolwiek wykrzesać z tak pustych panienek.
Na raz, a za miesiąc nie będę pamiętać o czym to tak naprawdę było, a szkoda, bo potencjał był.
Ajay Shridhar, oficer policji, zostaje postrzelony w czasie akcji i sparaliżowany od pasa w dół. Troskliwie opiekuje się nim żona, brat i syn. Jednak Anshu i Sanjay mają romans. Ajay nie daje sobie rady z takim życiem. Mówi im, że ma wysoką polisę ubezpieczeniową i chce umrzeć. Obmyśla cały plan, w którym na koniec ma zginąć z ich rąk, a oni nie poniosą za to odpowiedzialności. Policja znajduje jednak ciała Anshu i Sanjaya...
Do sedna prawdy chce dojść Vinay Patnaik, osobiście przyjaciel Ajaya, który nie wierzy, że ten jest bez winy.
Zaskakująco dobry thriller jak na indyjskie warunki. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie poczytała wcześniej o filmie, a przy tym nie poznała kilku spoilerów, czym pozbawiłam się elementu zaskoczenia, ale nie przeszkodziło to we wkręceniu się w tą historię. I tak obmyślałam jak to może się skończyć, i czy Ajayowi rzeczywiście ujdzie to na sucho. Końcowa postawa Vinaya aż za bardzo naciągana, ja bym tego nie odpuściła.
Przede wszystkim bardzo zaintrygowała mnie postać Ajaya. Na początku sumienny i odważny oficer policji, kochający mąż i ojciec, a gdy poznaje prawdę o romansie żony i brata następuje kolosalna zmiana. Opracowuje genialny plan, aby ich zmylić, a następnie zabija ich z zimną krwią. I to najbardziej mi tu nie pasuje, a zwłaszcza końcowe słowa Ajaya z listu do Vinaya: naprawdę żadnej skruchy? Zdrada zdradą, ale od razu zaplanowanie i samo morderstwo wykonane na zimno? Dlaczego nie pomyślał o synu? Jaka by ona nie była, Yash potrzebował matki! Ani przez chwilę Ajay nie czuł wyrzutów sumienia, cały czas ze sprytem oszukiwał policję i naiwną Radhikę. I nagle w chwili poznania prawdy Vinay przypomina sobie o przyjaźni i puszcza go wolno na lotnisku po tylu upokorzeniach? Naciągane jak cholera.
Bardzo dobry Sunny Deol, służą mu poważne role, gdy nie musi pajacować. Świetnie asystuje mu Irrfan Khan w zawziętości Vinaya o odkrycie prawdy. Konkony nie widziałam wieki. Mała rólka, ale w scenach na sali sądowej pokazała pazur. Zdecydowanie najsłabsza Isha Koppikar i bliżej nieznany mi Arav Chowdhary, o którym już raczej nie chcę usłyszeć.
No i przez dobrą chwilę zastanawiałam się skąd ja znam chłopca, który gra Yasha aż mnie oświeciło. Mały Rehan z Fanaa! Ali Haji jak zwykle słodki i uroczy.
Muzyki było niewiele. Tylko dwie typowe z układami choreograficznymi, reszta przewijała się w tle. Poza tym żadna nie trwała dłużej niż dwie minuty i kończyły się jakoś dziwnie urwane.
Mi wpadło w ucho It May Be Right z próbującą być seksowną Ishą w wielkim kieliszku, druga warta przesłuchania to Tiledar Dupatta.
Niewiele jest dobrych indyjskich thrillerów, miło że Right Yaaa Wrong wyłamuje się z tego schematu. Scenariusz jest momentami mocno zaskakujący i lepiej nie czytać spoilerów - większa niespodzianka.
Warto też dla konfrontacji aktorskiej Sunny'ego i Irrfana i rzadko pojawiającej się na ekranie Konkony.
Gautam to wielka gwiazda rocka. Podczas koncertu w tłumie zauważa mężczyznę, który jest jednym z odpowiedzialnych za śmierć jego rodziców, których stracił w dzieciństwie. Zabija go i zgłasza się na policję. Całe zajście nagrywa dziennikarka Sameera, dzięki czemu widać, że Gautam jedynie wyobraził sobie zabójcę. Okazuje się, że ma on ogromny problem z odróżnieniem rzeczywistości od wspomnień z przeszłości.
Czy jednak naprawdę tylko wyobraził sobie śmierć rodziców w autobusie na Goa, a teraz wyobraża sobie, że musi pomścić ich odejście?
Przez pierwszą godzinę pozostawałam z myślą: No okej, całkiem ciekawe, ale jakieś takie nijakie. Do szewskiej pasji doprowadzają mnie puste i głupie telugowe heroiny jak Sameera, więc to głównie ona psuła mi odbiór filmu swoim narzucaniem się, mąceniem w głowie Gautamowi i ciągłym piskiem Pozwól przeprowadzić mi się z tobą wywiad! Pozwól mi spędzić z tobą jeden dzień!
Ale im dalej zgłębiałam problem Gautama, jego chęć zemsty na zabójcach rodziców i kolejne elementy układanki, zrobiło się naprawdę interesująco. Jak pierwszą godzinę pauzowałam i miałam problem z dalszym oglądaniem (Gautama na motorówce w otoczeniu zuych i Sameerę w powietrzu przywitałam gromkim śmiechem), tak dalej nie mogłam się już oderwać.
Świetna historia, ale zdecydowanie za długa i zbyt przeciągana, a przecież wątek miłosny i tak został ograniczony do minimum, co w efekcie wyszło śmiesznie. Sameera najpierw go nagrywała, potem nachodziła na plaży, dzień na bezludnej wyspie i na jachcie, gdzie i tak była nieprzytomna, a potem standardowa Wielka Miłość. Ona przynajmniej trafiła na rockstara, ale czym jego zauroczyła taka pusta, rozwrzeszczana panna, której nie można ufać?
Przede wszystkim najlepszym wątkiem jest tutaj problem Gautama z wyobrażaniem sobie ludzi i sytuacji. Chociaż też ukazany w trochę chaotyczny sposób, zwłaszcza przebieranki Sameery. W pewnym momencie miałam problem z odróżnieniem czy to się dzieje naprawdę, czy to jednak wyobrażenie. Pewnie tak właśnie miało być, miałam się wczuć się w zdezorientowanie Gautama, ale utrudniało to połapanie się w fabule.
Miałam skojarzenia z Ghajini, w którym bohater zapominał, co się przed chwilą działo i nie rozpoznawał twarzy, dlatego jego nieodłącznym towarzyszem był aparat. Tutaj też wykorzystano motyw zdjęć (mistrzowskie, gdy Gautam na podstawie serii zdjęć, klatka po klatce, odkrył numer telefonu, pod który dzwoniono) i kamery. Tu jednak skupiono się na wyobraźni i jak bardzo skrzywdzono umysł chłopca, któremu wmawiano, że nigdy nie miał rodziców i że to wszystko to jego urojenia.
Aż mnie świerzbiły palce żeby to w końcu napisać: MAHESH! <3 <3 <3 Re-we-la-cyj-na rola. Od początku do końca to jego film. Ani na chwilę nie daje się nikomu przyćmić (ciekawe komu miałby skoro nie miał tu konkurencji, bo wszyscy przy nim bledną), jego gwiazda świeci tu jak nigdy wcześniej. Dla mnie mógłby tu nie wypowiedzieć ani słowa, bo wszystko widać w jego hardym spojrzeniu, zdecydowanym chodzie, z tym jaką determinacją bije nawet w wyobrażeniu, z jaką zawziętością myśli o zemście, z jakimi łzami w oczach przegląda odnaleziony notes ze zdjęciami rodziców w ostatniej scenie. Majstersztyk! Niby to podobno rola do jego wcześniejszych, w których jego bohater ogranicza się do zemsty i zabijania, ale miał tu coś takiego, czego nie potrafię określić. Charyzma i pewność siebie po prostu wylewały się z ekranu.
Gdzie tam Sid, Prabhas, Ram Charan - Mahesh to absolutny numer jeden!
Kirti Sanon trafiła na słabą rolę jak na debiutancki film. Sameera była mocno denerwująca, zwłaszcza w scenach nachalnego narzucania się Gautamowi i raczej nie miała się czym wykazać. Ładna dziewczyna i to na razie na tyle. Ma już na koncie też debiut w hindi, teraz gra u boku Varuna z Szarukiem i Kajol w Dilwale, więc zobaczymy jak daleko zajdzie.
Film i tak jest długi, więc całe szczęście nie przeładowano go muzyką. Piosenek jest tylko pięć i, o dziwo, bardzo wysoko trzymają poziom.
Who Are You znałam już z pierwszych zapowiedzi i to zdecydowanie najlepsza piosenka w filmie. Rockowy głos Deviego Sri Prasada i bębny w refrenie dają ogromnego kopa temu utworowi, znakomicie mi się przy nim maszeruje.
Urocze jest Aww Tuzo Mogh Kortha jako piosenka Sameery, dobre London Babu z SA Sophie Choudhary, smutne O Sayonara O Sayonara, ale coś czemu muszę poświęcić więcej miejsca to absolutnie rozwalające You're My Love.
Średnio łączy się z resztą soundtracku i brzmi jakby żywcem wyjęte z repertuaru podrzędnego boysbandu lat 90', ale to jest genialne! Mam banana na twarzy, gdy tego słucham, a refren tak bardzo wkręca się do głowy, że od wczoraj nie nucę niczego innego niż:
You're my love, you're my love
You're the one for me right now
Your're my song I'll sing forever.
You're my love, you're my love
You're the one for me right now
You're my heart, you're my beat forever. :D
To jest takie puste i żenujące i żeruje na chwytliwym refrenie z prostą muzyką i równie zabawnym układem choreograficznym, ale nie można się od tego opędzić! W teledysku Maheshowi brakuje tylko jakichś trzech facetów do grupki i z powodzeniem mogliby się zabawić w boysband. :D Uwielbiam tą piosenkę! Kij, że w ogóle nie pasuje do filmu, a Mahesh wygląda w teledysku jak kretyn, musząc ją 'śpiewać', ale jest cudowna! :D
Jukebox do przesłuchania:
Zawsze będę miło wspominać ten film za fantastycznego Mahesha i You're my love, a przede wszystkim za ciekawy scenariusz. Wykonanie trochę kulało i zdecydowanie za długo to przeciągano, ale Mahesh dzielnie trzymał 1... Nenokkadine na swoich barkach. Gdyby nie on, nic dobrego by z tego filmu nie zostało. I po tym poznaje się świetnego aktora i prawdziwą gwiazdę.
Anil wychowuje się w ubogiej dzielnicy Mumbaju razem z matką. Razem z wujkiem zarabiają śpiewając. Pewnego dnia jego śpiewowi przysłuchuje się dziewczynka, córka poważanego N.P. Oberoia. Ojciec zauważa biedaków we własnym ogrodzie i oskarża chłopca o kradzież gitary. Za synem wstawia się jego matka i trafia do więzienia. Mieszkańcy dzielnicy przyczepiają im łatkę złodziei i doprowadzają do ich wyprowadzki. Anil obiecuje, że winni ich zniewagi zapłacą za to upokorzenie. Po latach zostaje popularnym disco dancer Jimmym, detronizując Sama, syna Oberoia.
Po jednym z najbardziej kultowych filmów w Indiach spodziewałam się czegoś bardziej zaskakująco-odkrywczego. Może to właśnie jest jego siłą, że jest prosty, bazuje na zemście za upokorzenie matki, miłości syna do niej i dyskotekowej muzyce lat 80.'
Jak dla mnie toczył się po prostu za wolno, nie było żadnego punktu kulminacyjnego (chociaż śmierć matki akurat mnie zaskoczyła, ale to trochę za mało), spotkanie po latach Anila i Geety od razu kończy się Wielką Miłością (rzygam takimi w filmach), a villaini nie wywoływali u mnie żadnych emocji.
Zdecydowanie największym plusem jest Mithun Chakraborty. Najpierw jako ubogi chłopiec kochający śpiew, a potem bogaty i pewny siebie disco dancer Jimmy. Disco Dancer to od początku do końca jego film. Już nie dziwię się popularności jaką po tym zdobył. Chyba najlepiej obrazuje to jego występ specjalny w Deewangi Deewangi z OSO, gdy przy jego wejściu panie młodsze, jak i starsze mdleją jak za dawnych lat.
Ze znajomych twarzy można zauważyć również Rajesha Khannę i chudszego o dobre 40 kilogramów Oma Puriego. Niby oprócz wagi nic się nie zmienił, ale zobaczyć go młodszego o 30 lat i szczuplutkiego to ciekawe doświadczenie. :)
Muzyka to chyba największy plus Disco Dancera. Jimmy Aaja i piosenkę tytułową znają chyba wszyscy wielbiciele tego kina, zwłaszcza ta druga bardzo często zostawała wykorzystywana w późniejszych filmach. Co by tylko wspomnieć własną parodię Mithuna w Golmaal 3 albo mojego ulubionego Ranbira w klubie gejowskim w Anjaana Anjaani. :D
Mnie jednak w ucho najbardziej wpadło Auva Auva Koi Yahan Nache. Kicz lat 80' w pełnej krasie. Bappi Lahiri to jednak sprytna bestia i to oczywiście nie jest jego własna kompozycja. W oryginale The Buggles - Video kills the radio star.
Dla porównania z oryginałem:
Wiadomo, co lepsze. :>
Poznawanie indyjskich klasyków to zawsze wielka frajda, a zwłaszcza tych sprzed 30 lat, bo takich filmów już się po prostu nie robi.
Fabularnie Disco Dancer nie powala, to film zdecydowanie na jeden raz, ale dla poznania fenomenu Mithuna z tamtych lat i tej szalonej dyskotekowej muzyki warto.
Trzej studenci z Delhi zostają uznani za zaginionych w małej indyjskiej wiosce Jhanjhar. Sprawa zostaje nagłośniona przez uczelnię i media. Rząd, lokalne władze i policja bagatelizują jednak zdarzenie. Na miejsce zostaje wysłanych dwóch oficerów CBI - Siddhant Chaturvedi i Pratap Kumar. Kluczem do poznania prawdy okazuje się żona jednego z wysoko postawionych policjantów, a zarazem była miłość Pratapa.
Priyadarshan w ostatnich latach najlepiej znany jest z głupich komedii, ale zaczynał w kinie malayalam skąd czerpie najwięcej inspiracji. Aakrosh to tym razem oryginalna historia czerpiąca z prawdziwych zdarzeń w Uttar Pradesh.
Zawsze mam problem z 'poważną' tematyką w filmach indyjskich. Niby mam dość idiotycznych komedii i chcę obejrzeć coś na serio. Ale gdy to dostanę nie jestem do końca zadowolona, bo tych naprawdę dobrych jest niewiele. Podobnie jest z Aakrosh. Niby to całkiem sprawnie zrealizowana historia, ale naprawdę wciągnęła dopiero, gdy Geeta wyznała prawdę Pratapowi o studentach czyli jakieś 40 minut przed końcem. Miałam już rzucić i dokończyć rano, ale w końcu siedziałam do drugiej, bo byłam ciekawa finału.
Mimo tysięcy kilometrów od Indii wydaje mi się, że doskonale znam tamtejsze realia: korupcję polityków i policji, Shiv Sena, biedotę wsi, analfabetyzm, podział na kasty, aranżowanie małżeństw, a jednak dalej potrafią mnie one zaskoczyć. Pomijając niezbędne podkoloryzowanie historii na rzecz filmu to realia Aakrosh są naprawdę przerażające. Chociażby historia studenta Dinu i jego miłości do córki polityka, która nie kończy się happy endem z kolorową piosenką, ale brutalnej śmierci z rąk ojca ukochanej, a później także dwóch przyjaciół, których zabija policjant Shatru. Mieszkańcy wsi o wszystkim wiedzą, ale boją się puścić parę z ust w obawie o życie swoje i najbliższych. Jamuniya tracąca męża, oglądająca śmierć małego synka i kończąca bez języka to kolejny przykład.
Film aktorsko broni przede wszystkim Paresh Rawal jako Shatru. Świetny jako skorumpowany policjant i sługus polityków. Złe charaktery mu służą. A scena, w której domyśla się, że to żona stoi za odkryciem prawdy o studentach i bije ją do nieprzytomności, chociaż za zamkniętymi drzwiami i słyszymy tylko odgłosy kopania i jej krzyki - rewelacyjna.
Plus dla osoby odpowiedzialnej za casting, która obsadziła w rolach oficerów CBI Akshaye i Ajaya. Wydają się kompletnie niedopasowani, mi też na początku nie pasowali, a jednak to ich zaleta. Stonowany i opanowany Siddhant, a z drugiej strony porywczy i impulsywny Pratap, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi Geeta. Scena, w której Pratap wypada ze szpitala, by jak najszybciej zemścić się na Shatru za pobicie Geety, a Siddhant powstrzymuje go siłą chyba najlepsza w całym filmie.
Bipasha jest za ładna i zbyt seksowna do ról wieśniaczek, pasowała do tej scenerii jak pięść do oka. Geeta niby była kluczowa do poznania całej prawdy, ale Bips niestety nie zachwyca.
Muzyka jak dla mnie była zbędna, bo jakoś nie mam ochoty w środku takiego filmu oglądać miłosnej piosenki sprzed lat Pratapa i Geety. Jedyna zapadająca w pamięć to Isak Se Meetha z SA Sameery Reddy. A poza tym deszcz to +100 do powodzenia każdego indyjskiego teledysku. :)
Poważny temat, niezły scenariusz tylko za bardzo rozciągnięty, aktorsko trochę kulało, ale dla dawno niewidzianego Akshaye, świetnego Paresha i ostatnich 40 minut warto.
Poproszę więcej takiej tematyki w lepszej reżyserii.