Nie pisałam recenzji od dobrych kilku lat. W pewnym momencie zaczęły
mnie już wykańczać, bo mimo że nie jestem perfekcjonistką, one musiały
być w pełni dopracowane, a każda kwestia filmu poruszona. Pisałam je
godzinami, omawiając każdy szczegół, a potem denerwując się, że nikt nie
zauważył w niej szczegółu, nad którym długo pracowałam. Potem
pochłonęła mnie piłka nożna, Barcelona i całkowicie się temu oddałam.
Niektórzy zapewne pamiętają mnie i moje recenzje z bollywood-news.
To był wspaniały czas! Czas kiedy miłość do indyjskiego kina nadal była
ogromna, a ja mogłam połączyć to z moją drugą pasją - pisaniem.
Pamiętam mnóstwo czytelniczek, dużo szczerych i konstruktywnych
komentarzy, a ja czułam, że robię to nie tylko dla siebie, ale też dla
innych. Bardzo żałuję, że po zmianie na gorsze blog.onet.pl bez żalu
usunęłam bloga i nawet żadnej nie zapisałam. Z kilku byłam naprawdę
dumna! Jak smakowicie obsmarowałam MNIK, zachwycałam się Okkadu, Pournami, śmiałam się z gniotowatości Mazaa Mazaa. Oddałabym dużo żeby znów to przeczytać jednak głupota moja nie zna granic.
Od
długiego już czasu nosiłam się z powrotem. Jestem w klasie
humanistycznej, za rok matura, a ja czuję, że nie mam już tak lekkiego
pióra jak kiedyś i piszę wypracowania na trójki. Pomyślałam, że nadeszła pora żeby znów spróbować. Może
wypali? Może znów poczuję tą pasję, co kiedyś? W czwartek obejrzałam
Jab Tak Hai Jaan i z upływem filmu i zwiększaniem się mojego zachwytu
stwierdziłam, że to świetny materiał na recenzję i mój comeback. Cóż,
spróbujmy! Lojalnie uprzedzam, że jak zwykle moje recenzje są
naszpikowane spoilerami, więc czytacie na własną odpowiedzialność. :)
Jab Tak Hai Jaan (2012) - Dopóki żyję
Obsada:
Shahrukh Khan - Samar Anand
Katrina Kaif - Meera Thapar
Anushka Sharma - Akira Rai
Neetu Singh - Pooja
Rishi Kapoor - Imran
Anupam Kher - ojciec Meery
Sarika Thakur - doktor Zoya Ali Khan
Sharib Hashmi - Zain
Jasmine Jardot - Maria
Gireesh Sahadev - Jagdeep Deewan
Amarinder Sodhi - Kamal Singh
Varun Thakur - Hari Krishnan
Jay Conroy - Roger
Przed seansem wiedziałam niewiele na temat fabuły. Pamiętałam jakieś urywki Challi sprzed
premiery z Szarukiem jako ulicznym grajkiem, jego mroczny wygląd w
mundurze, oburzenie na temat pocałunku, zwariowaną Anushkę oraz
niezrozumienie postaci Meery i jej obietnicy złożonej Bogu. Postanowiłam
przekonać się na własnej skórze jakie jest ostatnie dzieło wujka Yasha.
Przez
osiem lat znajomości tego kina obejrzałam naprawdę wiele filmów z
różnorodnymi aktorami. Nie tylko z północy Indii, ale przekonałam się
także do południa. Yash Chopra to jedno z pierwszych skojarzeń, gdy
wspominam swoje początki. Nie kiczowate K3G, moje pierwsze zderzenie z Bollywood, nie Kal Ho Naa Ho,
drugi film, po który poleciałam do sklepu, gdy tylko zobaczyłam reklamę
w telewizji uśmiechniętego Shahrukha i Preity w niebieskim sari, ale Veer Zaara. Ponadczasowa historia miłosna, która po tylu latach nadal gości w moim sercu, a ja co jakiś czas z sentymentem wracam do Main Yahaan Hoon
i rozmyślam, że Veer Pratap Singh już od dawna zasługuje na powtórkę.
Trzy godziny ciągłego uśmiechu, płaczu pt. 'Dlaczego nie mogą być
razem?' i wielkich emocji. Po naprawdę długim czasie to samo uczucie
poczułam, oglądając Jab Tak Hai Jaan. Ten sam sentyment, te same
podekscytowanie, te same łzy, ten sam uśmiech. Jakby ktoś przeniósł mnie
lata wstecz i po raz pierwszy włączył Veer Zaarę. Taką radość potrafi dać tylko stary, dobry wujek Yash. Świat filmowy po jego odejściu stał się bardzo ubogi.
Oczywiście pod względem epickości i podniosłości nic nie równa się historii Veera i Zaary jednak gdyby ktoś zaczął oglądać Jab Tak Hai Jaan
bez znajomości nazwiska reżysera nie miałby żadnych problemów z
odgadnięciem. Tylko Yash potrafił jeszcze robić takie filmy. Urocze w
prostocie wymowy, ale mocno trafiające do serca.
Młodziutka
dziennikarka Discovery Channel Akira nastawia kamerę, aby nagrać swój skok do wody i
udowodnić znajomym, że nie boi się żadnego wyzwania. Nie przewidziała
jednak, że woda okaże się lodowata, a ona zacznie tonąć. Z opresji
ratuje ją Samar Anand, saper indyjskiej armii. Po powrocie do schroniska
Akira odkryje, że w kieszeni munduru, którym ją okrył, znajduje się
jego notatnik. Takim sposobem staje się częścią historii miłosnej
zapoczątkowanej 10 lat wcześniej...
Pierwsza część filmu
okazała się o wiele lepsza niż druga. Obawiałam się historii romansu
Samara i Meery, bo Katrina to nie jest aktorka najwyższych lotów, a
pasuje na kochankę Shahrukha jak ja na wykładowcę matematyki czyli w
ogóle. Okazało się, że kupiłam to naprawdę bez większych zgrzytów, a
nawet w pewnym momencie wciągnęłam i byłam bardzo ciekawa jak dojdzie do
ich rozstania. To było naprawdę delikatnie i subtelnie rodzące się
uczucie. Od wzajemnego obserwowania się, gdy Samar zarabiał, robiąc za
ulicznego grajka, pierwszą rozmowę po jej zaręczynach i stwierdzeniu, że
nie wygląda na szczęśliwą, po jej naukę pendżabskiej piosenki na
urodziny ojca, taniec w podziemiach, pierwsze wyznanie miłości Samara i
pocałunek na przystanku metra, spotkanie z matką Meery, jej 'Kocham cię'
aż po wypadek i rozstanie. Podczas spotkania po latach Meery z Pooją i
jej późniejszego wyznania łzy pociekły mi nawet nie wiem jak i kiedy.
Druga
to już całkowicie inny Samar i Akira, żywe srebro, które próbowało za
wszelką cenę przebić się przez jego skorupę obojętności, wyniosłości,
chłodu i tęsknoty za Meerą. Nie spodziewałam się drugiego wypadku i
amnezji wstecznej, więc byłam bardzo zaskoczona takim obrotem sprawy i
faktem, że w taki sposób los postanowił ich znowu połączyć. Czułam się
trochę zawiedziona i w trakcie seansu zaczęłam wymyślać inne
scenariusze. Jestem bardzo ciekawa, co by było, gdyby okazało się, że
Meera jednak naprawdę wyszła za Rogera. Czy jeszcze by o siebie
walczyli? Czy Samar dałby szansę Akirze? No i ta końcówka łzawa i
patetyczna aż do bólu. Miałam taką nadzieję, że 108 bomba okaże się tą
ostatnią, a Samara szlag trafi i w końcu przestanie być człowiekiem,
który nie może umrzeć. To by dopiero było zakończenie! Jednak miłość
przezwyciężyła wszystkie przeszkody, inaczej być nie mogło. Jednakże
pytanie Samara czy Meera nie mogła zrozumieć swojej głupoty trochę
wcześniej trafione w sedno.
Samar w 2002 roku pracuje w
Londynie na dwie zmiany. Zabawia mieszkańców swoim śpiewem i grą na
gitarze, ale również odśnieża ulice, sprzedaje ryby czy zostaje
kelnerem. Wszystko zmienia się, gdy widzi biegnącą w śniegu do kościoła
dziewczynę, którą porównuje do anioła i podsłuchuje jej rozmowę z
Bogiem. Następnie jest kelnerem na jej zaręczynach i znajduje ją palącą
papierosa na zapleczu. Nie ma wątpliwości, że jest nieszczęśliwa i wcale
nie chce tego ślubu. Powoli zbliża się do niej, gdy Meera prosi go o
pomoc w nauce pendżabskiej piosenki, którą chce zaprezentować na
urodzinach swojego ojca. Samar ją chwali, ale uważa, że w jej śpiewie
nie ma pasji. Zaprasza ją na pokaz tańca w podziemiach Londynu. Każe jej
się skąpo ubrać, zdjąć maskę wstydu i zatańczyć przed wszystkimi.
Wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, ale przecież jej ojciec
nadal nie wie, że wcale nie kocha Rogera i ślubu nie będzie. Wszystko
niweczy wypadek Samara. Meera żarliwie się modli i obiecuje Bogu, że
jeśli daruje mu życie nigdy więcej się z nim nie spotka. Ta decyzja
zaważy na kolejnych 10 latach ich życia...
W drugiej części filmu
Samar to zupełnie inna osoba. Po wyjeździe z Londynu wstępuje do
indyjskiej armii, aby całkowicie odciąć się od poprzedniego życia.
Stanowczy, zimny, cierpiący saper, który nie boi się śmierci. Dopiero
pojawienie się Akiry sprawia, że znów na jego twarzy pojawia się
uśmiech.
Mówcie co chcecie, ale Shahrukh był tu
obłędny, a wyglądał jak milion dolców! Może po prostu wieki nie
widziałam z nim żadnego filmu i uodporniłam się na jego wrodzony urok i
czar, ale tu od pierwszej sekundy chłonęłam go jak gąbka. Wydaje się, że
Samar to taka wtórna postać. Znowu zakochany chłopak z gitarą po
przejściach. W żadnej chwili nie miałam skojarzenia z którymś jego Rajów
czy Rahulów. To był major Samar Anand z krwi i kości. Rezygnujący z
miłości i ukrywający swój ból po stracie pod mundurem sapera. Z każdym
kolejnym dniem coraz bardziej kochający Meerę. Jak wielką przemianę
przeszedł najlepiej świadczy chyba scena nad rzeką. Akira nagrywa go z
ukrycia, gdy on zrozpaczony śpiewa piosenkę sprzed lat dedykowaną
Meerze. W pierwszej chwili zastanawiałam się skąd ją zna, bo to przecież
zupełnie inny i obcy Samar do tego sprzed 10 lat.
Może jest już
za stary do wcieleń jak z Londynu i czasami wyglądał przy Katrinie jak
jej tata, ale naprawdę nie miałam żadnych zastrzeżeń. Scena w kościele,
oba wyznania miłości, zacięcie w oczach Samara w drugiej części to moje
małe majstersztyki. Chyba po prostu się za nim stęskniłam i nie powiem
nic obiektywnego. Szaruk dalej genialny jest i basta.
Na
Meerę narzekają chyba wszyscy. Zupełnie nie wiem jak rozgryźć tą
dziewczynę. Wydaje mi się jakaś taka karykaturalna. Z jednej strony
opowiada Samarowi jak to pomaga sierotom, udziela się w jakimś klubie
seniora, wieczorem stoi i rozdaje biednym gorący posiłek, ze wszystkimi
problemami idzie do Boga. Z drugiej strony nie chce sprzeciwić się ojcu i
jego matrymonialnych planach wobec niej i jej ślubu z Rogerem.
Ważną
kwestią jest tutaj wątek porzucenia Meery przez matkę w wieku 12 lat i
jej odejścia z innym. Od tamtej chwili wychowuje ją tylko ojciec i może z
wdzięczności nie chce mu odmawiać? Jej podejście zmienia się właśnie od
momentu szczerej rozmowy z matką po latach i jej słowach, że nigdy nie
będzie się szczęśliwą, na siłę się unieszczęśliwiając. Pooja wiele lat
ukrywała swój romans ze względu na to, że córka była jeszcze mała, ale w
końcu uczucie zwyciężyło. Meera dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że z
Rogerem nigdy nie będzie szczęśliwa skoro kocha Samara. I wszystko
byłoby w porządku, gdyby nie ten nieszczęsny wypadek.
Meera przez lata
prowadziła handel wymienny z Bogiem. 'Sprawisz, że zdam najlepiej
egzaminy na uniwersytecie, a tata nie polubi Rogera to nie będę jadła
czekoladek ani nie założę futra, a wiesz jak je uwielbiam.' To modlitwa
pięciolatki, a nie dojrzałej kobiety. W chwili zagrożenia życia Samara
obiecuje Bogu, że jeśli ocali mu życie nigdy więcej się z nim nie
spotka. I tu można się tylko załamać. Najbardziej bzdurny argument do
zerwania jaki widziałam. Fajnie, że dla Meery tak ważne jest dane komuś
słowo i tak mocno wierzy w działania Boga, ale to przecież głupota! Nie
dało się bardziej idiotycznie zmarnować tych dziesięciu lat. 'Sory,
Samar, ale jeśli będziemy razem to na pewno umrzesz.' Litości! Cała
sympatia dla Meery kończy się właśnie w tym momencie. Po latach jest
jeszcze gorzej. W pierwszej części jakieś niewielkie oznaki
spontaniczności, radości były jeszcze widoczne, ale w drugiej non stop
chodziła ze zbolałą miną pt. 'Jak cierpię, bo nie mogę z nim być! Ale
jestem tak uparta, że na pewno do niego nie wrócę, bo Bóg go zabije!'
Ta
postać jest niewiarygodnie nielogiczna, infantylna i dziwna w swoim
zachowaniu. Nie potrafię zrozumieć jej postępowania. Nie dość, że
unieszczęśliwiła siebie to na dodatek złamała serce Samarowi.
Romansowała z nim mając narzeczonego, a jednocześnie potem kazała mu
razem ze sobą przysięgać przed Bogiem, że nie posuną się dalej w swoich
relacjach i na deser to idiotyczne rozstanie.
Katrina
starała się jak mogła. Doceniam to, bo z Meery naprawdę nie da się dużo
wykrzesać. Postać została już położona na etapie scenariusza, więc co
mogła z tym zrobić.
Pierwsza połowa była w jej wykonaniu całkiem udana.
Taniec w podziemiach był mistrzowski (że dobrze tańczy zauważyłam już w Mashallah z Ek Tha Tiger, ale tutaj po prostu wymiotła wszystko i wszystkich), w
scenie z Pooją i wyznania miłości Samarowi mnie wzruszyła, a jej
przerażenie przed pierwszym pocałunkiem na stacji metra było naprawdę
prawdziwe. Nie da się jednak ukryć, że to nadal drewno, a dramatyczne
sceny w drugiej części wypadły fatalnie, całą sytuację starał się
ratować tylko Szaruk. W ostatniej scenie rozbrajania bomby i zaręczyn
chyba tylko sama bomba miała więcej życia niż Meera. Facet idzie
rozbrajać bombę, widzowie zastanawiają się czy Yash jednak nie zechce
wysadzić go w powietrze, a u niej zero emocji!
Katrinie zdecydowanie
bardziej leżą lżejsze role i filmy jak chociażby wspomniany wyżej Ek Tha
Tiger czy naprawdę świetna postać w Zindagi Na Milegi Dobara. Pamiętam,
że byłam wtedy zszokowana, że przez cały film była taka naturalna,
świeża i wyglądała jakby była sobą. Wiele jeszcze przed nią, ale skoro
wyrobiła się Priyanka i Deepika to mam nadzieję, że i na nią przyjdzie
czas.
Na deser zostawiłam perełkę Jab Tak Hai Jaan,
która Katrinę nakryła czapką. Akira to zupełne przeciwieństwo Meery.
Szalona, wygadana, lekkomyślna, wyzwolona, czasami bezczelna
dziennikarka, która spędza dwa tygodnie z oddziałem armii żeby
przygotować materiał na temat sapera, który nie może umrzeć. Zachwycona
jego historią miłosną stawia sobie za cel zdobyć jego serce. Jak sama
później powie rzucała chłopaków pierwsza po trzech miesiącach, bo bała
się odrzucenia. Jak na ironię zakochuje się w mężczyźnie, który nigdy
nie odwzajemni jej uczuć.
Było mi jej naprawdę szkoda. Po raz pierwszy
poczuła, że szczerze oddała swoje serce, ale jedyną miłością Samara
pozostanie Meera. Nie zasłużyła na odrzucenie, ale jest jeszcze młoda i
niedoświadczona. Samar na zawsze pozostanie ważną osobą w jej życiu, ale
ona będzie żyć dalej. W końcu nie doświadczyła odwzajemnienia uczuć,
może to niespełnienie nie będzie tak bolało jak w przypadku rozstania
Samara i Meery.
Anushka jest idealną Akirą. Z każdym
jej pojawieniem się na ekranie jakby słońce wychodziło zza chmur. W
końcu była nutka szaleństwa, zabawy, radości, a jej powiedzonka bawiły
do łez. Momentami może rzeczywiście była zbyt wścibska, a jej nachalność
irytowała, ale miała być zupełnym przeciwieństwem bogobojnej i
spokojnej Meery, a to całkowicie się udało. Kontrast był uderzający.
Cieszę
się, że za Akirę zgarnęła kilka nagród, w tym Filmfare'a dla najlepszej
aktorki drugoplanowej, bo może nie była to rola wybitna, ale na pewno
zapadająca w pamięć, a Anushka była świetna. Zwariowana,
bezkompromisowa, zakochana, ale w odpowiedniej chwili potrafiąca usunąć
się w cień.
Yash chyba lubił postacie pomagające
głównej parze w ponownym połączeniu, podobnie było przecież z Saamiyą z
Veer Zaary. Ona może nie zakochała się w Veerze, ale przez cały czas
trwania procesu również zaangażowała się w jego historię miłosną i
dążyła do jej szczęśliwego zakończenia. Kanwa fabuły zresztą jest
podobna. W obu mamy powolne rodzenie się uczucia, narzeczonego
bohaterki, rozstanie na wiele lat i kobietę, która dzięki swojemu
uporowi pozwoliła znów być im razem. Co z tego skoro to dalej łapie za
serce i wyciska z oczu łzy.
Cudowną niespodzianką było
cameo Neetu Singh i Rishiego Kapoora jako matki i jej partnera, z którą
po latach spotkała się Meera. W sumie nie musieli nic udawać jako, że i w
rzeczywistości są małżeństwem, ale byli tacy ciepli, kochani i szczerzy
w swojej relacji. I te: 'Kocham cię. - Wiem.'
Niezmiernie wzruszyłam się na szczerej rozmowie Pooji z córką i podziękowaniach Meery Imranowi, że uczynił jej mamę szczęśliwą.
Szkoda,
że tak mało było Anupama, ojca Meery, ale w sumie był zbędny, a
potwierdza to fakt, że nie dostał nawet imienia. Ważniejsze było jej
pojednanie z mamą, której długo nie potrafiła wybaczyć odejścia.
Muzyka
to jeden z najmilszych akcentów filmu. Podczas seansu miałam z nią
lekki problem i niekoniecznie pasowała mi do całości. Od wczoraj słucham
jednak cały soundtrack raz po raz, cały czas robiąc replay i to jest
absolutnie cudowne! Muzyka Rahmana to miód na moje uszy.
Spokojne i
nastrojowe Heer, romantyczne i momentami niegrzeczne Saans (ach, ten
moment w budce telefonicznej i striptiz w metrze!), genialny
instrumental Ishq Dance podczas tańca Meery i Samara w podziemiach to
moje mistrzostwo świata. Vaibhavi Merchant ma u mnie pokłony do samej
ziemi za ten układ! Siedziałam z buzią otworzoną na oścież. Ależ Katrina
się do tego rusza! Nawet Shahrukh miał czasami problem za nią nadążyć. A
poza tym fantastyczne żywiołowe Jiya Re Akiry, nocne Ishq Shava, Challa
ulicznego grajka i tytułowa piosenka na napisach końcowych wraz z
ujęciami Yasha podczas kręcenia. Podobno miał być do tego nakręcony
łączkowy teledysk, ale nie zdążył zrobić tego przed śmiercią. Deserem
jest recytowany przez Shahrukha tytułowy wiersz z takim instrumentalem,
że za każdym razem przechodzą mnie ciarki.
Dość powiedzieć, że
spod ręki Rahmana wyszły także moje ukochane OSTy do Dil Se.., One 2 Ka
4, Rangeeli, Kisny, Pukar, Mangala Pandeya czy nagrodzonego Oscarem
Slumdog Millionaire. Nikt nie tworzy utworów z taką magią i głębią.
Żeby nie było tak różowo to muszę wspomnieć o kilku absurdach i o tym, co mi się nie podobało.
Druga
część w ogóle jest taka jakaś nieprawdopodobna. Drugi, w zasadzie
identyczny wypadek i amnezja wsteczna Samara były przekombinowane, Akira
w słuchawkach na uszach praktycznie wchodząca na minę (zmroziło mnie!),
taniec żołnierzy w Jiya Re, rozbrajanie bomby pod mostem właściwie bez
żadnego zabezpieczenia, ale ze śmiechu rozłożył mnie tajemniczy pakunek w
pociągu. Zastanawiałam się jak Samar odzyska pamięć, ale czemu tak w
głupi sposób? Słyszy o bombie, idzie do pociągu, rzuca kilka
specjalistycznych słówek każdego sapera, Angol mówi: 'O, chyba facet zna
się na rzeczy. Dawaj.', a on jak gdyby nigdy nic ją rozbraja. Już to
widzę! Podejrzany człowiek, ciemna karnacja, a ci bez żadnego
zastanowienia dopuszczają go do bomby.
Położenie
postaci Meery i błąd obsadowy z Katriną. Jestem bardzo ciekawa, co
takiego Yash w niej widział, powierzając jej tą rolę. Bo nie dość, że
Meera była głupia jak but to Katrina niewiele potrafiła z niej i siebie
wykrzesać (jedyny ogień był podczas tańca w podziemiach), a chemii z
Shahrukhem to jak na lekarstwo. On się starał, próbował patrzeć na nią z
miłością i pożądaniem, a ona przy nim to jak córka, a nie kochanka. Z
Anushką mieli być dobrą parą kumpli, widać, że czują się w swoim
towarzystwie lekko i swobodnie, a Katrina cały czas jakby miała kij w
tyłku i bała się chociażby namiętnie na niego spojrzeć. Pewnie była
onieśmielona, gdzieś nawet o tym czytałam, ale na planie jesteś już
Meerą i Samarem, a nie Katriną i Shahrukhem, musisz grać.
I ta końcówka. Powinna być
pasjonująca i mega emocjonująca, a i tak znając wujka Yasha, wiedziało
się, że na pewno nie uśmierci Samara. Chociaż ja bym chętnie ukarała tak
Meerę za jej głupotę. Byłoby to okrutne, po tym wszystkim nie zasłużyli
na taki koniec, ale to by było COŚ! A tak liczyłam na bum...
Najlepsze sceny:
- Pierwsze spotkanie Samara i Meery. On odśnieża obszar przed kościołem, a ona biegnie w długiej sukni i czerwonej kurtce po śniegu, aby podziękować Bogu za swoje najlepsze wyniki na uniwersytecie i prosić żeby ojcu nie spodobał się Roger.
- Challa i pierwsze nieśmiałe spojrzenia na ulicy Samara i Meery.
- Rozmowa na zapleczu po zaręczynach Meery. Sama próbuje siebie przekonać, że jest szczęśliwa, ale Samar pyta jak to możliwe skoro nie patrzyła Rogerowi w oczy, a teraz zamiast być z nim siedzi sama, pali i opowiada o tym nieznajomemu.
- Samar uczący Meery pendżabskiej piosenki, którą chce zaśpiewać na urodzinach ojca i Samar doskonalący swój angielski. Ach, ta nauka w wannie wymowy słowa łosoś 'salmon', który brzmi jak 'Salman' i jego śmiech z jej śpiewu, który ona kwituje oblaniem go koktajlem. :D
- Meera opowiadająca, że w piątki pomaga przy rozdawaniu ciepłego posiłku potrzebującym, w poniedziałki jest w sierocińcu, w środy pomaga w schronisku dla kobiet, a w niedziele jest w domu seniora. A Samar: 'To wszystko? Tylko tyle? Very bad. (Zabrzmiał tu jak Don! :D) We wtorki, czwartki i soboty marnujesz czas? Matka Teresa poświęciła na to całe życie.', a do jednej z potrzebujących: 'Hej, grubasko, ile będziesz jeść? Przejdź na dietę!'
- 'Dlaczego to robisz? - Bo chcę ci pokazać kim naprawdę jesteś.', gdy Samar uważa, że w jej śpiewie brakuje pasji i każe zgłosić się do Marii, jego koleżanki kelnerki, jednej z tancerek z podziemia.
- 'Wrócisz, bo ten z kim będziesz szła ramię w ramię i ten, kto spojrzy ci w oczy, i ten, kto ukradnie twoje serce sprawi, że tobie już nic nie zostanie.' Ich rozmowa jako Raja i Tiny bardzo elektryzująca.
- Ishq Dance to majstersztyk i będę to głosić każdemu! Jak już mówiłam: ukłon dla Vaibhavi za choreografię i Shahrukha i Katriny za wszystkie emocje, których doświadczyłam podczas tego tańca. Mistrzostwo.
- Wyznanie miłości Samara na przystanku metra. Meera już chce do niego wsiąść, ale Samar zatrzymuje ją pytaniem: 'Jeśli cię pocałuję to mnie uderzysz? Nie sądzę żebyś mnie uderzyła.' To jak ją przyciąga do siebie, odgarnia włosy z policzka, przysuwając jej twarz bliżej i 'Nie uderzyłaś mnie. Nie uderzyłaś mnie.' w wykonaniu Shahrukha to jak zgon na miejscu.
- Meera opowiadająca przy chińszczyźnie o matce, która zostawiła ją i ojca, gdy miała 12 lat, odchodząc do innego oraz wymuszenie na Samarze obietnicy przed Bogiem, że zostaną tylko przyjaciółmi i nie posuną się dalej.
- Reakcja Pooji na widok córki, a także ich późniejsza szczera rozmowa cholernie wzruszająca. 'Jeśli sama nie jesteś szczęśliwa to nigdy nie uszczęśliwisz innych.'
- Przystanek Samara i Meery na kawę w drodze powrotnej, jej wyznanie miłości, ale on przypomina jej, że przekracza granicę. Meera w odpowiedzi znów go całuje i powtarza, że go kocha. Samar nie ma więc już wątpliwości, odrzuca pojemniki z kawą i następuje Saans. Momenty w budce telefonicznej i striptizu w metrze nie pokazują wiele, ale jednak są bardzo erotyczne.
- Scena, w której Meera decyduje się przyjść do Samara po wypadku i powiedzieć, dlaczego nie było jej przez ostatnie dni oraz że wychodzi za Rogera. Za każdym razem, gdy Samar ze łzami mówi 'Shaadi mubarak' - 'Gratulacje z okazji ślubu.' przechodzą mnie ciarki.
- Rozmowa Samara z Bogiem przed wyjazdem do Indii, że zabrał mu jego miłość, więc on ukradnie jej wiarę w Niego i codziennie będzie obejmował śmierć.
- Rozmowa telefoniczna Akiry z Arjunem po oddaniu Samarowi notatnika. 'Kochasz mnie? Możesz poczekać na mnie dziesięć lat? Nie? To w takim razie nie masz szans. Odłóż słuchawkę!'
- Scena opieprzania Akiry za słuchanie muzyki i wejścia na minę łudząco podobna do tego opieprzania Zaary, która chciała wrócić po plecak i prochy Bebe. Albo to tylko ja doszukuję się podobieństw na siłę.
- Nagrywanie kamerką Samara śpiewającego Challę nad rzeką i słowa Akiry oglądającą nagranie: 'W dzień bawisz się bombami, a w nocy śpiewasz romantyczne piosenki. Jak tu się w tobie nie zakochać? Poczekaj. W ciągu dwóch tygodni będziesz śpiewał pendżabskie piosenki dla Akiry. To moje wyzwanie. Dobranoc, sexy.'
- Nagrywanie rozbrajania bomby, wisząc pod mostem. Akira oczywiście nawija, że się nie boi, bo wisi tu z człowiekiem, który nie może umrzeć, więc to nie jest ten dzień na umieranie. Zresztą musi zrobić jeszcze wiele filmów dokumentalnych i uprawiać seks z facetami o różnych akcentach. 'Dorastałaś, czytając Kamasutrę?' :D A potem pyta czy nadal będzie myślał o Meerze czy pozwoli komuś wejść w jego życie. Przecież może z niej zrobić swoją dziewczynę. Jest młoda, zabawna, seksowna, jeśli chodzi o ciało to już je widział, a poza tym o nic nigdy nie prosiła Boga, więc zostawienie go przez jakieś modlitwy czy obietnice nie wchodzi w rachubę. Ten śmiech obojga! A potem chyba najlepsza piosenka filmu Jiya Re i cała kwintesencja charakteru Akiry.
- Odpowiedź Samara dlaczego podczas rozbrajania bomb nie nosi kombinezonu. 'Kombinezony mają chronić nas przed niebezpieczeństwem, zranieniami, bólem. Ale bardziej niż bomba boli życie. Na każdym rogu jest zdrada, ból, więc jeśli nie nosimy kombinezonów by chroniły nas przed niebezpieczeństwami życia to po co je nosić by uratować się od śmierci? Każdego dnia życie powoli nas zabija, a bomba zabije nas tylko raz.'
- Akira wyznająca mu, że może zrobić wszystko, ale nie może przekonać go żeby się w niej zakochał. 'Kocham cię, Samar. Całkowicie, głęboko i do szaleństwa.' On jest w stanie jej tylko odpowiedzieć: 'Mówisz tak jak ja, ale nie skończ tak jak ja jeśli chodzi o miłość.'
- Pierwsze spotkanie Meery i Samara po dziesięciu latach.
- Scena golenia i Meera mówiąca, że nie prowadzi już handlu wymiennego z Bogiem, bo ma jego.
- Wieczorne przytulenie i 'Stay here. Just stay here.'
- Akira przekonująca Meerę, że nigdy nie istniała w tej historii miłosnej i dla Samara liczy się tylko ona. 'Zostawiłaś go, więc nadal żyje. Ale teraz jeśli z nim nie zostaniesz to dla niego będzie to jak śmierć. Może twój Bóg chce ci powiedzieć: Meera, już wystarczy. Idź i żyj.'
- Pożegnanie z Akirą na lotnisku, w którym Samar obiecuje, że w następnym życiu będzie nowoczesnym kochankiem tak jak ona, a ich historia miłosna będzie całkowicie w angielskim stylu.
- Plus jedna scena usunięta, w której Meera przychodzi do Samara do pustej restauracji, ale on jest zajęty swoimi obowiązkami i na chwilę wychodzi. Ona w tym czasie zaczyna słuchać muzyki i tańczyć. Zauważa go, gdy ten wręcz pożera ją wzrokiem. Szybko wyłącza sprzęt grający, siada przy stoliku i wyjmuje książkę. Samar jest tak oszołomiony, że nie trafia siedzeniem na krześle i ląduje na podłodze. :D
To ile teksu spłodziłam po takiej przerwie na temat Jab
Tak Hai Jaan mówi chyba wszystko. Sama jestem zadziwiona. Wujek Yash tak
jak przed laty zabrał mnie do swojego świata miłości i mimo kilku
absurdów i niedociągnięć - nie zawiodłam się. Oczywiście pod względem
fabularnym do pięt nie dorasta Veer Zaarze, ale to godne pożegnania
zarówno z filmem jak i życiem. Wygląda na zamknięcie pewnej furtki, bo
nikt nie potrafił tak opowiadać o potędze miłości jak on i myślę, że
drugiego takiego nie będzie. Yash Chopra był w tym mistrzem, a świat bez
jego filmów pozostanie uboższy. Jednak dzięki nim będzie żył wiecznie.
Myślę, że wielbicieli Yashowych
romansów nie trzeba zachęcać do Jab Tak Hai Jaan. Dostaniemy tu solidną
trzygodzinną dawkę wzruszeń, śmiechu i poczucia, że miłość zwycięży
wszystkie przeszkody. Jeżeli nie dla Katriny zdecydowanie warto dla
Shahrukha, rewelacyjnej Anushki i cudownej muzyki A. R. Rahmana.
Twa nieposłuszna zabawa w oczach.
Twa beztroska śmiałość oczu.
Twe długie falujące włosy.
Nigdy nie zapomnę.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.
Twe dłonie opuszczające me dłonie.
Twe odejście od mego cienia.
Twe nieodwrócenie się by mnie zobaczyć.
Nigdy nie wybaczę.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.
Twój swobodny taniec w deszczu.
Twa złość na małe nieistotne rzeczy.
Twe małe, dziecinne psoty.
Będę kochać je wszystkie.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.
Twe fałszywe obietnice.
Twe spalone marzenia.
Twe samolubne pragnienia.
Będę nienawidzić je wszystkie.
Tak długo jak żyję. Tak długo jak żyję.